W kraju bananów, trzciny i kakao
Z o. Michałem Pagą OFMConv - misjonarzem w Ekwadorze - rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś
KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Od jak dawna jest Ojciec w Ekwadorze? Jaki to jest kraj i na czym koncentruje się duszpasterstwo?
O. MICHAŁ PAGA: - Na misje do Ekwadoru wyjechałem 5 lat temu, tj. w 1999 r. To piękny kraj położony na równiku - stąd nazwa Ekwador (w języku hiszpańskim Ecuador to właśnie kraj położony na równiku. Jest nieco mniejszy powierzchniowo od Polski, lecz bardzo zróżnicowany kulturowo. Wyraźnie zaznaczają się trzy strefy klimatyczno-kulturowe: Andy, Wybrzeże i Puszcza Amazońska. Różnorodność kulturowa sprawia, że działalność duszpasterska musi tu przybierać różne formy.
W Andach (2,5-3 tys. m n.p.m.) panuje klimat raczej chłodny, a nawet zimny. Jesteśmy właśnie w tej strefie klimatycznej, w mieście Tulcan, najwyżej położonym - 3 tys. m n.p.m. Pracujemy w centrum miasta. Nasze duszpasterstwo koncentruje się na pracy nad rozwojem duchowości franciszkańskiej, pomagamy też w seminarium, pracujemy wśród sióstr zakonnych o duchowości franciszkańskiej (siostry klaryski), pomagamy w duszpasterstwie parafialnym. Nie mamy swojej parafii, ale służymy pomocą placówkom diecezjalnym. Nie ukrywam, że praca w tym chłodnym klimacie trochę nas, Polaków, kosztuje.
- Jakimi ludźmi są Ekwadorczycy? Czy praca duszpasterska wśród nich jest trudna, jak funkcjonują diecezja, seminarium?
- Praca duszpasterska w dużym mieście, a takim jest Tulcan, niewiele różni się od pracy duszpasterskiej w Kościele polskim. Ale to jest pewien mało charakterystyczny dla całego Ekwadoru wyjątek, ponieważ każde miejsce w konkretnej strefie klimatycznej charakteryzuje się innym wymiarem pracy duszpasterskiej. Ja sam pracuję obecnie na Wybrzeżu, w diecezji Santo Domingo de los Colorados - jednym z większych miast, które zamieszkuje ok. 300 tys. osób. Struktura tej diecezji i praca w niej wyglądają podobnie jak u nas. Jej pasterz - bp Wilson Abraham Moncayo Jalil zastąpił dwa lata temu jednego z bardziej oddanych misjonarzy - bp. Emilio Stehle, biskupa z Niemiec, związanego z fundacją Adveniat, i praktycznie od podstaw budował struktury diecezjalne. Dzisiaj diecezja ta ma swoją Kurię z odpowiednimi wydziałami, które ją tworzą, ma swojego wikariusza generalnego w osobie księdza ekwadorskiego, ma Wyższe Seminarium Duchowne, gdzie kształci swoich księży.
Jednak w Ekwadorze w różnych miejscach inaczej przedstawia się sytuacja Kościoła, bo istnieje duże zróżnicowanie ludnościowe i społeczno-ekonomiczne. Nie ma jeszcze diecezji np. w Puszczy Amazońskiej, są tylko wikariaty apostolskie z własnymi biskupami. Praca duszpasterska wygląda tam nieco inaczej, ponieważ brakuje jeszcze pewnych elementów do stworzenia struktury administracyjnej: brak kapłanów, duży przepływ misjonarzy itp.
- Czy Kościół w Ekwadorze może poszczycić się licznymi powołaniami?
- Kościół ekwadorski nie może pochwalić się tym, że ma wystarczającą liczbę rodzimych kapłanów. W Puszczy Amazońskiej i na Wybrzeżu mało jest powołań. Na szczęście inaczej wygląda sytuacja w górach. Jest jedna diecezja - Loja, w której Kościół ekwadorski odnajduje wiele powołań - można nawet powiedzieć, że to kopalnia powołań w Ekwadorze. Mieszkańcy gór są bowiem bardziej związani z Kościołem, z tradycją, z rodziną. Natomiast tam, gdzie brakuje struktury Kościoła, gdzie rodzina praktycznie ma zupełnie inny wymiar, niestety, powołań brak.
