Nasze polskie sprawy
Ks. Zbigniew Suchy
Z pewnym zażenowaniem przyjąłem propozycję ks. inf. Ireneusza Skubisia napisania refleksji na temat wystąpienia abp. Józefa Michalika - metropolity przemyskiego i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski podczas uroczystości Bożego Ciała w Przemyślu. Obok tego uczucia pojawiła się jednak duma, że to właśnie z grodu nad Sanem poszedł w Polski Kościół sygnał - "satis". Dość milczenia i spolegliwości wobec medialnych prób demontażu polskiego Kościoła przez niszczenie sumień, narzucanie liberalnych, a nawet libertyńskich modeli zachowań. W czwartkowy deszczowy dzień 22 maja br. ujawniła się w Przemyślu siła wierności Chrystusowi i pewien przykład, że wierne kroczenie za Jezusem musi obudzić religijny entuzjazm.
Wierność
Ulewny deszcz w wielu z nas, zdążających do kościoła Księży Salezjanów, obudził wątpliwości, czy procesja w ogóle się odbędzie. Ksiądz Arcybiskup zdecydował, że tak. - Nie możemy ulec tak małej przeszkodzie, by zerwać tradycję - powiedział we wstępie do Mszy św. Potem, kiedy w strugach deszczu kroczyliśmy ulicami miasta, Ksiądz Arcybiskup obawiał się, czy wierni wytrwają do jej końca. Pomyślał, że kazanie tym razem wygłosi w archikatedrze. Kiedy jednak przy drugim ołtarzu, tradycyjnie związanym z miejscem głoszenia homilii, zobaczył morze parasoli, zdecydował, że w tym właśnie miejscu skieruje do swych wytrwałych diecezjan swoje słowo.
Słowa prawdy
Już po pierwszych słowach zapadła cisza. Dało się odczuć, że kaznodzieję unosi siła wiary wiernych. Nawet deszcz jakby zelżał. Powoli słowa zaczęły dostrajać się do rytmu serc. Odczuwało się, jakby wierni zapisywali pasterską troskę w sercach. Zapanowała głęboka cisza. Spotęgowała się, gdy padły słowa: "Do czego doszliśmy? W katolickim narodzie niewierzący dziennikarz, któremu ktoś dyktuje z Paryża albo Londynu czy Nowego Jorku, będzie sugerował, kto ma być pasterzem owiec?".
Sądzę, że nie tylko ja, ale wielu słuchaczy odczuło ulgę. Ktoś wreszcie nazwał sprawy po imieniu. Od czasu biczowania Kościoła w Polsce po nominacji abp. Stanisława Wielgusa hierarchowie popadli w swoisty marazm, który bolał wiernych. Potem była walka o pasterza Kościoła gdańskiego. Kiedy w swojej homilii nowy Metropolita Gdański dał odpór laickiemu rozumieniu roli biskupa, jakby odmawiającemu w nominacji roli Ducha Świętego, pojawił się casus Biskupa Włocławskiego. Wyrafinowany, świadomie zamierzony. Miałem żal, że nie padło słowo protestu. Przecież zakończyła pracę Kościelna Komisja Historyczna. Jej oświadczenie było jasne i czytelne. A jednak próbowano zasiać zamęt. Bolało, że wielu wiernych bardziej wierzyło prasowym denuncjacjom niż oświadczeniu powołanej przez biskupów Komisji, i to w sytuacji, gdy inne grupy społeczne odmówiły podobnego poddania się lustracji.
Kiedy czytałem jeremiady dzienników, już wiedziałem, dlaczego zabolały te słowa: "Jednocześnie w Polsce dzieje się też wiele rzeczy pozytywnych. Budzi się dynamizm życia, jest wiele tygodników katolickich. Warto czytać «Niedzielę», «Miłujcie się», «Gościa Niedzielnego», «Nasz Dziennik». Jest Telewizja Trwam. Na szczęście jest Radio Maryja i dobrze, że jest".
Dał głos naszym myślom
W ten sam dzień miałem okazję być z abp. Michalikiem w Augustowie. Było już późno. Po kolacji nasz gospodarz wrócił na plebanię po odwiezieniu gości i z niespotykanym impetem pobiegł na górę, a za chwilę usłyszałem głos abp. Michalika. To Radio Maryja powtarzało przedpołudniową homilię.
