Ojcze Święty, bądź nadal blisko!
Z abp. Mieczysławem Mokrzyckim - arcybiskupem koadiutorem archidiecezji lwowskiej - rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś
Ks. inf. Ireneusz Skubiś: - Księże Arcybiskupie, został Ksiądz mianowany arcybiskupem koadiutorem dla wiernych obrządku łacińskiego archidiecezji lwowskiej. Jest to dla nas wszystkich wielkie wydarzenie, zwłaszcza że poznaliśmy już Księdza przy posłudze zarówno wielkiemu Janowi Pawłowi II, jak i obecnemu papieżowi Benedyktowi XVI. Ksiądz Arcybiskup jest jednym z najważniejszych świadków pontyfikatu Jana Pawła II, teraz natomiast jest jednym z najbliższych polskich świadków pontyfikatu Benedykta XVI. Rozmawiam więc ze świadkiem dwóch pontyfikatów. Co dzisiaj odczuwa Ksiądz Arcybiskup, tak niedawno przebywający u boku Jana Pawła II?
Abp Mieczysław Mokrzycki: - Myślę, że jakiś wewnętrzny pokój, którym Ojciec Święty nas umacniał. Nominacja do Lwowa jest przede wszystkim ważnym wydarzeniem w moim życiu. Patrząc po ludzku, mógłby mi towarzyszyć w związku z tym niepokój. Jestem jednak przekonany, że wszystkie sprawy są w ręku Boga i ta ufność, której doświadczałem przez ponad dziewięć lat u boku Jana Pawła II i ponad dwa lata u obecnego Ojca Świętego, jest właśnie źródłem pokoju. Rodzi się we mnie refleksja, iż doświadczenie obecności u boku obu papieży było dla mnie wielką łaską, niezasłużoną, i że tym bardziej powinienem w swoim życiu wywdzięczyć się za to Panu Bogu przez wierną służbę, starając się dawać świadectwo tego zawierzenia, jakiego przykładem był Jan Paweł II i jakim odznacza się Benedykt XVI.
- Jesteśmy w okresie przygotowania do kanonizacji i beatyfikacji sługi Bożego Jana Pawła II. Jak Ksiądz Arcybiskup doświadczał jego świętości?
- W Piśmie Świętym czytamy, że ludzie chcieli choć dotknąć szat Jezusa, a pierwsi chrześcijanie w Jerozolimie pragnęli, aby przynajmniej padł na nich cień św. Piotra. Podobnie każdy z nas, nie tylko zwykły pielgrzym, który przybywał do Rzymu, chciał przynajmniej dotknąć czy zobaczyć Ojca Świętego Jana Pawła II, fizycznie doświadczyć jego obecności. Ja każdego dnia, mając możliwość spotkania, napełniałem się wewnętrzną radością, pokojem. On przemieniał każdego z nas, również mnie. Przemieniał swoją postawą, modlitwą, zachowaniem, słowem, każdym gestem. Promieniowała od niego jakaś radość, pokój, charyzma. Każdy po spotkaniu z Ojcem Świętym odchodził przemieniony, napełniony wewnętrzną łaską, która płynęła od Pana Boga przez Ojca Świętego. Po prostu przemieniał ludzi. W jego obecności wszyscy czuli się lepsi i gotowi do dobrego. To chyba jest najlepsze świadectwo świętości.
- O Papieżu mówi się jako o mocarzu ducha. To określenie jest bardzo trafne. Prawie każdego dnia do Ojca Świętego - oprócz dobrych wiadomości, ludzkiej serdeczności, różnych darów, kwiatów - docierały sprawy trudne dotyczące całego świata, bolesne ciernie. Ksiądz Arcybiskup był tego świadkiem. Jak Ojciec Święty znosił uderzenia w Kościół, w najważniejsze wartości, a również - co się zdarzało - w niego osobiście?
