Jak iść, jak myśleć...?
Z abp. Józefem Michalikiem - przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, metropolitą przemyskim - rozmawia ks. Zbigniew Suchy
Ks. Zbigniew Suchy: - Było kiedyś takie określenie czasu wakacji ?sezon ogórkowy?. Media opowiadały wówczas historie o pięknych krajobrazach, słonecznej kanikule. Ten czas odszedł w przeszłość. Przyznam, że straciłem ochotę na szukanie wśród prasowych doniesień sensu, rozeznania. Nie jest to dobre świadectwo nawet dla domorosłego dziennikarza. Nie miałem ochoty stawiać pytań. Inspiracją mojej prośby o słowo była wypowiedź Adama Szostkiewicza w ?Pastores?. Przytoczę ją jako moje pytanie: ?Dziś największym problemem polskiego Kościoła jako instytucji jest jego przejrzystość. Media podają konkretne sprawy, a ja jako świecki chciałbym, żeby ci, którzy ponoszą odpowiedzialność za Kościół, czyli ordynariusze, potrafili w momencie kryzysu mówić szybko i jasno, co się dzieje. Wiernym to się należy.... Kościołowi w Polsce trzeba nie reform, ale świadectwa i przejrzystości...?
Abp Józef Michalik: - Wbrew krytycznym stwierdzeniom uważam, że biskupi w Polsce nie zaniedbują swojej roli w udzielaniu wskazań moralnych i doktrynalnych, a niektórzy z nas aż zanadto angażują się w konkretne sprawy, co prowokuje ich przeciwników do oskarżeń o stronniczość. I myślę, że są to słuszne zastrzeżenia. Wydaje mi się, że nadchodzi czas albo już nadszedł, że to sami wierni muszą rozróżniać, który z głosów biskupich jest głosem Kościoła, a który wyrazem jego prywatnej opcji czy preferencji. Niestety, najwięcej emocji i energii pochłaniają w publicystyce sprawy drugorzędne, np. związane z polityką. Ale i w tej dziedzinie obserwuję zdrowy rozsądek narodu, który traci zaufanie do pieniactwa czy cynizmu politycznego, niezależnie od koloru ugrupowania.
Minione miesiące nie były czasem milczenia czy braku świadectwa ze strony Konferencji Episkopatu czy ordynariuszy. Odmiennie niż w tzw. życiu cywilnym - miesiące wakacyjne dla Kościoła w Polsce nie są ?sezonem ogórkowym?. To bardzo intensywny czas wielorakich uroczystości religijnych, a sierpień jest tutaj szczególnie bogaty. Zatem biskupi byli ciągle aktywni w życiu Kościoła. Ewangelia - jej głoszenie to nasze podstawowe zadanie i od tego się nie uchylamy. Interioryzacja ewangelicznego przesłania to już rola nie tylko biskupów, którzy owszem, winni przez coraz głębszą medytację i modlitwę słowem Bożym stawać się świadkami i ludźmi przejrzystymi, ale taką samą powinność mają i ludzie świeccy.
Tertulian w swojej ?Apologii? tak scharakteryzował pierwotny Kościół: ?Chrześcijanie zamieszkują ziemię, ale tak, jakby przebywali na niej tylko przejściowo. Nie ma obcego kraju, który by nie był dla nich ojczyzną, ani też nie ma ojczyzny, która by nie była dla nich obca?. Opozycja Rzymu wobec Krzyża przyczyniła się do jeszcze większego rozpowszechniania się wiary chrześcijańskiej. Jakże wymowne i jak aktualne są dziś te słowa wielkiego myśliciela. Skończył się sierpień i czas abstynencji, do której od wielu lat zapraszają biskupi. I co? Ile było bezalkoholowych wesel, ilu ludzi podjęło to wołanie biskupów? Nie wiemy. Ale wiemy, że trzeba promować trzeźwość, choćby dlatego, że wzrosła w porównaniu z poprzednimi latami liczba ofiar wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców.
Kościół nie dysponuje bogatymi środkami medialnymi i dlatego wydaje się, że jest niesłyszalny. Ale tak nie jest. Naszym zadaniem jest i będzie przestrzegać, upominać w porę i nie w porę, i wskazywać drogę bezpieczną, choć trudną.
