Święta po Twardowsku
Milena Kindziuk
Boże Narodzenie jest dlatego, żeby uczyć się miłości, żeby podawać sobie ręce, żeby się uśmiechać do siebie, żeby sobie przebaczać - uważał ksiądz poeta Jan Twardowski
Święta zawsze budzą w człowieku nadzieję, a wraz z nią wiele dobra i życzliwości - takie przesłanie płynie z poezji ks. Jana Twardowskiego. Ludzie bowiem, dzieląc się opłatkiem, składają sobie życzenia, okazują uczucia, na które nie zawsze starcza im czasu w codziennym życiu. Święta budzą potrzebę pojednania. I żal za wykroczenia przeciw miłości. Dlatego ks. Twardowski pisał, że Boże Narodzenie sprawia, iż stajemy się lepsi. I przypominał, że na świecie jest więcej dobra niż zła.
- Gdyby nie Boże Narodzenie, człowiek czułby się oszukany. Nie może bowiem wystarczyć sam sobie. Zawsze tęskni za kimś większym od siebie. Bo przecież nawet w zespoleniu z drugim człowiekiem jest miejsce na samotność - tłumaczył Poeta.
Przyszła mi na Wigilię, zziębnięta, głuchociemna
z gwiazdą jak z jasną twarzą - Wigilia przedwojenna,
z domem, co został jeszcze na cienkiej fotografii,
z sercem, co nigdy umrzeć porządnie nie potrafi,
z niemądrym bardzo piórem skrobiącym w kałamarzu,
z przedpotopowym świętym - z Piłsudskim w kalendarzu,
z mamusią, co od nieszczęść zasłonić chciała łzami -
podając barszcz czerwony, co śmieszył nas uszkami
- tak pisał ks. Jan Twardowski w słynnej "Dawnej wigilii". Boże Narodzenie to jedyne chyba święta w ciągu roku, które tak silnie przywołują w pamięci dom rodzinny. Widać to także w tych wierszach, które pełne są wspomnień z dzieciństwa: "z domem, co został jeszcze na cienkiej fotografii", "z mamusią, co od nieszczęść chciała chronić łzami", i babcią "przy stoliku na kółkach", która mieszkała z rodziną Twardowskich przy ul. Elektoralnej w Warszawie.
Ks. Twardowski wychowywał się w domu z tradycjami. W wigilijny poranek razem z trzema siostrami ubierał choinkę. Zawsze była duża, aż do sufitu. Pod nią leżały upominki. Kiedy zapadał zmrok, zaczynała się wieczerza. Najpierw wszyscy składali sobie życzenia. Później zasiadali do stołu, na którym pod białym obrusem leżało sianko i stał pusty talerz dla nieznajomego przybysza.
Potrawy były tradycyjne, przygotowywane przez matkę: piękną kobietę w koku, której fotografia w sepii do końca życia Księdza Jana stała w ramce na starym sekretarzyku w pokoju.
Po wieczerzy cała rodzina Twardowskich szła na Pasterkę do parafialnego kościoła św. Karola Boromeusza przy ul. Chłodnej w Warszawie.
Jako kapłan-poeta wszystkie wieczerze wigilijne spożywał w samotności. Gdy pytałam, czy nie jest mu wówczas smutno, mówił: - Czuję się wtedy solidarny ze wszystkimi opuszczonymi, z tymi, którzy w wigilijny wieczór także są sami. Czasem było mi smutno, ale się przyzwyczaiłem...
Gdy ks. Twardowski był młodym kapłanem, chodził w ten wieczór ulicami stolicy, modląc się za samotnych. W późniejszych latach Wigilię spędzał w swoim pokoju, gdzie od lat wszystko było na swoim miejscu: aniołki z plastiku, kura w okularach, Pegaz Chodorowskiego, zegar z kukułką, klęcznik i stół, a na nim "listy z ciszą w środku" i "kapelusz z lat szkolnych co młodość udaje", "stare fotografie bez których niepodobna istnieć" i które "wcale nie liczą się z czasem" oraz zwierzątka z drewna, papieru i szkła. - Drobiazgi są w życiu bardzo ważne - mówił Ksiądz Jan. To właśnie z nimi czekał do północy na Pasterkę.
Gdybyśmy sami sobie
Ciebie wymyślili
spełniałbyś wszystkie nasze życzenia
urodziłbyś się nie w Betlejem
ale w Mądralinie
i dopiero byłbyś naprawdę nielogiczny
- czytamy w kolejnym wierszu. - Bóg jest Bogiem spoza naszego sposobu myślenia - podkreślał Poeta. Dlatego pewnie najbardziej lubił kolędę: "Bóg się rodzi". Pamiętam, gdy mówił: - Stopniowo odkrywałem, jak bardzo jest niezwykła, ile w niej paradoksów, zdań po ludzku nielogicznych: "moc truchleje", "ogień krzepnie", "blask ciemnieje". Potwierdzają one, że Bóg znajduje się ponad naszą ludzką logiką. I uczą, że nie wszystko w życiu można zrozumieć do końca.