- Patrząc tak po ludzku, bardzo to przeżywał, ale z drugiej strony był człowiekiem głębokiej wiary, wielkiej miłości i bezgranicznego zaufania Panu Bogu. Te trudne sprawy szybko powierzał w modlitwie Jemu. Oddawał całkowicie siebie i wszystkie sprawy Opatrzności Bożej. Zawsze polegał na Bogu, z przekonaniem, że On najlepiej wszystko rozwiąże. Wszytko, co trudne, a właściwie w ogóle wszystko, zawierzał Bogu. Jako Namiestnik Chrystusa musiał odczuwać boleśnie próby marginalizacji Kościoła i moralności chrześcijańskiej, ponieważ wiedział, że nie ma dla człowieka lepszych propozycji życia niż Jezusowe, ewangeliczne. Uderzała jednak u niego niezwykła ufność, że przecież prawda musi się przebić - nie tylko obronić, ale zwyciężyć, bo w przeciwnym razie człowiek dojdzie do absurdu, zaneguje samego siebie. To trwanie przy prawdzie i życie według niej, przekonanie, że jego zadaniem jest dawać jej świadectwo tak jak Pan Jezus, pozwalało na znajdywanie właściwej perspektywy: liczy się prawda, nic, co jest poza nią, nie liczy się.
- Ksiądz Arcybiskup przez ten czas doświadczał powszechności Kościoła, patrzył na Ojca Świętego jako na Pasterza powszechnego. Jak od tej strony Ekscelencja dźwiga to wielkie, piękne i wspaniałe doświadczenie powszechności Kościoła, które będzie teraz niósł do Lwowa jako również wielkie doświadczenie osobiste?
- Jako kapłan archidiecezji lwowskiej, jeszcze na terenie Polski, nie miałem tak szerokich możliwości kontaktu z Kościołem powszechnym, przez skupienie się bardziej na posłudze w diecezji. Będąc w Rzymie na studiach, a potem przy boku Ojca Świętego, doświadczyłem, można rzec - namacalnie, że Kościół katolicki to jedna wielka rodzina, że wszyscy jesteśmy dla siebie braćmi. Kapłani pochodzący z innych krajów są nam bardzo bliscy. I odczuwało się tę bliskość, nie było barier mimo różnych języków, ras czy narodów. Wiara jest ogromną siłą jednoczącą poprzez miłość, i to doświadczenie stanowi zawsze źródło niezwykłego entuzjazmu: oto są inni, bardzo wielu takich, którzy myślą, czują podobnie jak my i tego samego pragną. Świadomość, że wszyscy mamy jeden cel - Boga, do którego wszystko zmierza, jest źródłem poczucia uniwersalności naszej posługi - tego, że każdy z nas wpisuje się w ten jeden wielki oddech Kościoła powszechnego.
- Pogrzeb Ojca Świętego pokazał, jak bardzo kapłani wszystkich ras i narodów kochali Jana Pawła II.
- Tak, to było niezwykłe - nie tylko dla Kościoła, ale i dla całego świata - wielkie świadectwo o wielkiej mocy i świętości Jana Pawła II, który podczas swojego pontyfikatu potrafił zjednać narody i przygarnął rzesze ludzi do Pana Boga.
- Kiedy został Ksiądz Arcybiskup sekretarzem Benedykta XVI, ucieszyliśmy się bardzo wszyscy w Polsce, bo widzieliśmy ten nowy pontyfikat jako kontynuację wielkiej pracy ewangelizacyjnej Jana Pawła II. Wydawało się wtedy, że Polacy nawet bardziej serdecznie przyjęli nowego papieża niż Niemcy. Ważne było dla nas, że w Watykanie pozostają bliscy nam polscy kapłani. Co chciałby Ekscelencja powiedzieć teraz Benedyktowi XVI?
