Za wszystko Bogu dziękuję
20 lat posługi nuncjusza apostolskiego w Polsce – abp. Józefa Kowalczyka
Abp Józef Kowalczyk
26 sierpnia br. minęła 20. rocznica nominacji przez Jana Pawła II abp. Józefa Kowalczyka na nuncjusza apostolskiego w Polsce. W dyplomacji watykańskiej, poza Włochami, to jedyny przypadek, że nuncjuszem został obywatel kraju, do którego został posłany.
Według zamysłu Jana Pawła II, konsekracja biskupia nowego nuncjusza apostolskiego miała się odbyć 26 sierpnia 1989 r. w Castel Gandolfo, w kaplicy, w której znajduje się obraz Matki Bożej Częstochowskiej ofiarowany Piusowi XI przez Episkopat Polski. Papież miał już nawet przygotowaną homilię. Jednak do konsekracji wtedy nie doszło – w tym dniu została dopiero ogłoszona nominacja dla ks. prał. Józefa Kowalczyka, który sakrę biskupią przyjął 20 października 1989 r. w Bazylice św. Piotra. Jan Paweł II wyniósł go jednocześnie do godności arcybiskupa tytularnego Heraklei. Jako dewizę swojej posługi abp Kowalczyk wybrał słowa: „Fiat voluntas Tua” (Bądź wola Twoja). Do Polski abp Kowalczyk powrócił po 24 latach studiów i pracy w Watykanie.
Jako główne zadania dla pierwszego po II wojnie światowej nuncjusza apostolskiego w Polsce Jan Paweł II wyznaczył uzgodnienie i podpisanie konkordatu oraz przeprowadzenie podziału administracyjnego Kościoła w kraju. Abp Kowalczyk rozpoczął uroczyście misję apostolską w Polsce podczas Mszy św. w warszawskiej katedrze św. Jana Chrzciciela 26 listopada 1989 r. Następnego dnia modlił się na Jasnej Górze: „Całą moją misję nuncjusza, którą pojmuję jako służbę Kościołowi i narodowi, zawierzam Tobie, Maryjo, a przez Ciebie – Twojemu Synowi, Odkupicielowi człowieka. Niech On, za Twoim wstawiennictwem, darzy mnie światłem łaski, abym umiał należycie odczytywać w Polsce znaki czasu i zgodnie z ich wymogami postępował”. Wówczas spotkał się z całym Episkopatem, który na Jasnej Górze zgromadził się na dorocznych rekolekcjach. Listy uwierzytelniające nowy nuncjusz apostolski w Polsce złożył ówczesnemu prezydentowi Wojciechowi Jaruzelskiemu 6 grudnia 1989 r. w Warszawie.
(Red)
Ks. inf. Ireneusz Skubiś: – Bardzo się cieszymy, że możemy gościć Ekscelencję w naszej redakcji. Mija właśnie 20 lat od chwili, gdy ogłoszono nominację Księdza Arcybiskupa na nuncjusza apostolskiego w Polsce. Prosimy o kilka szczegółów z tej ważnej chwili.
Abp Józef Kowalczyk: – Bardzo dziękuję Księdzu Infułatowi za zaproszenie do „Niedzieli” i za to miłe spotkanie. Odnośnie zaś do przypomnianej daty: Otóż w jedną z niedziel lipca 1989 r. Ojciec Święty zaprosił mnie na „Anioł Pański” do Castel Gandolfo, gdzie spędzał wakacje, i powiedział, że mam jechać do Polski i objąć funkcję nuncjusza apostolskiego, aby odbudowywać to, co tam zostało przerwane przez lata komunizmu, i w nowej rzeczywistości doprowadzić do pełnej normalizacji życia Kościoła w Polsce, także w perspektywie przyszłości. Miałem już jakieś doświadczenie, towarzysząc abp. Luigiemu Poggiemu w podróżach do Polski, miałem także świadomość, że po śmierci Prymasa Polski w 1981 r. przedstawiciela Stolicy Apostolskiej w Polsce właściwie nie ma. Oczywiście, było to wielkie zaskoczenie, bo pracowaliśmy w strukturach Stolicy Apostolskiej wspomagających Ojca Świętego w wymiarze, który został nam określony, ale o tym, żeby pójść na placówkę, i to do Warszawy, w charakterze nuncjusza, nie pomyślałem, tym bardziej że kierowanie krajana na taką funkcję nie było powszechną praktyką Stolicy Apostolskiej, poza przypadkiem Italii, gdzie nuncjuszem zawsze jest Włoch. Była to więc decyzja wyjątkowa i trudno się dziwić, że napawała pewnym lękiem, obawą. Tak to wyglądało.