- Jaka jest sytuacja ekonomiczna mieszkańców tego kraju?
- Ekwador należy do najbiedniejszych krajów Ameryki Południowej. Peru, Boliwia i Ekwador to trzy kraje, które najbardziej cierpią z powodu biedy. Powód - niesprawiedliwość społeczna. W Ekwadorze ok. 20% mieszkańców to ludzie bardzo bogaci i 80% - ludzie bardzo biedni. Chorobą, która toczy ten kraj, jest korupcja. Można powiedzieć, że rządy w Ameryce Południowej sprawuje jedna - dwie rodziny, które wykorzystują swoją uprzywilejowaną sytuację, pozycję społeczną i przez korupcję umacniają społeczną niesprawiedliwość. Nic dziwnego, że w wielu miejscach Ameryki Południowej jeszcze dzisiaj słychać echo teologii wyzwolenia.
- Jak Ekwadorczycy postrzegają Jana Pawła II, szczególnie jego nauczanie społeczne?
- Nie usłyszałem nigdy w Ekwadorze żadnego negatywnego słowa na temat posługi Ojca Świętego. Jan Paweł II odwiedził Ekwador w 1985 r. i był bardzo dobrze przyjęty przez miejscową ludność.
- Czy polscy misjonarze odnajdują się w pracy duszpasterskiej w tych trudnych warunkach?
- Księża z Polski na ogół nie mają większych trudności w pracy misyjnej w Ekwadorze. Znam osobiście księży, którzy przyjechali tu ponad 20 lat temu i pracują do chwili obecnej. Jest m.in. ks. Zdzisław Rakoczy, który praktycznie całe swoje życie kapłańskie związał z pracą misyjną w Ekwadorze - osoba ciesząca się dużym autorytetem w tamtejszym Kościele. Są tu księża z archidiecezji lubelskiej, częstochowskiej, z diecezji tarnowskiej, elbląskiej. Nie mamy raczej większych trudności, by zaaklimatyzować się w życiu i kulturze tego kraju, dość różnych od naszych. My, polscy franciszkanie, przyjechaliśmy tu w 1995 r., aby kontynuować misję Kościoła i zaszczepić obecność w tym kraju franciszkanów konwentualnych. Dziś pracuje tu 8 osób z Polski, z Prowincji św. Maksymiliana Ojców Franciszkanów z Gdańska. Pracujemy w trzech miejscach: w Tulcan, w Santo Domingo de los Colorados i w Shusku. Jest to praca typowo misyjna, mieszkamy w mieście, a pracujemy w wikariacie apostolskim, obsługując ponad 40 kaplic w Puszczy Amazońskiej. Pracujemy w dość trudnych warunkach klimatycznych, często zaskakują nas różnego rodzaju niespodzianki. Są tu Indianie Shuara, a także ludzie, którzy wyjechali do tamtej strefy w Puszczy Amazońskiej, aby pracować na roli i w taki sposób przyczyniać się do rozwoju tej części kraju.
- Czy ojcowie mają kontakty z innymi ojcami Waszego Zgromadzenia, pracującymi w innych krajach?
- Oczywiście. W Peru, Boliwii i Paragwaju pracują ojcowie z naszej prowincji krakowskiej. Na początku pomogli nam szczególnie bracia z Peru. Osobiście w ubiegłym roku przez 6 miesięcy uczestniczyłem w kursie dla wychowawców, zorganizowanym przez Konferencję Episkopatu Boliwii dla zakonników i zakonnic. Żyłem tam z naszymi braćmi, widziałem i poznawałem z bliska ich pracę. Nasza Prowincja św. Maksymiliana, także nasza misja w Ekwadorze, na polu formacyjnym współpracuje z braćmi z Hiszpanii, którzy mają swoją wiceprowincję - kustodię w Kolumbii. Nasi klerycy studiują z braćmi w Bogocie - stolicy Kolumbii, ponieważ jeszcze nie mamy takich możliwości, byśmy mogli całą formację początkową prowadzić sami w Ekwadorze.
