Kuźnia umysłowych kadr
Wojciech Dudkiewicz
Losy powstałego dokładnie przed 200 laty Uniwersytetu Warszawskiego od początku były nierozerwalnie związane z historią całej Rzeczypospolitej i jej stolic
Idea powołania wyższej uczelni w Warszawie powstała na długo przed tym, gdy hr. Stanisław Kostka Potocki, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego, przedłożył Aleksandrowi I, carowi Rosji i nominalnemu królowi Polski, napisane razem z ks. Wojciechem A. Szweykowskim SP memorandum w tej sprawie.
Zalążkiem uczelni były dwie szkoły z epoki napoleońskiej – Szkoła Prawa i Administracji i Szkoła Lekarska, założone w Warszawie w latach 1808-09, które potem przekształcono w wydziały uniwersytetu. Szkoły wzięły się – jak dekadę później cały uniwersytet – z konkretnej potrzeby. Miały kształcić specjalistów potrzebnych w działalności Księstwa Warszawskiego, namiastki polskiego państwa.
Pierwsza odsłona
Na obrazie Antoniego Brodowskiego, namalowanym z okazji 10-lecia inauguracji uczelni, Aleksander I wręcza dokument o powołaniu uczelni pierwszemu jej rektorowi – ks. Wojciechowi Szweykowskiemu. Obraz, którego oryginał się nie zachował (jest znany tylko ze szkicu olejnego), ma charakter symboliczny, bo nigdy do pokazanego wydarzenia nie doszło. Gdy 19 listopada 1816 r. Aleksander I podpisał – w Petersburgu – dokument ustanowienia uczelni, ks. Szweykowski nie był jeszcze jej rektorem (został nim półtora roku później). Cara nie było też w Warszawie 14 maja 1818 r., podczas uroczystej inauguracji UW.
Między tymi dwoma wydarzeniami były trzy inne, bardzo ważne. 29 marca 1817 r. po raz pierwszy wprowadzono nazwę: uniwersytet, 15 listopada zatwierdzono pieczęć uczelni (przedstawiała orła w koronie z rozpostartymi skrzydłami, trzymającego gałązkę palmy i lauru; niebawem orzeł stał się godłem uniwersytetu), a pół roku później, ok. 15 kwietnia, zaczął obowiązywać tymczasowy statut uczelni.
Żadnych marzeń
Poza Wydziałem Prawa i Nauk Administracyjnych oraz Wydziałem Nauk Lekarskich powstały jeszcze trzy inne: Wydział Filozofii, Wydział Nauk i Sztuk Pięknych i Wydział Teologiczny. Ten ostatni otwarto jako pierwszy. Łączna liczba studentów uczelni stopniowo zbliżyła się do 800. Profesorów było 40-50.
Już wkrótce po inauguracji zmieniono statut uczelni – co dało początek polityki ingerencji w stosunku do jej autonomii – i godło. Orła w koronie pomniejszono i umieszczono na piersiach dwugłowego orła carskiego. To był wstęp do tego, co miało się wkrótce zdarzyć: pierwsza odsłona uniwersytetu trwała tylko kilkanaście lat.
O zamknięciu uczelni zadecydowała klęska powstania listopadowego, w którym wzięło udział wielu studentów i pracowników uniwersytetu. Stworzyli nawet paramilitarną Gwardię Honorową. Uniwersytet przestał istnieć, a większość jego zbiorów wywieziono do Petersburga.
Uzyskanie – po latach – zgody na otwarcie w Warszawie polskiej uczelni typu uniwersyteckiego umożliwiła chwilowa liberalizacja w Rosji. Carskie władze widziały, że jest to już konieczne. W 1857 r. uzyskano zgodę na powołanie Akademii Medyko-Chirurgicznej, do której pięć lat później dodano Wydziały Prawa i Administracji, Wydział Filologiczno-Historyczny i Wydział Matematyczno-Fizyczny. Tym samym reaktywowano uniwersytet, choć pod inną nazwą.
Carskie porządki
Uroczyste otwarcie Szkoły Głównej Warszawskiej nastąpiło 15 listopada 1862 r. Przetrwała niedługo, bo zaledwie 7 lat. Jej krótkie istnienie wywarło jednak wielki wpływ na tworzącą się wówczas polską inteligencję. Wielu ówczesnych absolwentów i studentów tworzyło polskie elity.
Uczelnię zamknięto z powodu udziału studentów w powstaniu styczniowym. Jej miejsce zajął Cesarski Uniwersytet Warszawski z wykładowym językiem rosyjskim. Większość profesorów ściągnięto z Rosji, ale nadal wśród ok. 2 tys. studentów dwie trzecie stanowili Polacy; nie mogło to nie mieć znaczenia dla podtrzymywania świadomości narodowej, rozwoju nauki i kultury narodowej.
Gdy w 1905 r., pod hasłem walki o polski uniwersytet, ogłoszono bojkot CU, większość dotychczasowych studentów rozjechała się po innych uczelniach. W Warszawie stanowili oni już tylko ok. 10 proc. uczących się.
