Tu chodzi o wielką intymność

Z o. Dariuszem Cichorem - paulinem, przewodnikiem Warszawskiej Pieszej Pielgrzymki - o istocie chrześcijańskiego pielgrzymowania - rozmawia Wiesława Lewandowska

Utrudzenie sprzyja głębokiej modlitwie. Pod wpływem aury modlitwy i tego właśnie utrudzenia Bóg przychodzi do człowieka i pokazuje mu to, co najważniejsze, obnaża wszelką powierzchowność

Wiesława Lewandowska: - Mamy początek XXI wieku, czas ogromnego pędu zdarzeń - a tu, w środku Polski, w upalne dni lub w strugach deszczu, wielka gromada ludzi idzie powoli, w zadumie, setki kilometrów, by po kilku dniach dotrzeć przed Cudowny Obraz. Czy można powiedzieć, że pielgrzymowanie jest jedną z najstarszych i najtrwalszych potrzeb religijnych człowieka?

O. Dariusz Cichor: - Z pewnością należy ono do najbardziej pierwotnych ludzkich zachowań; w zaraniu dziejów wynikało z wewnętrznej potrzeby człowieka do przemieszczania się, do szukania - pożywienia, innych ludzi, czegoś nieznanego. To poszukiwanie miejsc świętych, związanych z objawieniem się bóstwa i z jego interwencją w życie człowieka nazywamy dziś religijnością naturalną. Powodowany niewytłumaczalnym lękiem, świadom, że otaczający świat jakoś go przerasta, człowiek intuicyjnie szedł na najwyższą górę. Wyobrażał sobie, że góra jest tym miejscem, gdzie przebywa wszechmocne bóstwo. Tam budował ołtarze, stawiał świątynie. W każdej religii są miejsca święte, związane z objawieniem i interwencją bóstwa, do którego nieustannie ciągną rzesze pielgrzymów szukających pomocy.

- I na tym właśnie polega także istota pielgrzymowania w chrześcijaństwie?

- Niezupełnie. Chrześcijaństwo, podobnie jak judaizm, z którego się zrodziło, wynika nie tyle z poszukiwań ludzkich, ile z samego objawienia się Boga. To nie lud znalazł sobie Boga na górze, lecz sam Bóg pierwszy objawił się narodowi wybranemu. Gdy Samarytanka zapytała Jezusa, na której górze należy składać Bogu ofiary, czy w Jerozolimie, czy w Samarii, na górze Garizim, odpowiedział, że ani na jednej, ani na drugiej, a to dlatego, że Bóg chce mieć czcicieli w duchu i w prawdzie. To znaczy, że kult, który chrześcijanie składają Bogu, jest niewidoczny dla świata, bo składają go całym swoim życiem według Ewangelii.

- To znaczy, że pierwsi chrześcijanie nie mieli potrzeby ani obowiązku pielgrzymowania?

- Tak, a jednak pielgrzymowali, z powodu naturalnych związków z judaizmem. Lud Starego Testamentu pielgrzymował do miejsc związanych z objawieniem się Boga. Tam stawiano ołtarze, zaznaczano obecność Boga, który tu właśnie przyszedł do ludzi. A ludzie szli do tych miejsc, by być blisko Boga, niemal w sensie fizycznym... Chrześcijanie kontynuowali takie pielgrzymki. Święta Rodzina z Nazaretu co roku pielgrzymowała do Jerozolimy. Poza tym pierwsi chrześcijanie nie mieli żadnych świątyń, żadnych obszarów sakralnych, bo wierzyli, że cały świat został uświęcony obecnością Jezusa Chrystusa... Gdziekolwiek tylko mogła zebrać się wspólnota - tam celebrowano Eucharystię.

- A zatem takie zwyczajowe, tradycyjne pielgrzymowanie "na górę" nie jest chrześcijaństwu potrzebne, rozmija się z jego najgłębszą istotą?

- Jest potrzebne i z czasem okazało się, jak bardzo. Już w czasach konstantyńskich (w IV wieku) pojawiały się pierwsze sanktuaria lokalnych męczenników. W młodym Kościele to właśnie miejsca męczeństwa otaczano wielkim kultem i do nich pielgrzymowano z przekonaniem, że nawet kości świętych są pełne Ducha Świętego. Ludzie szli, aby zaczerpnąć tego Ducha z życia i postawy bohatera męczennika, liczyli na jego wstawiennictwo.