– Ojciec Święty wiedział, że Ekscelencja był do tego najlepiej przygotowany, bo przez wiele lat pracował w Watykanie, doskonale znał język włoski, znał struktury Stolicy Apostolskiej, a ponadto brał udział w rozmowach przygotowawczych do regulacji stosunków państwo – Kościół.
– W 1969 r., kiedy to nastąpiło umiędzynarodowienie Kurii Rzymskiej, Kongregacja ds. Dyscypliny Sakramentów zwróciła się do Konferencji Episkopatu Polski o przedstawienie kandydata do pracy w tej kongregacji i wtedy kard. Wyszyński przedstawił mnie. Zostałem przyjęty w 1969 r. i pracowałem w tej kongregacji do 18 października 1978 r., kiedy to z woli Ojca Świętego zostałem przeniesiony do Sekretariatu Stanu. Pracując w Kongregacji ds. Dyscypliny Sakramentów, byłem także powoływany na osobę towarzyszącą abp. Luigiemu Poggiemu w podróżach do Polski, zwłaszcza w latach 1976-77, kiedy był prowadzony intensywny dialog i powołany specjalny Zespół do Stałych Kontaktów Roboczych z Rządem Polskim, a ze strony polskiej – Zespół do Stałych Kontaktów Roboczych ze Stolicą Apostolską. Nawiasem mówiąc, zespół polski zamieszkał w Rzymie na stałe i miał akredytację w Watykanie, a my pracowaliśmy w instytucjach, które przyjęły nas do pracy, wykonując jako dodatkowe zadania, o których przed chwilą mówiłem. Tą drogą wchodziłem w struktury pracy dyplomatycznej i zdobywałem przygotowanie praktyczne, które, myślę, przydało się w pracy i bezpośredniej posłudze Ojcu Świętemu.
– Jako pracownik Kongregacji ds. Dyscypliny Sakramentów był Ekscelencja włączony w nieco inną sferę działania, praca w Sekretariacie Stanu wymagała trochę innego patrzenia na wiele spraw...
– Tak. Ojciec Święty Jan Paweł II był genialnym człowiekiem. W Polsce nie poznaliśmy go do końca. Później poznawaliśmy go coraz bardziej w codziennej pracy i muszę powiedzieć, że było szokujące, jakie pokłady wiedzy i duchowości w nim tkwiły. Nowe powołanie, jakim było papiestwo, wyzwoliło w nim niebywałą siłę i energię. Wystarczy, że powiem, iż 16 października 1978 r. został wybrany na papieża, inauguracja pontyfikatu miała miejsce 22 października, pierwsza podróż zagraniczna – 28 stycznia 1979 r., a w pierwszych dniach marca tegoż roku opublikowana została pierwsza encyklika „Redemptor hominis”, którą własnoręcznie napisał. To obrazuje, jakim tytanem pracy był ten człowiek, jakie pokłady wiedzy nosił w sobie. Na nasze pytanie: Ojcze Święty, kiedy Ojciec napisał tę encyklikę?, powiedział, że nic go to nie kosztowało, że wszystko przywiózł ze sobą z Polski, a teraz tylko przelał na papier. Cieszę się, że mogę dać temu świadectwo, bo jestem w posiadaniu kopii rękopisu tej encykliki – manuskrypt jest w watykańskim Archiwum – a myśmy się męczyli nad tłumaczeniem tekstu polskiego na język włoski. Muszę jeszcze powiedzieć, że czymś wspaniałym były te dni, miesiące, lata bezpośredniej pomocy Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, a ogromne zaufanie, jakim nas darzył, zobowiązywało do jak najlepszego wypełniania swoich zadań.