- Benedykt XVI to również bardzo dobry i kochany Ojciec Święty. Jest człowiekiem skromnym, pokornym, a jednocześnie - na swój sposób - twardym. Inaczej, ale w istocie podobnie jak Jan Paweł II. Jego niechęć do eksponowania siebie wiąże się z pewną powściągliwością w gestach, ale jest on człowiekiem głębokiego serca i widzę, że Polaków bardzo ukochał. Myślę też, iż odczuwa sentyment do Polaków nie tylko przez pamięć o Ojcu Świętym Janie Pawle II, ale tak w ogóle nasz naród jest mu bardzo bliski i chciałby dla Polaków zrobić jak najwięcej. Przejawia się to nie tylko w tym, że przemawia po polsku, ale również w tym, iż stara się jak najwięcej mówić i pozdrawiać Polaków w ich ojczystym języku. Widać też, że sprawy polskie są mu bardzo bliskie i wyraźnie leżą na sercu. Cóż mógłbym powiedzieć? Dziękuję! Dziękuję za dobroć, której doświadczałem od pierwszej chwili, za zaufanie, jakim mnie obdarzył, za pogodę ducha, którą wnosi...
- Czy Benedykt XVI pokłada nadzieję w narodzie polskim, w wierze tego narodu i w Kościele polskim?
- Ojciec Święty zna dobrze historię Kościoła polskiego, historię naszego narodu i wie, że byliśmy zawsze narodem, który bronił swojej niepodległości, ale zarazem i godności ludzkiej w wymiarze uniwersalnym, w przekonaniu, iż godność ta osiąga swój najdoskonalszy wyraz w wierze, w Ewangelii. Zna postacie wielkich pasterzy naszego Kościoła i narodu. Znał osobiście prymasa Stefana Wyszyńskiego, kard. Karola Wojtyłę. Ufa też, że Polska będzie miała wielki wkład w dawanie świadectwa chrześcijańskiej wiary i zachowanie wszystkich jej zasad także w Unii Europejskiej. Zresztą można się spotkać z takim oczekiwaniem u wielu ludzi na zachodzie Europy.
- Z pewnością ważny jest fakt, że obecny Papież to wielki teolog i intelektualista, autor wielu dzieł teologicznych. Ksiądz Arcybiskup osobiście doświadczył oddziaływania duchowego oraz intelektualnego Benedykta XVI...
- Ojciec Święty już jako kardynał i prefekt Kongregacji Nauki Wiary miał wielki autorytet, słynął z jasnych i głębokich wypowiedzi. Kocha teologię i w dalszym ciągu wiele czasu poświęca na pisanie książek, czytanie, przygotowywanie homilii. Myślę, że w tej chwili ma jeszcze większą możliwość przekazać całemu światu swoją wiedzę i duchowość.
- Co Ksiądz Arcybiskup chciałby powiedzieć temu Papieżowi, który uczynił Księdza Mieczysława - jak mówimy jeszcze powszechnie - najpierw swoim sekretarzem, a teraz arcybiskupem koadiutorem archidiecezji lwowskiej?
- Jestem Ojcu Świętemu bardzo wdzięczny za ten wielki gest zaufania, za to wyróżnienie nie tylko wobec mnie, bo jest to jednocześnie wielki dar i wyraz zaufania wobec Ojca Świętego Jana Pawła II, Kościoła w Polsce i Kościoła na Ukrainie.
- Niedawno rozmawiałem z kard. Marianem Jaworskim we Lwowie. Promieniował radością z powodu nominacji arcybiskupa koadiutora w osobie Ekscelencji...
