Zdarzył się cud!
Milena Kindziuk
François Audelan, 56-letni Francuz, umierał na wyjątkowo złośliwego rodzaju białaczkę. Gdy był już w agonii, żona wybrała mu trumnę, załatwiła formalności pogrzebowe. I zdarzył się cud za przyczyną bł. ks. Jerzego Popiełuszki
Z powodu nadprzyrodzonego uzdrowienia umierającego mężczyzny 20 września 2014 r. w Créteil pod Paryżem rozpoczyna się badanie cudu za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki i proces kanonizacyjny przyspiesza.
A to oznacza, że jeśli we francuskiej diecezji zostanie przeprowadzony cały proces, a następnie watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, po kolejnych dokładnych badaniach, potwierdzi ten cud, polski kapłan męczennik będzie ogłoszony świętym tłumaczy ks. prof. Józef Naumowicz z UKSW w Warszawie, notariusz procesu kanonizacyjnego i członek Trybunału, który we Francji będzie teraz przesłuchiwał świadków.
Trumna jak dąb
Wszystko zaczęło się w 2001 r., kiedy François Audelan zachorował. Lekarze zdiagnozowali u niego przewlekłą białaczkę szpikową w formie nietypowej i od początku dawali mu nikłe szanse na wyleczenie. Dla niego był to szok: jeszcze dość młody, miał dobrą pracę, kochającą żonę i trzy nastoletnie córki. Tak bardzo chciał żyć.
Leczył się u najlepszych hematologów, profesorów światowej sławy. Długie pobyty w szpitalach, uciążliwa chemioterapia, lekarstwa to wszystko przedłużało życie, ale nie przynosiło wyleczenia. Po 10 latach organizm całkowicie się załamał. François zapadł w śpiączkę. Przewieziono go wtedy na oddział paliatywny, gdzie leżą pacjenci w stanie terminalnym. Wszelkie możliwości podejmowania zabiegów medycznych już się wyczerpały.
Przy nieprzytomnym mężczyźnie czuwała żona. Zadbała, by François przyjął sakrament namaszczenia chorych (oboje są bardzo wierzący, przeszli duchową formację we wspólnocie Chemin Neuf). Lekarze oznajmili żonie, że nastał czas agonii i jej mąż umiera. Zasugerowali, że może już załatwiać formalności pogrzebowe. Wybrałam nawet trumnę. Dębową, bo François lubi dęby opowiada. W domu zaczęłam już robić porządki w jego rzeczach, podarłam na strzępy wszystkie listy, które kiedyś do niego pisałam. Już nie będzie miał okazji ich czytać myślałam. Ale jednocześnie czułam wewnętrzny pokój. Nie płakałam, nie panikowałam.
Do tego momentu ta historia, choć tragiczna, jest zarazem zupełnie zwyczajna. Ot, jak historie wielu ludzi, którzy w różnych zakątkach świata cierpią i umierają. W życiu François nastąpił jednak zwrot. I wszystko, co się zdarzyło później, nie jest z pewnością kwestią przypadku. Tak jakby Ktoś na górze wyraźnie kreślił dalszy scenariusz.
Moje i twoje urodziny
Kolejni „bohaterowie” dramatu także mieszkają we Francji.
Rozalia, polska zakonnica, michalitka, pracuje w szpitalu w Créteil i prowadzi tam duszpasterstwo chorych. To ona przynosiła Komunię św. żonie François, gdy ta na oddziale paliatywnym siedziała przy szpitalnym łóżku swego męża.
Bernard Brien, 65-letni francuski duchowny, w kapłaństwie zaledwie kilka miesięcy. Wcześniej 40 lat nie chodził do kościoła, dwukrotnie żonaty i rozwiedziony. W 2003 r. przeżył nawrócenie i potem wstąpił do seminarium duchownego. Wyświęcony w kwietniu 2012 r., w lipcu pojechał do Polski i tu odwiedził grób bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Warszawie. Zafascynował się polskim kapłanem męczennikiem. Przy jego grobie odkrył też, że urodził się tego samego dnia, miesiąca i roku co ks. Popiełuszko 14 września 1947 r. Tak bardzo zachwyciła go postać błogosławionego, że od tamtej pory nie rozstaje się z jego obrazkami i relikwiami. Zwykle mam przy sobie dużo tych obrazków, żeby je rozdawać ludziom tłumaczy.
Oboje, s. Rozalia i ks. Bernard, doskonale pamiętają piątek 14 września 2012 r. Tak jakby to było dzisiaj.
Według prognoz lekarzy, miały to być ostatnie godziny życia François. Zaproponowałam jego żonie, by wezwała księdza do swego męża wspomina s. Rozalia. Oznajmiła, że jej mąż przyjął już wszystkie sakramenty, gdy był jeszcze przytomny, i że jest już przygotowany na śmierć, więc nie chciałaby, by ksiądz przyjeżdżał specjalnie do niego. Mimo to czułam wewnętrzną potrzebę, żeby kapłan jednak przyszedł kontynuuje zakonnica.