Poza tym - trzeba powiedzieć to także jasno - nagłaśnia się z upodobaniem tylko wystąpienia niektórych biskupów, i to takie, które są wygodne i oczekiwane przez prasę i ludzi uzurpujących sobie prawo do kreowania w telewizji obrazu rzeczywistości.
Od lat bp Edward Dajczak towarzyszy, wraz z dużą rzeszą ewangelizatorów, spotkaniom młodzieży na ?Przystanku Jezus?. Ale tego się nie pokazuje. O pięknych owocach tego trudu się nie pisze. Natomiast chętnie nagłaśnia się incydentalne obecności na Przystanku Woodstock, po to, by zamazać stanowisko biskupów wobec tej demoralizującej imprezy. Czy ludzie dobrej woli mieli świadomość, że swoim niekiedy wdowim groszem wspierają mimowolnie deprawację własnych wnuków? O tym też się nie mówi.
- Pozostańmy przy ewangelizacji. Po ostatnim posiedzeniu biskupów na Jasnej Górze, podobno burzliwym, według relacji mediów, zapadła rzekomo decyzja o usunięciu z funkcji o. Tadeusza Rydzyka. Ludzie podnieśli larum. Co o tej sprawie sądzi Przewodniczący Konferencji Episkopatu?
- Ja nie jestem zwierzchnikiem biskupów, to po pierwsze. Pełniona przeze mnie funkcja jest służbą Kościołowi i tak ją traktuję. Dementuję twierdzenia, które także słyszałem, o burzliwości obrad. W czasie konferencji prasowej jasno powiedziałem, że sprawa nie będzie traktowana restrykcyjnie, ale w odniesieniu do innych mediów (katolickich), i że Radio Maryja i Telewizja Trwam są poważnym sukcesem i są Kościołowi bardzo potrzebne, chociaż powinny wykazywać większą troskę o eklezjalność, a angażując się społecznie, powinny strzec się jednoznacznego utożsamiania z jakąkolwiek partią polityczną, bo to budziłoby zrozumiały sprzeciw katolików z innych partii. Po drugie - prasowe enuncjacje o rzekomym zagrożeniu stacji są pewnie życzeniowym aktem piszących. Przytaczano mi wypowiedź jednej ze słuchaczek Radia Maryja z nocy 27 sierpnia. Dzwoniąca kobieta nie wyobraża sobie, że to Radio może zamilknąć. ?Dwadzieścia lat nie praktykowałam, nie byłam u spowiedzi, dzięki przypadkowemu kontaktowi z Radiem wróciłam do Kościoła?. Czy dzieło, które rodzi takie owoce, może zamilknąć? A co do Ojca Dyrektora, który jest też człowiekiem niekiedy bardzo zmęczonym, ciągle żyjącym w napięciu i ma niekiedy potknięcia, które trzeba eliminować, ale ma i poważne dokonania - stał się człowiekiem publicznym, a to zobowiązuje. Wspomniałem o tym w czasie mojej homilii na Kalwarii Pacławskiej (to dowód, że biskupi nie milczą), że zaszczuty człowiek broni się odruchowo, czasem reaguje nerwowo, niewłaściwie, i jest od tego Prowincjał Redemptorystów, aby zwracał uwagę, czuwał, pomagał. Jest też prawdą, że ta rozgłośnia oraz związany z nią tytuł prasowy jest ciągle w ogniu niewybrednych, krzywdzących i niesprawiedliwych często ataków. Czasem przybierają one wręcz formę groteski. Czy w obecnej sytuacji, kiedy sąd nad religią i Kościołem wydaje każda gazeta i każda stacja telewizyjna, wolno byłoby nam zamykać katolicką rozgłośnię? Czy byłoby uczciwe i moralnie uzasadnione zniszczyć naszymi rękami utworzone już i sprawnie działające katolickie środowisko medialne? Jeśli są jakieś braki, trzeba je poprawiać, doskonalić dzieło, a nie likwidować. I Kościół ma sposoby na zaradzenie brakom. Jeśli społeczeństwo, a tak deklarują społeczni naprawiacze, przerażone jest poziomem tych stacji, to poczekam, kiedy to rzekomo bolejące społeczeństwo obudzi się i zacznie wołać o zlikwidowanie przynajmniej dwóch audycji telewizyjnych prowadzonych przez moralnie, a i pewnie umysłowo niezrównoważonych ludzi, w których normą jest poniżanie głowy państwa i ludzi pełniących służbę dobru wspólnemu. O demoralizacji, która wprost wylewa się z ekranu, już szkoda nawet wspominać. Dlaczego rzekomo zniesmaczona Radiem Maryja część społeczeństwa akurat w tej sprawie milczy? Inna sprawa, że Radio Maryja nie może dzielić Kościoła w Polsce na ?nasz? i ?wasz?. Ma podpisane umowy z większością diecezji i powinno uzgadniać zasady działalności Kół Rodziny Radia Maryja w Polsce oraz włączać się w realizację programu duszpasterskiego w poszczególnych latach, ale to są akurat sprawy wewnętrzne, które dziennikarzy nie interesują. Powiedzmy szczerze - Radio Maryja stało się siłą społeczną w Polsce i ma do tego prawo, ale źle by było - to jest moje osobiste przekonanie - gdyby chciało się stać siłą bezpośrednio polityczną. Zostawiam to pod rozwagę Czytelników.
