Brat
Oprac. rp
Biedaczyna z Asyżu, Seraf z Asyżu, Piewca Doskonałej Miłości, Brat Słońca - to tylko niektóre z przydomków, jakie zyskał sobie jeden z największych świętych w historii Kościoła, św. Franciszek z Asyżu. Mimo tego, że żył stosunkowo niedługo, dokonał wielkich dzieł, które trwają po dziś dzień. Uczą, pociągają do naśladownictwa - oraz inspirują. Bazylika św. Franciszka w Asyżu jest miejscem szczególnym - symbolizuje pokój i dialog, w tym także międzyreligijny.
Żywe po dziś dzień pozostają obrazy ze Światowego Dnia Modlitw o Pokój, który odbył się w 1986 r. w Asyżu, a w którym uczestniczyli przedstawiciele niemal wszystkich religii świata. Spotkali się przy grobie św. Franciszka, który połączył, choćby na tę chwilę, ich wszystkich. Także muzułmanów.
Biedaczyna z Asyżu był prekursorem dialogu międzyreligijnego ze światem islamu. Po raz pierwszy wyruszył do kraju islamskiego w 1212 r., obierając za cel podróży Syrię. Wiatry pokrzyżowały mu jednak plany i wylądował w Dalmacji. Drugi raz, już drogą lądową, wyruszył w 1214 lub w 1215 r. do Maroka. Niestety, znowu nie dotarł. Cztery lata później przybył wreszcie do sułtana Egiptu, który przyjął go przychylnie i wysłuchał jego świadectwa o Jezusie Chrystusie; dał mu nawet pismo, które pozwoliło mu swobodnie pielgrzymować po Ziemi Świętej.
Po dzień dzisiejszy muzułmanie czczą św. Franciszka jako orędownika pokoju. Dlaczego? Jaka była swoista recepta na sukces Biedaczyny z Asyżu? Odpowiedź znajdziemy w jednym z wielu przydomków. Franciszka, którego nazywano także "Bratem". I był Bratem przez duże "B". Patrzył na świat, na każdego człowieka oczyma Boga.
Współczuł - był z potrzebującymi, z innymi, z bliźnimi. Żeby współczuć, trzeba zdawać sobie sprawę, że ktoś inny jest koło nas, że na nas świat się nie kończy, że obok żyją ludzie tacy sami jak my, czujący, potrzebujący i cierpiący. Żeby współczuć, trzeba mieć przekonanie, że ten obok mnie nie jest obcy. To człowiek taki sam jak ja, dziecko tego samego Boga, moja siostra, mój brat - ktoś bliski. Żeby współczuć, trzeba się nim przejąć. A przejąwszy się, zauważyć jego troski i cierpienia. Zobaczyć rany i jakby wejść w niego, aby czuć to samo co on. Na tym polega jedność, której brak w świecie dramatycznych podziałów. A my, chrześcijanie, do jedności jesteśmy w sposób szczególny wezwani. Tworzymy bowiem jedno ciało. Wspomnijmy słowa św. Pawła: "Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba". To używane w Kościele zawołanie: "Bracia i Siostry" nie jest lub, lepiej, nie może być pustosłowiem. Ma swoje głębokie uzasadnienie. Jesteśmy czymś jednym, jesteśmy wspólnotą. Jesteśmy jako chrześcijanie powołani do współczucia. Ludzie wokół nas nie są obcy - to swoi, bliscy. Jeśli nie mieliśmy tej zdolności lub jeśli kiedyś się zagubiła, to pora, aby jej się nauczyć, aby się nią przejąć. Tak, abyśmy znowu mogli powiedzieć za św. Pawłem: "Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki". Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe - mówił jeszcze Apostoł Narodów. Te słowa doskonale pojął św. Franciszek z Asyżu.
"Niedziela" 40/2005