Wiersze ks. Twardowskiego wyraźnie pokazują, że - jak mówił kiedyś - winniśmy pamiętać także o tym, czego nie rozumiemy. - My natomiast przeważnie nie chcemy tego pamiętać, jak snu, co układa się trzy po trzy, przeważnie nie po kolei. Stąd nie możemy niekiedy pojąć, dlaczego są spotkania i rozstania, dlaczego ktoś umarł, choć był tak potrzebny. A przecież wszystkie te wydarzenia z czasem się odsłonią jako mądrość Boża. Okaże się, że ani spotkania, ani rozstania nie były przypadkowe, a ten, kto umarł, opiekuje się nami lepiej niż wtedy, kiedy chodził po ziemi.
Ta poezja zatem mówi nie tyle o "cukierkowatym" Betlejem z choinką, śniegiem i prezentami, bo to byłaby wizja dość uproszczona, ale o tym, że Wszechmocny, o niezmierzonej potędze, staje się bezbronnym dzieckiem. Świątecznym Podarunkiem, który ma być rozdawany. Ks. Twardowski pisał w swoich wierszach, że przeżywanie Bożego Narodzenia oznacza bycie człowiekiem, przez którego Jezus znowu przychodzi na świat.
Przyszedł Pan Jezus
za wcześnie za późno nie w porę
Kiedy Pan Jezus przychodzi nie w porę? Ks. Twardowski nie miał wątpliwości: wtedy, gdy człowiek nie jest przygotowany na przyjęcie Boga. Gdy święta postrzega jedynie jako tradycję, gdy nie rozumie tego, co najistotniejsze. I nie potrafi zachwycić się Bogiem, który "się nie wstydzi, że jest taki mały".
Ksiądz-poeta uważał jednak, że za mało jest powiedzieć, iż święta przypominają przyjście Boga na świat. To coś o wiele więcej. Bóg rodzi się człowiekiem, takim jak my. Oprócz grzechu nic, co ludzkie, nie było Mu obce: łzy, cierpienie, radość, śmierć. Jednocześnie jednak, co też dobitnie widać w tych wierszach, Bóg jest tak wielki, że nie ogarnie Go cały wszechświat, i tak wielki, że może być jak bezbronne dziecko w rękach Heroda.
I pomyśl - jakie to dziwne
że Bóg miał lata dziecinne
matkę osiołka Betlejem
Przychodząc na świat, Bóg wyrzekł się majestatu, potęgi i urodził się nie w zamku, ale w stajni. Potrafił płakać ludzkimi łzami, cieszyć się, cierpieć. Wreszcie umarł jak człowiek. Ale dzięki temu, wszystko, co my czynimy na ziemi, może okazać się święte: nasza praca, zmęczenie, ból i cierpienie - podpowiadał Ksiądz-poeta.
Wiersze Księdza Jana "składają nam życzenia". Ale nie zawsze są one łatwe. Bo wymagają trudnej zgody na życie i świat. Domagają się akceptacji tego, co "przychodzi spoza nas", co wydaje się niekiedy bezsensowne i nielogiczne, a ma ukryty sens.
Ks. Twardowski: - Kiedy życzymy komuś zdrowia, szczęścia, pomyślności, składamy tak naprawdę życzenia pogańskie. Zgodnie z nimi, pragniemy bowiem ułożyć nasze życie według własnego widzimisię. Św. Szczepanowi nie spełniły się żadne świąteczne życzenia. Gdyby ktoś życzył mu zdrowia, wkrótce przekonałby się, że nic nie wyszło mu na zdrowie. Rąbnęli go kamieniem z lewej i z prawej strony i uciekło mu zdrowie. Gdyby życzył mu ktoś pomyślności, pomyliłby się - wszystko stało się niepomyślnie, inaczej.
Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
w Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko się nam rozplatało,
węzły, konflikty, powikłania
Ksiądz-poeta przekonywał w wierszach, że świąteczne życzenia niekoniecznie muszą się spełniać. Dobrze jest, gdy człowiek modli się o to, aby spełniło się to, czego domaga się od niego Bóg.
Czego ks. Twardowski życzył poprzez swoje wiersze ludziom? Aby nie tracili nadziei. By potrafili dziękować Bogu za to, że są w Jego kochających rękach.
Dlaczego napisał w wierszu:
Teraz idą już nie Trzej Mędrcy
lecz uczeni, doktorzy, docenci
Teraz wszystko inaczej
zamiast złota niosą dolary
zamiast kadzidła - komputer
zamiast mirry - video
Bo człowiek jest dzisiaj trochę inny niż dawniej - mówił Ksiądz Jan. Najważniejsze jednak, by nie tylko wzruszał się choinką i Mikołajem przynoszącym prezenty. Wigilia "po Twardowsku" to przede wszystkim opłatek, poszukiwanie bliskich i radość spotkania się przy stole. Dopiero wówczas jest to największe święto Człowieka.
"Niedziela" 51/2007