Kiedy w sierpniu 1915 r. miejsce Rosjan zajęli Niemcy, zezwolono na utworzenie polskiego UW. Po inauguracji 15 listopada przywrócono dawne godło, uczelnia zyskała większą samodzielność, a do studiów dopuszczono kobiety. Kilkudziesięciu wykładowców kształciło błyskawicznie rosnące grono studentów. W 4 lata ich liczba wzrosła z tysiąca do 4,5 tys.
Między wojnami
Normalnie uniwersytet mógł się jednak rozwijać dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Władze pochodziły odtąd z wyboru, wydziały miały decydujący wpływ na program nauczania. Do Warszawy zjechali się wykładowcy Polacy z wielu krajów świata. Liczba wydziałów wzrosła do ośmiu, powstawały nowe katedry i instytuty. Szybko okazało się możliwe stworzenie uczelni na europejskim poziomie.
Na początku lat 30. XX wieku UW był już największą polską uczelnią, z 250 profesorami i 10 tys. studentów. Jak obliczono, trzy czwarte z nich pochodziło spoza Warszawy i trzy czwarte utrzymywało się z własnej pracy zarobkowej. Za chęciami nie szły jednak możliwości finansowe. Tylko co 30. student mógł liczyć na stypendium, a co 7. – na miejsce w akademiku.
Wszystko to jednak trwało niedługo. Po zajęciu Warszawy Niemcy zamknęli wszystkie uczelnie – dopuszczali jedynie nauczanie na poziomie podstawowym i zasadniczym. Środowisko akademickie odpowiedziało stworzeniem unikatowego uniwersytetu podziemnego, w którym – dodajmy – za nauczanie i uczenie się groziła kara śmierci. Pod koniec II wojny światowej podziemny UW liczył, według różnych danych, od 2,5 do 3 tys. studentów.
Bez korony
Wielu z nich wzięło udział w Powstaniu Warszawskim, niektórzy szturmowali ze zgrupowaniem AK „Krybar” zabudowania UW przy Krakowskim Przedmieściu, które obsadzili Niemcy. Wszystkie trzy szturmy okazały się bezskuteczne.
W czasie walk wiele budynków uczelnianych zostało zrujnowanych, dlatego już po zakończeniu wojny prawdopodobne stało się przeniesienie Uniwersytetu Warszawskiego do Łodzi. Nie doszło do tego. Studenci i pracownicy uczelni własnoręcznie odgruzowywali budynki uniwersyteckie i pomagali w ich odbudowie. W grudniu 1945 r. w polowych warunkach rozpoczęto nowy rok akademicki.
W końcu lat 40. sowietyzacja kraju wymusiła zmiany także w instytucjach naukowych. Uniwersytet miał teraz nowe, państwowe godło – orła bez korony. Zaprzestano używania tradycyjnych tóg i biretów. Autonomia uczelni została okrojona, naukom humanistycznym narzucono ideologię marksistowską, wprowadzono też cenzurę prac naukowych. Na fali odwilży po 1956 r. także na UW życie akademickie odżyło.
Teraz my
Te wydarzenia ciążyły sytuacji na uczelni przez lata. Protesty związane z zakazaniem wystawiania „Dziadów” Mickiewicza doprowadziły do tzw. wydarzeń marcowych 1968 r. Uczestnicy demonstracji i strajków na UW żądali swobody nauczania i wolności słowa. Protesty stłumione przez milicję i bezpiekę rozpoczęły kampanię, w wyniku której z uczelni relegowano wielu studentów i pracowników. Na uniwersytecie pojawili się tzw. marcowi docenci – awansowani na stanowisko docenta mimo braku habilitacji. Zastępowali profesorów, których usuwano z uczelni w ramach czystek.
Po sierpniu 1980 r. Uniwersytet Warszawski stał się azylem dla niezależnej działalności naukowej, społecznej, a nawet politycznej. Z niej – poza wybitnymi naukowcami, wykładowcami – rekrutowali się doradcy Solidarności z lat 1980-81, tu działały niezależne, a potem podziemne organizacje studenckie, tu półjawnie rozprowadzano nielegalną literaturę. Uniwersytet stał się kuźnią kadr dla wielu dziedzin życia po 1989 r., gdy nadeszła względna normalność.
Dziś, po 200 latach bogatej, choć trudnej historii, Uniwersytet Warszawski jest największą uczelnią w kraju. Studiowało tu 5 noblistów – pisarz Henryk Sienkiewicz, były premier Izraela Menachem Begin, poeta Czesław Miłosz, fizyk i radiobiolog Joseph Rotblat oraz ekonomista Leonid Hurwicz – a także wielcy Polacy, m.in.: Tadeusz Kościuszko, Fryderyk Chopin, Zygmunt Krasiński, Jan Kiepura i Witold Gombrowicz. Społeczność uniwersytetu, według oficjalnych danych, liczy ok. 58 tys. osób, czyli prawie tyle, ile jest np. mieszkańców Łomży.
„Niedziela” 47/2016