- Koronnym niejako argumentem przytaczanym w atakach na Radio Maryja jest zarzut o preferencje polityczno-partyjne...
- Odpowiem pytaniem. Przez pewien czas był Ksiądz odpowiedzialny za nasze radio diecezjalne, a i teraz czasem prowadzi audycje. Czy w czasie walki o obronę życia zapraszałby Ksiądz do radia ludzi temu życiu przeciwnych? A proszę mi pokazać stacje, które nie mają swoich preferencji. I nie zawsze jest to związane z preferencjami słuchaczy. Wręcz przeciwnie - jest to świadome działanie na tych słuchaczy, często wprost manipulowanie. Radio katolickie ma swoje zasady, których nie może przekroczyć. Ma swoją aksjologię, której musi być wierne. Nie może przekraczać Bożych przykazań, szerzyć relatywizmu moralnego czy głosić nienawiści etc. Także w polityce. Owszem, zdarza się, że można pomylić się co do ludzi, ale z czasem to się ujawnia i wtedy ci ludzie po prostu z tego radia sami się usuwają. Proszę przypomnieć sobie ostatnie wybory - ci, którzy dziś stoją w pierwszym szeregu przeciwników tego Radia, zostali zaproszeni na antenę, ale postawili warunek: żadnych telefonów od słuchaczy. To po co taka audycja?
W ?Naszym Dzienniku? niemal każdego dnia znajdujemy wypowiedzi polityków różnych opcji, także SLD. I jakaż tu monolityczność.
Reasumując - każdy piszący, każdy, kto występuje publicznie, zakłada, że nie tylko on tworzy rzeczywistość medialno-kaznodziejską. Jest jeszcze słuchacz. I należy go szanować. W innym przypadku ten słuchacz przestanie być aktywnym uczestnikiem wspólnoty przekazu. Radia katolickie muszą się z tym liczyć, bo nie dysponują bogatymi środkami i tylko obecność słuchaczy i czytelników sprawia, że mogą funkcjonować. Jedynie bogate stacje komercyjne manipulują słuchaczem i widzem, bo się z nim nie liczą, wszak mają bogatych sponsorów, którzy gotowi są zapłacić wszystkie pieniądze, aby zmanipulować człowiekiem. To doświadczenie przenoszą na stacje biedne, a ich złość potęguje się, kiedy te, mimo nikłych nakładów, zyskują coraz więcej słuchaczy, widzów czy czytelników.
- Rozumiem, że w kwestii tu poruszanej pozostaje dotychczasowe status quo...
- Od dawna mówiłem o tym, i podtrzymuję nadal. Moim pragnieniem jest, aby Radio Maryja dbało o swoją eklezjalność przez pogłębianie i stosowanie nauki Kościoła, ale także przez głębszy kontakt z Episkopatem. Nie zagraża to nikomu, a w sytuacjach, które dotykają problemów społecznych, daje rękojmię wymiany poglądów i bogactwo pewnej różnorodności niekłócącej się jednocześnie z normami Ewangelii.
"Niedziela" 37/2007