Nie dla szkoły, ale dla życia uczymy...
Katarzyna Woynarowska
Szkoły polonijne. Sobotnie, przedpołudniowe. W czasach, gdy głosi się zanik patriotycznych uczuć, ciągle pełne uczniów. Przykościelne, społeczne albo prowadzone przez organizacje polonijne. Na Wyspach Brytyjskich pękają w szwach. W Stanach Zjednoczonych, mimo że emigracja maleje, na szczęście także nie pustoszeją, co dowodzi, że Polakom w USA ciągle Ojczyzna w duszy gra. Nauczyciele mówią, że to odrobinę inni uczniowie niż kilka lat temu. Przeważają ci urodzeni już na terenie USA. Dawniej było odwrotnie.
W Polsce szkoły sobotnie miałyby ciężki żywot. Byłby młodzieżowy bunt. Jak ktoś śmie naruszać "święty weekend", czas odpoczynku od szkoły i wszelkiego przymusu! Okazuje się, że na obczyźnie można zarwać sobotę - ba, nawet trzeba. Co więcej, uczestniczenie w zajęciach bywa dobrowolne. No, przynajmniej u przeważającej liczby uczestników zajęć.
Coś jak misjonarze
Odwiedziliśmy jedną z takich szkół. Nicolaus Copernicus School of Polish Language w Niles, tuż pod Chicago. Okolica dość zamożna, czyste ulice, zadbane wygodne domy, z rzadka w oknie mignie biało-czerwona chorągiewka. Mieszkają tutaj Polacy, którym w sensie finansowym się udało. Szkoła im. Mikołaja Kopernika ma swoją siedzibę w budynku parafialnym parafii św. Jana Brébeuf. Budynek okazały, ale z trudem mieści 500 podopiecznych. W każdą sobotę przychodzą tutaj i przedszkolaki, i maturzyści. 25 klas, 25 nauczycieli, schludne korytarze, estetyczne klasy, w bibliotece szkolnej na półkach ciasno od polskiej literatury. Dobrej literatury, nie tylko lektur, nie tylko klasyki. Jest co czytać.
Korytarzem sunie akurat grupa słodkich przedszkolaków. Ktoś z nas próbuje odpytać malców klasycznym: "Kto ty jesteś?...". Wiadomo, na jaką odpowiedź liczymy. A tu dziewczynka z pierwszej pary, w niebieskim kapturku, ripostuje grzecznie: - Ja? Jestem Zosia... Śmiejemy się, gdy po chwili maluchy recytują bez zająknięcia cały wierszyk.
Rozmawiamy ze Zbigniewem Piwoni, school board president, prezesem szkoły, o specyfice kształcenia dzieci i młodzieży z rodzin emigrantów. Pan Zbigniew jest człowiekiem młodym, ale pełnym pasji i energii.
- Nauczyciele są rzeźbiarzami dusz... - wyjaśnia - dlatego nie powinno się ich traktować jak zwyczajnych pracowników kolejnego segmentu gospodarki. Ich zawód to rodzaj misji, posłannictwa, coś jak misjonarze... Musimy pamiętać, że szkoła nie jest fabryką mebli, w której obrabiany jest kolejny kawałek drewna. I jak jeden kawałek zepsujemy, to wyrzucimy i weźmiemy na warsztat następny... Jeśli nauczyciel coś zrobi źle, zostanie to na lata. W Ameryce żyje się szybko i intensywnie. Nie odrobimy strat. Jeżeli stracimy kogoś teraz, to jest mała szansa na odrobienie strat w przyszłości. Nas na takie marnotrawstwo zwyczajnie nie stać...
Dlatego też w szkole w Niles dba się o dobrą kadrę. Nauczyciele mają bowiem do wykonania arcytrudną rzecz - rozkochać młode serca i umysły w kraju ich rodziców, dziadków; w kraju, którego czasem nie widzieli na oczy. Można to czynić w rozmaity sposób. W Niles kilka lat temu wymyślono jesienne wyjazdy do Polski. Okazało się, że był to "strzał w dziesiątkę".
- Uznaliśmy, że powinien to być rodzaj nagrody dla maturzystów, którzy 12 lat spędzili w amerykańskiej szkole sobotniej na nauce języka polskiego, historii i geografii Polski. Od 4 lat jeździmy po kraju od Gdańska po Zakopane, zwiedzamy muzea i kościoły, staramy się spotykać z ciekawymi ludźmi z "górnych półek". Wizytujemy Pałac Prezydencki w Warszawie, polski parlament, klasztor na Jasnej Górze, Kraków i wiele innych miejsc... I proszę mi wierzyć, że dzieciaki wracają zauroczone i zafascynowane Polską. Mówią, że do końca życia tej wyprawy nie zapomną... - przekonuje Prezes.
Kierownik szkoły Alicja Maciorowska dodaje: - Większość uczestników tych wyjazdów to osoby urodzone w Stanach, wielu z nich nigdy nie było w kraju nad Wisłą, stąd nasza wycieczka to wyprawa w nieznaną krainę. Od tego, co im pokażemy, i jak to zrobimy, zależy, czy będą kiedyś dumni ze swego polskiego pochodzenia, czy też będą je ukrywać.
Zazwyczaj najbardziej podoba im się Kraków. Podczas ostatniej wizyty w Polsce przeżyciem numer jeden był kulig z pochodniami w Dolinie Chochołowskiej.