– Proszę się przyznać, czy nie żal było Księdzu Arcybiskupowi wyjeżdżać z Rzymu od takiego Papieża?
– Wyjazd z Rzymu był dla mnie emocjonalnym przeżyciem, bo z Ojcem Świętym był kontakt bezpośredni. Przyjazd do Polski w warunkach, jakie wtedy istniały, to była nowa rzeczywistość. Nowa szansa, ale także świadomość, że owszem, współpracuję nadal z Ojcem Świętym, jednak już z pewnego dystansu, z większą odpowiedzialnością osobistą. Wymagało to także wiele pracy nad sobą. Ale muszę powiedzieć, że znalazłem tutaj, w Polsce – zarówno w środowisku kościelnym, jak i świeckim – dużo otwartości, życzliwości i zrozumienia, że łączy nas ta sama służba Ewangelii, Kościołowi i Ojcu Świętemu.
– Czy może nam Ekscelencja powiedzieć, czy Ojciec Święty kierował wtedy do Księdza Arcybiskupa jakieś szczególne przesłanie?
– Myślę, że Ojciec Święty przede wszystkim zdawał sobie sprawę, że znałem w jakimś stopniu pracę Kurii Rzymskiej, znałem także ducha Kościoła w Polsce, i w związku z tym wydawało się, że po tylu latach nieobecności nuncjusza w naszym kraju łatwiej będzie znaleźć właściwą przestrzeń dialogu. No i Ojciec Święty jasno powiedział, że nowa rzeczywistość, jaka zarysowała się wyraźnie w okresie przemian, stworzyła przestrzenie dla budowy państwa demokratycznego i należy dopracować dokument o charakterze międzynarodowym – w Polsce na początku nazywano go konwencją, ale w trakcie prac doszliśmy do wniosku, że będzie to konkordat – który będzie obowiązywał zarówno stronę państwową, jak i kościelną. Drugim ważnym zadaniem był nowy podział administracyjny Kościoła w Polsce. Muszę powiedzieć, że ze strony Ojca Świętego była tu wielka determinacja – bo my z lękiem podchodziliśmy do tego zadania – i okoliczności zewnętrzne sprzyjały zmianom na lepsze. Dziś za to Panu Bogu dziękujemy. Ale gdyby nie przekonanie o słuszności tej decyzji ze strony Ojca Świętego i jego pomoc, to pewnie sami nie zdołalibyśmy tego przeprowadzić.
– Przybył więc Ksiądz Arcybiskup do Polski i zaczął budować to, co się nazywa nuncjaturą – mówię tu nie tyle o strukturze urzędu, ile o przestrzeni realnej obecności Watykanu w Warszawie. Od czego Ekscelencja zaczynał?
– Jest taki dokument Pawła VI – motu proprio „Sollicitudo omnium Ecclesiarum” z 1969 r., który określa funkcje przedstawiciela Stolicy Apostolskiej w danym kraju i w danym Kościele partykularnym. Mówi on wyraźnie, że przedstawiciel Stolicy Apostolskiej jest znakiem widzialnym łączności Kościoła partykularnego z Piotrem – Kościół partykularny działa „cum Petro et sub Petro”. Staraliśmy się zawsze – ja i moi współpracownicy – realizować zadania nakreślone w powyższym dokumencie, zarówno w wymiarach Kościoła partykularnego, jak i w wymiarach struktur państwowych, i myślę, że są dobre tego owoce. Za to Panu Bogu dziękujemy.