Na drugi dzień rocznik Księdza Arcybiskupa obchodził w Filipowie swój jubileusz - 44. rocznicę święceń kapłańskich. Księża dojeżdżający na spotkanie słuchali powtórki kazania w samochodach. Trzeba było widzieć tych spracowanych kapłanów, z jakim entuzjazmem gratulowali wypowiedzianych słów swojemu koledze, wyniesionemu w godności. Jakby dziękowali, że dał głos ich myślom, ich wysiłkom w zmaganiu z wszechobecnym liberalnym totalitaryzmem medialnym.
Tak, to nie przesada. Kiedy zmarł Gustaw Holoubek, Onet przybrał żałobne kolory, telewizja zmieniła ramówkę, nadając reportaże, filmy z udziałem Zmarłego. I tak powinno być. Tyle że ta estyma wobec wielkich winna być sprawiedliwie rozdzielana. Kiedy zmarł o. Albert Krąpiec, media publiczne i komercyjne nabrały wody w usta. Przyszły mi na myśl słowa Księgi Mądrości: "Zdało się oczom głupich, że pomarli, zgon ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju" (3, 2). Głupio zaczęli myśleć "kapłani" kosmopolitycznej wizji Polski, że milczeniem zabiją wielkiego Patriotę i jego nauki. Ale dobrze, że jest "Nasz Dziennik", "Niedziela", Telewizja Trwam. W tych dniach wielkiej kompromitacji jedynie słusznych tez proroków agory globalizacji dał się słyszeć ten głos Mędrca.
Bóg zapłać, Pasterzu!
W wielu z nas zrodziła się nadzieja, że ambona stanie się miejscem ważnym na rozszalałych falach współczesnego żeglowania przez wzburzone morze pomieszania, najeżone wierzchołkami lodowych gór kłamstwa i manipulacji ludzkimi umysłami i sumieniami. Stanie się mostkiem kapitańskim, z którego Wy, nasi Pasterze, będziecie prowadzić bezpiecznie, choć nie bez trudności, swoje owce do portów przeznaczenia. Do tych kolejnych miejsc, w których znajdziemy potwierdzenie drogi, aż do tego momentu, kiedy przekażecie naszą życiową żeglugę Sternikowi, w którego władzy partycypujecie.
A warto, bo jak usłyszeliśmy, a co zostało przemilczane we wspomnianych komentarzach - bo przecież nie były to prasowe teksty zatroskania, ale krzyku, że oto dzieje się krzywda tym, którzy chcą zawładnąć duszami ludzi, nie mając do tego prawa - ci manipulowani budzą się do życia, chcą mieć udział w tworzeniu Polski dla siebie i swoich dzieci. Dlatego trzeba powtarzać często, jak robi to mądry ojciec wobec swoich dzieci, że: "jako ludzie otaczający Jezusa mamy prawo do tego, żebyśmy byli obecni razem z Nim na ulicach naszych miast i wiosek, w naszym parlamencie, przy uchwalaniu ustaw, w różnych sytuacjach, które niejednokrotnie wywołują znaki zapytania albo próbują być przemyceniem własnych interesów. Etyka, moralność, Boże prawo nie mogą być odłączone od żadnej sytuacji życiowej. Myślę, że zanim zaistniał ten fakt procesji, przygotowaliśmy się modlitwą, medytacją, przyjęciem Chrystusa do naszych serc. Podobnie jak Jezus, zanim ustanowił Eucharystię, przygotowywał uczniów do tego nadzwyczajnego wydarzenia, jakim jest Jego wola zbawcza, pragnąca realizować zbawienie na sposób ludzki, przez obecność sakramentalną między nami, przez obecność w Kościele. Dlatego nikt z nas nie jest pozbawiony ludzkiego głosu, głosu Kościoła, który na sposób ludzki mówi o grzechu, o prawdzie, o sprawiedliwości, ale woła i przekonuje o Miłosierdziu Bożym".
Liczne telefony do naszego archidiecezjalnego radia, do redakcji przemyskiej edycji "Niedzieli" z pytaniem, czy to kazanie zostanie powtórzone, czy zostanie wydrukowany jego tekst, zdradzają, że ci ludzie, którzy mimo deszczu dali dowód miłości Jezusa, miłują Go jako Drogę, ale także jako Prawdę, której są głodni. Nie wolno Wam, Pasterze, dopuścić do tego, że ludzie wskutek głodu sięgną po zatruty pokarm niszczący ich duchowe zdrowie!
Reakcja prasy, niezadowolonej z tych słów, potwierdza, że są siły, które chcą monopolu na wszystko, także na sprawy, w które nie wierzą, i których nie rozumieją. Powtórzmy naszą do Księży Biskupów prośbę: Od morowego powietrza kłamstwa, od głodu prawdy - uchrońcie nas w mocy Chrystusa. Bóg zapłać!
"Niedziela" 23/2008