- A jak układają się kontakty z miejscowymi biskupami?
- Jesteśmy na ogół dobrze przyjmowani w różnych częściach tego kraju. Czasami księża biskupi pytają o nasze Zgromadzenie, ponieważ habit jest wyrazem specyfiki naszego charyzmatu. Naszą obecność w Tulcan zawdzięczamy biskupowi jednej z diecezji Ekwadoru, który zaprosił nas, jako że sam jest tercjarzem franciszkańskim.
- Co można powiedzieć o duszpasterstwie młodzieży w Ekwadorze?
- Duszpasterstwo młodzieży związane jest szczególnie z sakramentem bierzmowania. W miejscach, gdzie jesteśmy, właściwie ogranicza się ono do młodzieży szkół średnich. Młodzież Ameryki Południowej jest żywiołowa, rozbawiona, radosna, co znajduje wyraz także w liturgii. Myślę, że jedną z przeszkód w rozwoju duszpasterstwa młodzieży są problemy finansowe. Z pewnością można by częściej zorganizować jakiś wyjazd czy pielgrzymkę lub jakieś spotkania, ale to wiąże się z finansami, a tamtejsze społeczeństwo jest bardzo biedne.
- Czy w Ekwadorze istnieją jakieś media katolickie? Czy dociera do Was z Polski np. Radio Maryja?
- Kościół ekwadorski ma swoje radio katolickie. Wspomniałem ks. Zdzisława Rakoczego, który prowadzi lokalną telewizję katolicką. Dociera też do Ekwadoru telewizja katolicka Matki Angeliki ze Stanów Zjednoczonych. Jest też obecne Radio Maryja - mam przyjemność trochę z nim współpracować. To Radio dość dobrze się rozwija. Kiedyś odwiedzałem w Puszczy Amazońskiej nasze wspólnoty. Miłe było to, że w miejscach, gdzie praktycznie nie ma prądu, gdzie nie docierają inne rozgłośnie radiowe, w naszym samochodzie mogliśmy słuchać Radia Maryja. Na miejscu też ludzie mówili, że słuchają tej rozgłośni.
Gorzej jest z prasą. Dostępne tam czasopisma są wydawane tylko w Kolumbii, pewną część poświęcają jednak Kościołowi z Ekwadoru. Dzienniki nie istnieją. Jest Infronteras - pismo Misjonarzy Kombonianów. My sprowadzamy do Ekwadoru Rycerza Niepokalanej, który wydawany jest w Paragwaju.
Coraz bardziej rozwija się Internet. Kościół ekwadorski będzie pracował w nowej sieci, uwzględniającej w jednym programie archiwum, duszpasterstwo parafialne oraz różnego rodzaju dokumenty.
- Czy w Ekwadorze istnieje Polonia?
- Tak. My, franciszkanie konwentualni, pracujemy z Polonią ekwadorską. W tym kraju nie ma ambasady, konsulatu, jest tylko konsulat honorowy, który to urząd sprawuje p. Tomasz Morawski. W każdą pierwszą niedzielę miesiąca w Quito - stolicy kraju w kościele Księży Salezjanów odprawiamy Mszę św. w języku polskim. Ale spotykamy się też z okazji świąt polskich: 3 Maja, 11 Listopada, a także św. Mikołaja. W języku polskim odprawiamy również Pasterkę dla Polonii. Duszpasterstwo Polaków w Ekwadorze jest więc także obecne.
- Dziękuję Ojcu za ciekawą wypowiedź, przybliżającą nam ten mało znany, a piękny kraj. Życzymy serdecznie, by misja, którą Ojcowie pełnią tam jako Polacy, była jak najbardziej użyteczna dla Kościoła i dla Polski.
"Niedziela" 28/2005