– Funkcja nuncjusza apostolskiego to wiele ważnych segmentów, przede wszystkim kontakty z księżmi biskupami, z duchowieństwem diecezjalnym i zakonnym, kontakty z władzami państwowymi, ale także te na forum dyplomatycznym – w Polsce nuncjusz jest dziekanem Korpusu Dyplomatycznego. Jak Ksiądz Arcybiskup patrzy dziś na te wszystkie dzieła?
– Powiem, że ze strony księży biskupów w Polsce spotykałem zawsze wielką życzliwość. A były pewne ustalone schematy, które powoli trzeba było zmieniać. Np. gdy chodzi o życie zakonne w Polsce, powstały struktury Konferencji Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Żeńskich, Męskich, uchwalone zostały odpowiednie statuty i to wszystko było dopracowywane, aż stało się nową rzeczywistością. Powstały także nowe problemy, np. ten związany z oddzieleniem Papieskich Dzieł Misyjnych od Komisji Episkopatu ds. Misji. Wymagało to usilnej, spokojnej, ale konsekwentnej pracy. Dzisiaj możemy tylko za wszystko dziękować Panu Bogu.
Gdy natomiast chodzi o Korpus Dyplomatyczny, to chciałbym zauważyć, że było pewne naleganie ze strony władz państwowych, by stanąć na czele Korpusu. Miało to swoje uzasadnienie w historii: papież Benedykt XV podniósł Nuncjaturę Apostolską w Polsce za czasów nuncjusza Achillesa Rattiego do rangi nuncjatury pierwszej klasy i w związku z tym nuncjusz stawał się zarazem dziekanem Korpusu Dyplomatycznego. Zabiegali o to później zarówno prymas Wyszyński, jak i władze państwowe. W praktyce doświadczenie to rodziło się powoli, ale dzisiaj spotykam się z członkami Korpusu Dyplomatycznego jak z przyjaciółmi, czując się w jakimś sensie także duszpasterzem tego środowiska. I jako taki jestem bardzo dobrze przyjmowany. Kiedy żegnaliśmy ambasadora jednego z krajów muzułmańskich, powiedział, że po raz pierwszy w swoim życiu spotkał się z przypadkiem, że dziekanem Korpusu jest duchowny katolicki. Ale po doświadczeniu w Polsce, gdyby przyszło mu głosować w demokratycznych, wolnych wyborach, to by się za takim rozwiązaniem bez wahania opowiedział. To była satysfakcjonująca wypowiedź, która usposabia do dalszej intensywnej pracy w tym kierunku.
– A jak układała się współpraca z władzami cywilnymi?
– Znalazłem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych doskonałych partnerów w osobie Krzysztofa Skubiszewskiego, który był wybitnym prawnikiem i doskonałym ministrem. Często myślą wybiegam do tego czasu. Każde wystąpienie min. Skubiszewskiego było nacechowane merytoryczną treścią i ambasadorowie zabiegali później o teksty tych wystąpień, bo linia polityki zagranicznej, wzajemnych odniesień, dobrosąsiedzkich stosunków i wizja określonej perspektywy rozwoju Polski jako państwa mieszczącego się w strukturach Europy i świata była przejrzysta i jasna. Następcy min. Skubiszewskiego szli po tej samej linii. Zarówno protokół dyplomatyczny, jak i współpraca z MSZ, które jest podstawowym punktem odniesienia dla naszych kontaktów, układały się bardzo dobrze. Także kontakty z kolejnymi prezydentami, z rządem i jego przedstawicielami, m.in. w osobach premierów, będę dobrze wspominał. Zdarzały się takie sytuacje, że trzeba było stawiać pytania odnośnie do stanowiska Polski w wymiarach międzynarodowych, ale także w określonej sytuacji wewnętrznej. Zawsze później dziekan korpusu dyplomatycznego musiał podziękować za takie spotkania, ale wcześniej zabiegać o to, aby zaistniały. Wszystko razem wzięte tworzyło dobry klimat i dlatego sądzę, że także z tego punktu widzenia posługa nuncjusza w Polsce na etapie, kiedy mnie wypadło to zadanie spełniać, to był dobry przyczynek do budowania pożądanej wizji Polski w świecie przez posługę ambasadorów.