- Cieszę się tym i w pewnym sensie nie dziwię, gdyż Ksiądz Kardynał traktuje mnie jak swojego syna, a ja traktuję go jak ojca. Z jego rąk przyjąłem święcenia kapłańskie, wcześniej (przez cztery lata) byłem klerykiem w Seminarium Archidiecezji Lwowskiej w Lublinie, on też udzielił mi święceń diakonatu. Byłem również jego kapelanem. To właśnie kard. Jaworski skierował mnie na studia do Rzymu. Potem pragnął, abym zajął się sprawą beatyfikacji sługi Bożego Józefa Bilczewskiego, ale Ojciec Święty Jan Paweł II wezwał mnie jako sekretarza. Ksiądz Kardynał śledził moje życie, dalsze kroki. Ja natomiast starałem się zawsze odpowiedzieć na jego oczekiwania względem mojej osoby. Moje relacje z kard. Jaworskim były zawsze bliskie i szczere, dlatego jestem szczęśliwy, iż mogę mu służyć swoją pomocą w dalszym jego posługiwaniu w archidiecezji lwowskiej.
- Jakie studia odbył Ksiądz Arcybiskup w Rzymie?
- Kard. Jaworski skierował mnie na studia na Angelicum. Na tym papieskim uniwersytecie skończyłem teologię duchowości. Tam obroniłem licencjat, a potem doktorat, z zadaniem powrotu jako ojciec duchowny do Seminarium Archidiecezji Lwowskiej już we Lwowie. Temat mojej pracy doktorskiej brzmiał: "Formacja kapłańska w archidiecezji lwowskiej w sytuacji dzisiejszej w świetle dokumentów posoborowych".
- Co Ksiądz Arcybiskup chciałby powiedzieć teraz słudze Bożemu Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II?
- Posłał mnie Pan Bóg do archidiecezji bardzo bliskiej i drogiej Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II - do archidiecezji lwowskiej, z którą był związany ks. Karol Wojtyła przez księdza arcybiskupa Eugeniusza Baziaka. Z jego rąk bowiem otrzymał święcenia biskupie i miał możliwość wspólnego z nim posługiwania w Kościele.
Stając wobec tego nowego zadania, czuję, że jestem bardzo swobodny w powiedzeniu czegoś naszemu umiłowanemu Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, dlatego że był on człowiekiem bardzo serdecznym, bardzo bliskim, nie stwarzał żadnych barier w kontakcie osobistym. Mogę więc to mówić, jakby był obecny tutaj. Widzę go bardzo pogodnego, radosnego i chciałbym mu podziękować za te wszystkie chwile spędzone razem z nim, za to, że dał mi tę wielką łaskę bycia blisko niego - Namiestnika Chrystusowego i Piotra naszych czasów. Chciałbym mu podziękować za jego wielkie świadectwo wiary, za jego człowieczeństwo, za to, że pokazał, nie tylko mnie, jak być przede wszystkim człowiekiem. Uczył mnie, jak traktować drugiego człowieka, jak z nim rozmawiać. Nauczył i pokazał, że powinniśmy być pokorni, a jednocześnie umieć słuchać drugiego człowieka.
Pragnę mu podziękować za wielkie świadectwo apostolstwa i umiłowanie Kościoła powszechnego. Dla Jana Pawła II nie było barier, granic, różnic ras czy narodów. Dla niego wszyscy byli braćmi, jednakowo poważnie i bez różnic traktował każdego człowieka. Bardzo dużo mogłem nauczyć się od niego. Dziękuję za to wyjątkowe świadectwo życia religijnego, życia duchowego, życia wewnętrznego. To była dla mnie najwyższa i najgłębsza szkoła życia duchowego. Mogłem, będąc przy nim, formować swoją osobowość, pogłębiać swoje życie duchowe, życie religijne. Uczyłem się, jak powinno się sprawować Najświętszą Ofiarę, jak się modlić razem z innymi, jak się modlić prywatnie. To była dla mnie najlepsza szkoła życia.
Cóż! Chciałbym powiedzieć: Ojcze Święty, bądź nadal blisko, spoglądaj swoim czułym, troskliwym okiem, pełnym pokoju i dobroci - jak zawsze z uśmiechem, abyśmy mogli mieć poczucie bezpieczeństwa i tej siły, dzięki której stajemy się lepsi.
"Niedziela" 31/2007