Nasz komentarz
Cofamy się ku starożytności
Słyszeliśmy kiedyś, że we Francji trudno współcześnie spotkać na ulicy osobę zdradzającą swym wyglądem zespół Downa. Z telewizji czy osobistych doświadczeń wiemy, że osoby takie są wyjątkowo pogodne i przyjazne. Dzieci dotknięte tą wadą lgną do wszystkich, chcą się przytulić. Niestety, w wielu państwach zachodnich wynik badania prenatalnego może przesądzić o ich unicestwieniu jeszcze w łonie matek.
Stosunek do osób niepełnosprawnych jest wyznacznikiem kultury. W tym miejscu warto przywołać wstrząsające opisy praktyk stosowanych w starożytnym świecie, który z powodu kultu piękna ludzkiego ciała nakazywał rodzicom dzieci kalekich pozostawienie ich na specjalnym cmentarzysku, a nawet zrzucenie ze skały ku przepaści.
Analogia ta wielu wydawać by się mogła daleka. Dla nich aborcja w niczym nie przypomina spartańskich praktyk i okrucieństwa Greków. Czy jednak nie jest ona wysublimowanym wykwitem tej samej pogardy dla inności? W starożytności czynnikiem sprawczym okrucieństwa było państwo, które nakazywało rodzicom rozstanie się z ich dziećmi. Dzisiaj słyszymy głosy kobiet, które od państwa domagają się zalegalizowania takiej możliwości. Oto, jak daleko zaszliśmy. Cofnęliśmy się w sferze kultury do czasów starożytności.
Swoją drogą, warto też przyjrzeć się medycynie, dla której fundamentem aksjologicznym zawsze były słowa – „Primum non nocere” (Po pierwsze nie szkodzić). Dyskusja na temat aborcji, a także podejście lekarzy do kazusu dzieci z zespołem Downa każą pytać o sumienie nie tylko prawodawców i rodziców, ale też lekarzy. Jeśli te wszystkie badania mają służyć zapaleniu zielonego światła dla dokonywania okrucieństwa, to broń nas, Panie Boże, przed takim postępem.
„Niedziela” 49/2016