Radio Maryja na celowniku mediów
Ks. Ireneusz Skubiś
Znajdujemy się znów w wyjątkowej sytuacji: oczekujemy na pierwszą pielgrzymkę Ojca Świętego Benedykta XVI do naszej ojczyzny, tworzy się większościowa koalicja rządowa, zbliżają się ważne wybory samorządowe. Dlatego jestem zaskoczony, że praktycznie wszystkie media w Polsce - rozgłośnie radiowe, stacje telewizyjne, największe tytuły prasowe - przypuściły frontalny szturm na toruńską rozgłośnię. Radio Maryja i Telewizja Trwam zachowują się wobec tych ataków dość powściągliwie.
Problem Radia Maryja już od dłuższego czasu był stawiany jako kluczowy do rozwiązania przez Kościół. Konferencja Episkopatu Polski powołała nawet specjalny Zespół Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja. Może warto więc spróbować w sposób w miarę obiektywny ustosunkować się do nagonki na Radio Maryja, prowadzonej wciąż przez mass media. Uzasadnię moje zabranie głosu w tej sprawie tym, że 8 kwietnia br., gdy usiłowaliśmy zamieścić wypowiedź w obronie Radia Maryja na którymś z serwerów, okazało się, że ten głos nigdzie nie może być przyjęty. A więc sytuacja jest specyficzna. Radio Maryja zostało postawione pod ścianą, bez możliwości obrony. Oczywiście, mówi się, że żyjemy w państwie demokratycznym, a więc możemy zabierać głos wszędzie i na każdy temat. Mówi się, że nie ma cenzury. I rzeczywiście cenzura państwowa formalnie nie istnieje, obserwujemy także, jak wielu dziennikarzy oraz instytucji demokratycznych broni się przed jakąkolwiek cenzurą. Nawet wtedy, gdy media krzywdzą ludzi i kłamią, obrońcy demokracji dopuszczają, aby krzywdziły i kłamały, ale nie wolno im zabrać wolności słowa.
Radio, istotnie, przyjęło formułę dość ryzykowną, gdy chodzi o Rozmowy niedokończone. Każdy, nawet osoba niezrównoważona psychicznie, może zatelefonować i wyrazić swoją opinię, która znajdzie się na falach eteru. Sam nieraz słyszałem, w jaki sposób ojcowie prowadzący program muszą odpowiadać, jakich muszą dokonywać "cudów", gdy ktoś przedstawia opinie, z którymi się nie zgadzają, a nie chcą być niegrzeczni i szanują szczere intencje rozmówcy.
Wolność wypowiedzi w Radiu Maryja jest dość niebezpieczna, ale stanowi wyraz najpełniejszej demokracji. Wiemy przecież, jak wiele mediów wyraźnie posługuje się właśnie cenzurą w stosunku do osób, które chcą się w nich wypowiedzieć.
Bazując na tych stwierdzeniach, chciałbym spróbować odnieść się do sprawy, która jest w naszej ojczyźnie paląca. Mówią o tym księża biskupi, kapłani, mówi nasze społeczeństwo. Obok wielu innych należy postawić sobie retoryczne pytania: Kto w Polsce nie słucha Radia Maryja? Jak byśmy się czuli, gdyby pewnego dnia zabrakło Radia Maryja? Kto by odpowiadał na tak wiele pytań, którymi żyje katolickie społeczeństwo w Polsce? Trzeba także stawiać pytania dotyczące spraw politycznych, społecznych i kulturalnych w Polsce. Chciałbym tu przywołać jako przykład wiele różnych programów publicystycznych typu debata, prowadzonych przez znakomitych dziennikarzy, które jednak pozostawiają wiele do życzenia. Przede wszystkim pełno w nich zgiełku, chaosu, kłótni, a zaproszeni goście nie mogą dokończyć rozpoczętej odpowiedzi na zadane pytanie. Zauważa się też stronniczość dziennikarzy. Prowadzący często, nie kryjąc się z tym, prezentują swoją opcję, obstając za jedną ze stron, nie są więc obiektywni, chociaż usiłują zachować pozory. Kto jednak obserwuje rozmowę, wie doskonale, jakie jest stanowisko redaktora prowadzącego, kogo i co popiera.
Dlatego ja sam też bardzo chętnie słucham Radia Maryja, także wtedy, gdy goszczą w nim politycy. Moim zdaniem, gdy rozmawiają spokojnie, bez hałasu, są zwykłymi informatorami, prezentują - jak w przypadku przedstawicieli PiS-u - stanowisko rządowe, przedstawiają swoje propozycje, wyjaśniają wiele spraw, które dzieją się na płaszczyźnie administracji publicznej. A narosło ostatnio sporo problemów. Pamiętamy, jak trudne były prace komisji śledczych, ale jednocześnie zobaczyliśmy, ile niewłaściwych działań ma miejsce w kraju, ile jest pospolitych przestępstw, przekrętów, ile osób życia publicznego, często na bardzo wysokich stanowiskach, jest uwikłanych w brudne sprawy. Jedynie przesłuchania na żywo w komisjach śledczych miały charakter obiektywny, pozwalały dowiedzieć się prawdy. W tym punkcie relacje telewizyjne stały się nawet podobne do audycji Radia Maryja.