Tak się złożyło, że na tym samym oddziale szpitalnym, w sali obok, umierała inna pacjentka. Rodzina wezwała do niej księdza, by udzielił namaszczenia chorych.
S. Rozalia przywołuje ciąg zdarzeń: Jeszcze raz poszłam do żony François i powiedziałam, że na oddziale za chwilę będzie ksiądz. Wtedy zgodziła się, by przyszedł i się pomodlił.
Dochodziła godz. 15, gdy przy łóżku umierającego François stanął duchowny, ów francuski kapłan ks. Bernard, tak bardzo zafascynowany życiem ks. Popiełuszki. W obecności jego żony i zakonnicy zaczął modlić się nad chorym. Otworzył książkę z modlitwami i... natknął się na obrazek z ks. Jerzym, bo jego wizerunki miał wszędzie. I wtedy zdał sobie sprawę, że jest akurat 14 września, że to dokładnie rocznica urodzin błogosławionego. Położył więc obrazek wraz z relikwiami ks. Popiełuszki na łóżku, na którym leżał umierający mężczyzna, i zaczął mówić:
Księże Jerzy, dziś, 14 września, twoje urodziny. Jeżeli możesz coś zrobić, to właśnie dziś. Do dzieła zatem, pomóż!
Kapłan modlił się dalej swoimi słowami, a zakonnicy i żonie mężczyzny podsunął do odmawiania tekst modlitwy o kanonizację ks. Jerzego. To wszystko działo się spontanicznie, wcześniej tego nie planowałem, dopiero przy chorym, gdy szukałem modlitwy, uświadomiłem sobie, że to rocznica urodzin ks. Jerzego, i stąd za jego wstawiennictwem zacząłem się modlić za chorego wspomina ks. Bernard.
Gdy tylko kapłan i siostra zakonna wyszli, i małżonkowie zostali sami, stało się coś niespodziewanego.
François otworzył oczy i zapytał: „Gdzie jestem?” opowiada żona. Po czym wstał i jakby nigdy nic chciał o własnych siłach iść do łazienki, ale cała aparatura, do której był podłączony, nie pozwoliła mu na to.
Żona nadal nie wierzyła. Sądziła, że to chwilowa poprawa przed ostatecznym końcem.
Puste łóżko
Tymczasem ani ks. Bernard, ani s. Rozalia nie wiedzieli, co się zdarzyło po ich wyjściu od chorego. Następnego dnia w sobotę rano zakonnica czuła jakiś wewnętrzny nakaz, by zanieść Komunię św. do sali François. Nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że François jest nieprzytomny, że jego żony nie będzie w sali, bo akurat rano miała załatwiać sprawy pogrzebowe męża, ja sama też miałam tego dnia wiele zajęć tłumaczy. A jednak coś mnie pchało, by pójść.
Pojechała do szpitala. Najpierw weszła do kaplicy, wzięła Najświętszy Sakrament, raczej instynktownie, bo nie wiedziała, komu ma go udzielić. I skierowała się do sali, w której leżał François.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam... puste łóżko! wspomina.
Pomyślała, że pewnie mężczyzna w nocy umarł. Ale drzwi od łazienki były otwarte, słyszała lecącą z kranu wodę.
Zawołałam: „François, to ty?”.
Tak, siostro, proszę przyjść za 20 minut, jak się ogolę i umyję, i wtedy przyjmę Komunię św.
Teraz proces
Zakonnica nie wierzyła własnym uszom. Zdziwiona i nieco przerażona wybiegła na szpitalny korytarz. Zaczęła pytać, czy François rzeczywiście żyje. Była oszołomiona, że jednak to on. Bo z medycznego punktu widzenia nie miał prawa wyzdrowieć.
Gdy s. Rozalia wróciła, François Audelan stał ubrany i ogolony, tak jak wcześniej zapowiedział. Pomodlili się razem. Podała mu Komunię św.
I tak to się zaczęło! mówi zakonnica z uśmiechem na twarzy. Widać, że to nie my, tylko Bóg robi swoje. Za wstawiennictwem swoich świętych dodaje.
Jak wykazały badania lekarskie, w organizmie François nie ma już nawet śladu białaczki. „Całkowita remisja choroby” stwierdzili lekarze, czyli całkowite ustąpienie przewlekłej białaczki szpikowej. To się stało nagle, po modlitwie ks. Bernarda za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki w piątek ok. godz. 15.00 14 września 2012 r., kiedy to przypadała rocznica urodzin błogosławionego męczennika.
Właśnie to cudowne uzdrowienie wybrano, by je dokładnie zbadać w procesie kanonizacyjnym błogosławionego kapłana z Polski. Wymóg prawa kanonicznego jest bowiem taki, że aby ktoś został świętym, po jego beatyfikacji musi zdarzyć się cud za jego wstawiennictwem.
„Niedziela” 38/2014