- Chodziło więc o konkretny interes, a nie tylko o składanie hołdu?

- Ano właśnie... Już wkrótce, w czasie rozwoju Kościoła po Konstantynie Wielkim niektórzy Ojcowie Kościoła mieli pewne wątpliwości co do tego, czy można podejmować tego rodzaju pielgrzymki.

- Jakie były ich zarzuty?

- W tym czasie bardzo popularne stały się pielgrzymki do Ziemi Świętej, do miejsc związanych z życiem Chrystusa i Matki Bożej. Te pielgrzymki już wówczas łączono z odwiedzinami u pustelników, którzy zasiedlali Ziemię Świętą, Egipt, Syrię. Niektórzy Ojcowie Kościoła występowali przeciwko tym pielgrzymkom właśnie dlatego, że miały one posmak religijności naturalnej.

- Zaprzeczały tej najgłębszej istocie chrześcijaństwa, że cały świat jest świątynią Boga, że Boga można spotkać wszędzie tam, gdzie zbierze się choćby najmniejsza chrześcijańska wspólnota?

- I więcej nawet! Wtedy właśnie bardzo żywe było to przekonanie, iż samo życie chrześcijanina jest ziemią świętą, że Bóg objawia się w życiu każdego człowieka przez swoje Słowo i konkretne wydarzenia, że objawia się w sakramentach Kościoła, że nie trzeba Go daleko szukać... A przestrzeń egzystencji ziemskiej konkretnego człowieka jest właśnie tą świętą ziemią...

- Czyli, na dobrą sprawę, pielgrzymki, takie, jakimi są dzisiaj, mogłyby nie istnieć, gdyby dyskusje teologów przed tysiącem lat potoczyły się inaczej...

- Może by tak było, gdyby nie to, że sens pielgrzymowania chrześcijan ma jednak mocne podłoże biblijne. To nasze dzisiejsze pielgrzymowanie przypomina przecież, jako żywo, to biblijne wyjście Abrahama, który opuścił wszystko, w czym tkwił, żeby pójść za Bogiem, żeby Go słuchać. Przypomina wyjście Izraelitów na pustynię... Także dziś, w warunkach i okolicznościach pozornie niesprzyjających ludzkiej percepcji, w głodzie, zmęczeniu, w deszczu i w niewygodzie na noclegach, człowiek staje się bardziej podatny na słuchanie głosu Pana Boga.

- Oj, chyba Ojciec nieco koloryzuje!

- Wiem to z własnego doświadczenia. I myślę, że ma to swoją pierwotną argumentację właśnie w tym, co Bóg uczynił z Izraelem - wyprowadził go na pustynię, aby przemówić wprost do serc, aby lud, który wejdzie do Ziemi Obiecanej, nie był gromadą nomadów, ludzi dzikich, ale by był nowym ludem, ludem przymierza z Bogiem. I jeśli my pielgrzymujemy na Jasną Górę czy do innych sanktuariów, to chodzi właśnie dokładnie o to, aby w trakcie tej wyczerpującej drogi łatwiej wejść w przymierze z Bogiem. Jeśli w dzisiejszych pielgrzymkach dostrzegamy elementy religijności naturalnej, to jest to dla duszpasterzy wyzwanie, żeby tym pilniej głosić naukę Chrystusa. I właśnie pielgrzymka może być znakomitą okazją do głębszej refleksji nad słowem Bożym.

- Dlaczego dziś dominują pielgrzymki maryjne, i to nie tylko w Polsce?

- Pielgrzymki do miejsc związanych z ikonami Matki Bożej wiodą prym w ruchu pielgrzymkowym. Zapewne dlatego, że istnieje wiele cudownych obrazów, które w lokalnych tradycjach otaczane są czcią, z którymi wiążą się niezwykłe zdarzenia. Ale na naszych oczach powstają także zupełnie nowe centra kultów, np. grób Ojca Pio, grób Matki Teresy z Kalkuty, zapomniany grób Marii Magdaleny na południu Francji, gdzie paulini próbują obecnie organizować kult w duchu i prawdzie... Nie zapominajmy, że mamy dziś również, podobnie jak w starożytnym chrześcijaństwie, pielgrzymki do grobów współczesnych świętych, pielgrzymki do sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach, do grobu św. Faustyny.