Na wycieczki te zapraszane są dzieci z innych szkół, dobrze bowiem, gdy młode pokolenie Polaków pozna się i zaprzyjaźni. Przez 9 dni są nieustannie razem, zawiązują się przyjaźnie, które potem, w dorosłym życiu, zaowocują cennymi kontaktami. Obok wspólnych wyjazdów jedynym momentem integrującym młodą Polonię jest bowiem studniówka. W Chicago jest tylko jedna studniówka dla wszystkich maturzystów szkół polonijnych. Na parkiecie do poloneza staje wtedy 700-800 par. Widok zapiera dech w piersiach.
Macie za sobą tysiąc lat
Polska szkoła sobotnia, zdaniem wielu nauczycieli, powinna nie tylko uczyć języka ojczystego, budzić patriotyzm, ale także spowodować u młodej emigracji odpuszczenie kompleksów. Warto powalczyć o świadomość tego, co sobą - jako naród - reprezentujemy, że stoi za nami ponad tysiąc lat chrześcijaństwa, wspaniała kultura, wielcy ludzie, którzy wpływali na losy świata.
W opinii społeczeństwa amerykańskiego Polacy to "kontraktorzy", rzadko ktoś stojący wyżej. Polacy sprzątają albo pilnują dzieci. Nie każdy wie, że nasi rodacy pracują także w innych zawodach. I są w nich dobrzy.
- I takich ludzi, ludzi amerykańskiego sukcesu, zapraszamy do naszej szkoły - opowiada Piwoni. - Był u nas Andrzej Kulka, który prowadzi znane biuro turystyczne, śp. prezes Moskal z Kongresu Polonii Amerykańskiej. Odwiedził nas już także obecny prezes - Frank Spula. Gościliśmy Marka Rzepkowskiego, który odniósł sukces na rynku nieruchomości, i Barbarę Bilsztę-Niewczoł - założycielkę Paderewski Symphony Orchestra. Tak na marginesie - nie wiem, czy jakaś inna grupa etniczna ma własną orkiestrę symfoniczną, a my mamy...
Tym razem "spotkanie z ciekawym człowiekiem" to rozmowa z naczelnym redaktorem największej katolickiej gazety w Polsce - ks. inf. Ireneuszem Skubisiem, co wyraźnie robi na młodych wrażenie. Szef dużej gazety utożsamiany jest z człowiekiem sukcesu, a to wartość niezwykle ceniona w Ameryce, szczególnie wśród młodych ludzi. Podziw budzi nawet to, że gazeta tak długo utrzymuje się na rynku (od 1926 r.), że obok gazety, "Niedziela" ma też studio radiowe i telewizyjne. Uczniów interesuje techniczna strona przedsięwzięcia - gdy słyszą, że pracujemy na poziomie podobnym jak amerykańskie media, kraśnieją z dumy. Redaktor naczelny opowiada też o pracy dziennikarza w gazecie katolickiej, o blaskach i cieniach tego fachu, wyjaśnia niebezpieczeństwa mediów. Umawiamy się na spotkanie w Polsce, gdy młodzi przyjadą odwiedzić kraj przodków.
Zwyczajna-niezwyczajna
Szkoła w Niles ma 500 uczniów, miałaby więcej, gdyby uczono w niej religii. Dlaczego nie można tego zrobić? To nie jest decyzja ani nauczycieli, ani zarządu szkoły. Sprawa jest złożona, bo - jak nam tłumaczono - w USA kwestia nauki religii nie jest rzeczą oczywistą...
Szkoła w Niles nie ogłasza w prasie, że szuka uczniów, ale faktem jest, że trwa swoista rywalizacja między sobotnimi szkołami. - Zabiegamy o uczniów - przyznaje pan Zbigniew - bo skończyła się praktycznie emigracja do USA. Polacy wolą Europę. Nie ma więc tak dużego napływu nowych uczniów. Szkoła musi zatem zrobić wszystko, by być atrakcyjna, żeby uczeń wybrał akurat tę, a nie inną placówkę. Staramy się tak prowadzić swoją, by ściągnąć do siebie dzieci naszych dawnych uczniów. W szkole musi być taka atmosfera, którą uczniowie miło zapamiętają...
Nauka odbywa się przez 3 godziny 15 minut dla szkoły podstawowej, dla liceum czas ten jest wydłużony do 4 godzin. Nauka języka obcego (w tym przypadku polskiego) jest sponsorowana przez departament edukacji stanu Illinois, co oznacza, że na studiach mogą zrezygnować z nauki języka obcego. To spora oszczędność finansowa i ułatwienie w edukacji - słowem dwie pieczenie przy jednym ogniu. Okazuje się, że profity są konkretne - w dorosłym życiu owa dwujęzyczność pozwala na znalezienie lepszej pracy.
Koniec zajęć. Korytarze napełnia gwar i radość. Klimat jak w każdej szkole. Pogawędki w języku angielskim i polskim. Patrzymy w twarze. Kim będą za kilka lat ci młodzi, roześmiani, beztroscy ludzie? Jak i czy poniosą w świat polskość, którą wszczepia im dom rodzinny i polska szkoła? Czy uda się ich przekonać, że "Polak" - to brzmi dumnie?
Więcej informacji: www.kopernik.org.
"Niedziela" 26/2008