O. Konrad Hejmo OP i jego krzyż
Karol Falko
Wielu z nas pamięta, jak w trzy tygodnie po śmierci Jana Pawła II w przemyślnie wyreżyserowanym wystąpieniu telewizyjnym ówczesny prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres oświadczył, że o. Konrad Hejmo – długoletni opiekun i duszpasterz polskich pielgrzymów w Rzymie – był tajnym współpracownikiem polskiej komunistycznej Służby Bezpieczeństwa...
Podsycane coraz to nowymi szczegółami pomówienia bulwersowały przez kilka miesięcy polską opinię publiczną. Nie wątpiono, że służby wywiadowcze PRL-u śledziły z uwagą działalność Jana Pawła II i usiłowały pozyskać w jego otoczeniu informatorów oraz umieścić swoich agentów. Informacja – i to urzędowa – o tym, że jeden z nich, może najważniejszy, to o. Hejmo, była porażająca. Wielu, niestety, natychmiast w nią uwierzyło. Inni natomiast, zwłaszcza ci, którzy znali uwarunkowania pracy o. Hejmy, rewelacje te traktowali jako niewiarygodne. Był on znany jako człowiek oddany sprawom Kościoła, krytycznie ustosunkowany do rządzącej w Polsce, z nadania Moskwy, komunistycznej ekipy. Otwarcie i publicznie wypowiadający swoje opinie, mógł uchodzić raczej za kogoś mającego powiązania z ośrodkami wrogimi komunistycznym władzom w Polsce.
W rok potem krytycznego omówienia opublikowanych przez IPN, a dotyczących o. Hejmy, dokumentów oraz reakcji wielu osób na ten fakt dokonał ceniony historyk powojennych dziejów Kościoła w Polsce Peter Raina w 400-stronicowej publikacji „Anatomia linczu. Sprawa ojca Konrada Hejmo”. W konkluzji analizy „Raportu” na temat lustracji o. Hejmy, opracowanego przez Andrzeja Grajewskiego, Pawła Machcewicza i Jana Żaryna, stwierdził: „Metodologia wybrana przez autorów jest niewłaściwa, a także fatalna w skutkach. Prowadzi bowiem do fałszywych i bardzo krzywdzących dla osoby o. Konrada wniosków”.
Obecnie otrzymaliśmy wydaną pod koniec 2008 r. przez warszawską Oficynę Wydawniczą „Adam” przeszło 300-stronicową publikację zatytułowaną: „Moje życie i mój krzyż. Nie lękam się prawdy. Rozmowa z ojcem Konradem Hejmo OP”. Rozmowę przeprowadził Andrzej Grass.
O. Hejmo opowiedział mu o swoim życiu od dzieciństwa aż do szoku lustracji, jaką mu zgotowano. Opowiedział zwłaszcza o pracy w rzymskiej Delegaturze Biura Prasowego Episkopatu Polski (od 1980 r.) oraz w ośrodku duszpasterstwa polskich pielgrzymów „Corda Cordi” (od 1984 r.). Mówił o swych rozmowach z pracownikami wiadomych służb podczas zleconych mu przez przełożonych zadań oraz o rzymskich kontaktach z Andrzejem Madejczykiem, jak się okazało, agentem polskich służb wywiadowczych. W opublikowanych wypowiedziach odkrywamy duszę człowieka zaangażowanego w sprawy polskiego Kościoła, oddanego Papieżowi, a tak głęboko zranionego pomówieniami. Książka jest świadectwem zmagania się człowieka z rozpowszechnianym o sobie kłamstwem.