– A jak kształtowały się kontakty Ekscelencji z zakonami?
– Przede wszystkim zakony mają swój udział w posłudze ewangelizacyjnej i pracach Konferencji Episkopatu Polski. Na początku siostry zakonne z różnych zgromadzeń, stanowiące Konferencję Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Żeńskich, nie bardzo wierzyły w to, że może dojść do nowelizacji statutu, który nie w pełni odpowiadał wymogom dzisiejszej rzeczywistości. Zabiegałem więc o to, aby stworzyć nowy statut, uwzględniający dzisiejsze życie charyzmatyczne w świecie, żeby siostry mogły wybierać władze zwierzchnie, tworzyć struktury KWPZŻ. Kiedy statut został nakreślony, poprawiony i zatwierdzony przez Stolicę Apostolską, okazało się, że w tej auli KEP, w której odbywają się posiedzenia biskupów, miało miejsce pierwsze spotkanie, podczas którego odbyły się wolne wybory Konsulty Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Żeńskich, poprzedzone Mszą św. W samych wyborach nie brałem udziału – nie dlatego, że nie miałem tytułu czy prawa, ale chciałem zostawić siostry same, żeby poczuły, iż są to w pełni demokratyczne, wolne wybory ich zwierzchniej władzy, która w innych Kościołach partykularnych w ten sposób zaistniała. To kolejny powód, by Panu Bogu dziękować. W wymiarach Wyższych Przełożonych Zgromadzeń Męskich ta sprawa funkcjonowała dosyć dobrze, została jednak także ulepszona – i również dziękujemy za to Panu Bogu. Bardzo mi zależało na tym, żeby w wymiarach tzw. współdziałania struktur życia charyzmatycznego i KEP, opierając się na dokumencie Stolicy Apostolskiej „Mutuae relationes”, mogły funkcjonować dobrze zarówno wymiar duszpasterski, gdzie życie charyzmatyczne jest włączone w życie diecezji, jak i wymiana doświadczeń. I dzisiaj, kiedy jest posiedzenie KEP w Warszawie czy gdziekolwiek indziej, przedstawiciele wyższych przełożonych zgromadzeń męskich i żeńskich biorą w nim udział; nie głosują, ale zdobywają istotną wiedzę merytoryczną na temat problematyki wspólnej, która dotyczy Kościoła w Polsce, mogą stawiać pytania, wnosić pewne swoje uwagi i sugestie. Myślę więc, że i w tej dziedzinie zrobiliśmy pewien krok naprzód, nie możemy mieć już kompleksów w stosunku do podobnych struktur działających w innych krajach.
– Od 2005 r. Ksiądz Arcybiskup pracuje już pod zwierzchnictwem innego papieża – Benedykta XVI. Czy zaistniały jakieś istotne zmiany odnośnie do charakteru pracy Ekscelencji?