- Z biegiem wieków powstało w świecie chrześcijańskim wiele lokalnych sanktuariów, tych "gór", na które chrześcijanie zaczęli się wspinać, zwłaszcza w czasach niedoli...

- Widać, że Pan Bóg respektuje te pierwotne, naturalne potrzeby człowieka... Historia każdego z tych ośrodków kultu pokazuje, jak bardzo różnorodne były motywacje tego spontanicznego tworzenia się miejsc świętych - zarówno na chrześcijańskim Wschodzie, jak i na Zachodzie. I może rzeczywiście, jakby nieco zapomniano, że chrześcijaństwo to po prostu oddawanie czci Bogu własnym życiem, pokorą, codziennym niesieniem krzyża... że każdy z nas jest powołany do intymnych kontaktów z Bogiem... że tu chodzi o tak wielką intymność, że o mojej osobistej relacji do Pana Boga nikt nie wie, tylko Bóg i ja.

- Tak więc - będę przekorna - takie gromadne pielgrzymowanie to zaprzeczenie tej intymnej relacji z Bogiem, to raczej tylko demonstracja wiary?

- Nie tyle demonstracja i nie tyle zaprzeczenie! Żydzi przecież nie szli indywidualnie przez pustynię, szli wybrani jako lud, szli jako wspólnota, zgromadzenie. Pielgrzymka absolutnie nie jest zaprzeczeniem głębi duchowego kultu, a wręcz przeciwnie: jest manifestacją Kościoła, wspólnoty, która - podążając przez ten świat - składa Bogu dar swojej modlitwy. Bo współczesnemu światu bardzo potrzebna jest taka manifestacja Kościoła pielgrzymującego.

- Celem każdej pielgrzymki jest dotarcie do miejsca kultu, by się w nim pomodlić. Jaki jest sens odbywania ciężkiej i długiej drogi pieszo, skoro np. do Częstochowy można dziś dotrzeć samochodem lub pociągiem?

- Celem jest dotrzeć na Jasną Górę i modlić się przed Cudownym Obliczem Czarnej Madonny. Natomiast te dziewięć dni w drodze, spędzonych na modlitwie, na rachunku sumienia, na przemyśleniach o swoim życiu, jest najlepszym z możliwych przygotowaniem do głębokiej modlitwy w sanktuarium. Najważniejszym zadaniem organizatorów pielgrzymki jest, aby w każdej chwili pątnikom towarzyszyło słowo Boże. Żeby w jakiś sposób dotarło do każdego pielgrzyma.

- Udaje się to, gdy ludzie są zmęczeni, głodni, spragnieni i mają bąble na nogach...

- No właśnie - mogą pomyśleć wówczas o trudnej drodze do Ziemi Obiecanej... To utrudzenie sprzyja głębokiej modlitwie. Pod wpływem aury modlitwy i tego utrudzenia Bóg przychodzi do człowieka i pokazuje mu to, co najważniejsze, obnaża wszelką powierzchowność. Sam tego doświadczyłem, gdy podczas ostatniej pielgrzymki mówiłem pielgrzymom, że chrześcijaninem jest ten, kto wstaje rano, otwiera oczy i od razu zaczyna błogosławić Boga za nowy dzień... A gdy ja sam przebudziłem się następnego dnia, pierwszą moją myślą było, czy zdążę przed innymi do łazienki, żeby wziąć prysznic... Pan Bóg nieustannie bada ludzkie serce, a w czasie pielgrzymki pomaga dostrzec, że w zmęczeniu, w uciążliwych okolicznościach, wcale nie mamy miłości do bliźnich, że chodzi tylko o to, żeby nam było dobrze... Właśnie podczas pielgrzymki Pan Bóg pozwala zauważyć wiele z tych rzeczy, które na co dzień nam umykają.

"Niedziela" 31/2007

Editor: Tygodnik Katolicki "Niedziela", ul. 3 Maja 12, 42-200 Czestochowa, Polska
Editor-in-chief: Fr Jaroslaw Grabowski • E-mail: redakcja@niedziela.pl