O. Jacek Salij, współbrat zakonny o. Hejmo, w przedmowie do tej książki-rozmowy napisał:,,Co motywowało promotorów tego linczu? Dlaczego tak się z jego przeprowadzeniem śpieszono? Dwie hipotezy nasuwają się samorzutnie. Ojciec Konrad znany był milionom Polaków jako osoba należąca jakoś do otoczenia Jana Pawła II. Może chodziło o to, żeby za pomocą tak potwornej napaści na dobre imię kogoś z papieskiego otoczenia (przypomnijmy: najpierw oskarżono go o to, że donosił na Ojca Świętego!) przytłumić tę niezapomnianą, dobrą atmosferę, jaką żyła cała Polska w dniach naszego rozstawania się z Janem Pawłem II. Ale mogło też chodzić o to, żeby zagrożenie lustracją odsunąć od środowisk, które najbardziej się jej bały. Na rzecz tej drugiej hipotezy przemawiałby fakt, że wkrótce potem mass media główne swoje zainteresowania lustracyjne skierowały przede wszystkim na duchownych, czyli na to środowisko, które najwięcej od służby bezpieczeństwa ucierpiało”.
Krzyż o. Konrada Hejmy nie jest bynajmniej jego prywatnym, osobistym tylko krzyżem. Jest krzyżem tych wszystkich, którzy są świadomi, że każde zafałszowanie prawdy, każda manipulacja faktami jest zazwyczaj wykorzystywana przez niecnych i spragnionych sprawowania rządów nad duszami do umacniania swej dominacji nad współobywatelami.
Bogatsi o blisko czteroletnie doświadczenia winniśmy zdobyć się na wyciągnięcie wniosków odnośnie do zastosowanej wobec o. Hejmy takiej procedury lustracyjnej – tym bardziej że została ona zastosowana do pomówień o współpracę kolejnych znanych osób, zarówno duchownych, jak i świeckich.
Wydaje się, że przede wszystkim należałoby ukazać wysiłki i zasługi polskiego duchowieństwa w społeczeństwie poddanym wielorakim presjom (w tym ateizacji) komunistycznego reżymu; wysiłki – jeśli nie ewangelizowania – to przynajmniej ucywilizowania wielu jego nurtów, zwłaszcza że zasługę zaszłych przemian przywłaszcza sobie sporo środowisk, kiedy prasowi potentaci prowadzą kampanię zacierania lub przynajmniej pomniejszania roli i zasług polskich katolików.
Dyskusja na ten temat nie została nawet wszczęta, a może raczej w sposób zawiniony uniemożliwiona. Coraz mniej liczni świadkowie tamtych zmagań z wielu powodów odchodzą milczący. Dlatego świadectwo jednego z nich – o. Konrada Hejmy – jest świadectwem cennym.
Prezentacja tej książki-rozmowy postuluje dorzucenie następującej uwagi: Śledząc publikacje na temat współpracy niektórych polskich duchownych ze służbami wywiadowczymi oraz na temat relacji przedstawicieli Kościoła z władzami PRL-u, jesteśmy zdumieni powierzchownością przeprowadzanych w wielu z nich analiz i idącą z nią w parze łatwością ferowania wyroków. Większość z nich wykazuje zadziwiający brak znajomości złożonych społecznie i geopolitycznie uwarunkowań działalności polskiego Kościoła w latach 1945-89 oraz niewiedzę o sytuacjach, w jakich działało w tych latach polskie duchowieństwo. Nie są to publikacje solidnych historyków i raczej zostaną niebawem zaklasyfikowane do ideologizującej publicystyki. Czas, byśmy zauważyli, że wielu publicystów porusza się w tematyce kościelno-religijnej jak słoń w składzie porcelany. Poprośmy więc ich, by zaprzestali świadczyć polskiemu Kościołowi – w imię potrzeby ukazywania prawdy – niedźwiedzią przysługę.
A może to nie jest problem niekompetencji? Może to kontynuacja (przez stare i nowe ośrodki dywersji antykościelnej) dobrze obmyślanych działań obleczonych w pozory troski o przejrzystość Kościoła i przynoszących owoce niepokoju z powodu nieprzygotowania czynników kościelnych do odporu tego rodzaju podstępnych działań? Każde pokolenie staje wobec nowych na tym polu wyzwań – czy obecne pokolenie polskiego duchowieństwa, katolików w ogóle, jest przygotowane, by im sprostać?
"Niedziela" 5/2009