– Co do istoty tej pracy, to jakichś szczególnych zmian nie ma. Bardzo ważnym wydarzeniem była podróż Benedykta XVI do Polski. To była pierwsza podróż zagraniczna nowego Papieża i było to wydarzenie naprawdę ogromnej wagi. Benedykt XVI chciał w ten sposób oddać hołd Kościołowi, z którego wyszedł jego Poprzednik, chciał powiedzieć, że razem z tym Kościołem przeżywa chwile smutne – wszyscyśmy doświadczyli czasu żałoby po Janie Pawle II – a zarazem usposobić nas do tego, żeby nie tracić nadziei, przeciwnie, żeby nadzieję ożywiać i razem z nim, duchowym spadkobiercą Jana Pawła II, iść naprzód i budować rzeczywistość Kościoła partykularnego. I to odniesienie Papieża do Polaków wciąż funkcjonuje, najlepszym tego dowodem jest fakt, że Ojciec Święty Benedykt XVI przy każdej audiencji ogólnej, z okazji każdej modlitwy „Anioł Pański” w niedziele i święta zawsze pozdrawia nas w naszym języku, ale także doznaje ze strony Polski, polskich biskupów, pielgrzymów wielkiego moralnego wsparcia. Myślę też, że Polacy doceniają tę troskliwość i życzliwość Papieża, który tyle dobrego uczynił, gdy chodzi o wyniesienie na ołtarze sług Bożych z Polski i o proces beatyfikacyjny Jana Pawła II. Nie wyobrażam sobie, powiem szczerze, lepszego współdziałania, lepszej współpracy.
– Na pogrzebie Jana Pawła II cały świat widział transparenty z hasłem: „Santo subito!”. Może – na zakończenie naszej rozmowy – podzieli się Ekscelencja z nami swoimi refleksjami o tym, jak postrzega Jana Pawła II.
– Nie mam najmniejszej wątpliwości co do świętości Papieża Jana Pawła II. Na etapie mojej posługi, czy to w Polsce, czy w Rzymie, miałem możliwość obserwacji wielu ludzi, także tych znaczących. Ale Jan Paweł II był postacią wyjątkową. Widziałem to w jego autentyzmie modlitewnym, w jego uczciwości i prawości, w jego znoszeniu wielorakich dolegliwości i cierpień – mógł temu sprostać tylko człowiek święty, tylko taki mógł zmierzyć się z tą rzeczywistością świata współczesnego, która nie zawsze sprzyjała posłudze Piotrowej. To było zmaganie się z różnego rodzaju systemami, a zwłaszcza z realnym socjalizmem, który widział w nim przecież nie budowniczego socjalizmu, ale wroga klasowego. Ojciec Święty zawsze podchodził do człowieka z największą miłością, z troską o to, żeby przesłanie miłości ewangelicznej dominowało w sposobie działania i we wzajemnych odniesieniach. W tym miejscu warto przypomnieć słowa Benedykta XVI o Janie Pawle II – że przekazał nam ogromny kapitał nauczania, ale najpiękniejszą encyklikę napisał swoim życiem. Wyraziła się ona także w cichym, pokornym znoszeniu cierpienia i doświadczenia choroby, którą został dotknięty na ostatnim etapie życia. To było bardzo wymowne i pouczające. Jak zauważył jeden z Włochów, ludzi świeckich: „Jan Paweł II nauczył nas, jak powinno się żyć jako katolik, ale także pokazał nam, jak powinno się umierać”.
– Dziękuję Księdzu Arcybiskupowi za ciekawą refleksję, także tę dotyczącą 20-lecia pracy na stanowisku Nuncjusza Apostolskiego w Polsce. Wraz z Zespołem „Niedzieli” i naszymi Czytelnikami składam Ekscelencji najserdeczniejsze gratulacje i życzenia zdrowia oraz wszelkiej pomyślności w dalszej służbie Kościołowi.
– Bardzo dziękuję. I ja gratuluję „Niedzieli”, że zrobiła wielki, milowy krok, gdy chodzi o ewangelizację przez posługę słowa. Pamiętam początki i widzę, co „Niedziela” robi dzisiaj. Jest to wielkie dzieło Bożej Opatrzności i Waszej pracy dla dobra Kościoła i całego polskiego społeczeństwa. Wszystkim, którzy z „Niedzielą” przyczyniają się w jakikolwiek sposób do niesienia ludziom Słowa Bożego, dziękuję i życzę – Szczęść Boże!
"Niedziela" 37/2009