Postawię tu jeszcze jedną kwestię. Czy obraz naszego państwa, naszych mediów jest dostatecznie obiektywny? Pamiętam, gdy w Polsce był stan wojenny, Ojciec Święty Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki zdecydował: "Będę mówił do was i za was". Wiedział, że nie ma wolności słowa i dlatego postanowił mówić za nas. Naród nie miał możliwości swobodnego wypowiedzenia się, bo za wolne słowo szło się do więzienia. Pamiętam również, jak bardzo czekaliśmy zawsze na słowo głoszone na Jasnej Górze przez Księdza Prymasa kard. Stefana Wszyńskiego. W czasie wielkich świąt kościelnych, zwłaszcza 3 maja, 15 i 26 sierpnia na Sumie o godz. 11.00 przez wiele lat zawsze przemawiał kard. Wyszyński. Jasna Góra była mównicą, amboną Prymasa Polski. Wtedy także padały słowa, bardzo zdecydowane o polityce komunistów wobec narodu, którego Ksiądz Prymas zawsze bronił. Komuniści go nie znosili, a jednocześnie bali się głosu naszego wielkiego autorytetu moralnego, odnoszącego się do konkretnych kwestii społecznych i politycznych. I jeżeli Kościół w Polsce mógł obronić status narodu, to dlatego, że znalazł się ten odważny mąż Boży, który ukazywał prawdę. Zresztą, zdecydowanie mówił nie tylko Ksiądz Prymas. Przypomnę tu także abp. Ignacego Tokarczuka czy nieżyjącego już śp. bp. Franciszka Musiela z Częstochowy. Do osób, które w swoich wystąpieniach wykazywały niezwykłą odwagę w bardzo ważnych kwestiach wolności dla Polaków, należał oczywiście, ks. Karol Wojtyła jako biskup krakowski.
Mamy więc wiele faktów świadczących o tym, że na głos polskich biskupów, na głos kościelnych autorytetów naród bardzo oczekuje. Oczywiście, mamy świadomość, że żyjemy w wolnym kraju, ale jednocześnie widzimy, że znajdujemy się w sytuacji dużego ograniczenia, gdy chodzi o wolność i obiektywizm mediów. Zastanawiamy się, czy jest wystarczająco dużo możliwości, by bronić racji chrześcijańskich. Oprócz wspomnianego przeze mnie przypadku z serwerem przykład stanowi tu także nagłośniona ostatnio sprawa "odkrycia" tzw. "Ewangelii Judasza". Media sprawiły, że na tym tle prawie że dochodzi do obalenia czterech Ewangelii podstawowych dla chrześcijaństwa. Polscy niedouczeni dziennikarze nie wiedzą, że sprawa jest stara i że powinna być rozpatrywana w kategorii apokryfów. W 1974 r. rozprawił się już z tym zagadnieniem Tadeusz Żychiewicz na łamach Tygodnika Powszechnego. Nagłośnienie tego ponownie w Gazecie Wyborczej wydaje się mieć na celu podkopywanie chrześcijaństwa i jego podstaw. Zbliża się emisja filmu Kod da Vinci, co również może być okazją do ataku na chrześcijaństwo. Dla ludzi mniej wykształconych pokazanie takiego obrazu będzie uderzeniem w ich wiarę. Media, które dzisiaj tak atakują Radio Maryja, niedługo podejmą kolejną walkę z chrześcijaństwem, z Kościołem, na bazie filmu pełnego fałszerstw.
Stąd rodzi się wcale niebezpodstawne pytanie: Jeżeli nie byłoby Radia Maryja, jeżeli by zabrakło mediów katolickich - kto wtedy mógłby podjąć obronę wartości chrześcijańskich? Także przedstawianie opcji partii, które są chrześcijańskie, jest ważne dla polskich katolików, którzy wybrali przedstawicieli tych partii i dali im władzę. To rządząca partia jest gwarantem m.in. tego, że religia nie zostanie wyrzucona ze szkoły, jak to się stało w Hiszpanii.
PS
"Sedes Apostolica manum apposuit" - Stolica Apostolska położyła rękę -
Jest to bardzo ważna zasada kanoniczna w przypadku, gdy jakąś kwestię przejmuje Stolica Apostolska. Tak się właśnie stało. List Nuncjusza Apostolskiego jest zapewne najlepszym sygnałem, że sprawa zostanie załatwiona właściwie.
"Niedziela" 17/2006