A mnie się Afryka śni...
Katarzyna Woynarowska
Każdy wyjazd poza centrum parafii przygotowany jest według pewnego scenariusza. Celebry odbywają się pod drzewami. Ogromne, monumentalne drzewa nadają się do funkcji sakralnych doskonale. Dają też nieco cienia. Ale nim rozpocznie się Eucharystia, ksiądz siada pod tym drzewem i spowiada. Około godziny, czasem dłużej. Ten czas potrzebny jest, by wierni zeszli się. A schodzą się powoli, choć od tygodni wiadomo, że przyjeżdża ksiądz. Spóźnianie się na Mszę św. pół godziny bywa normą. Ta ospałość nie jest jednak lekceważeniem - wynika z owej afrykańskiej mentalności. Tubylcy mają takie powiedzonko, że Europejczyk ma zegarek, a Afrykanin czas.
Dlaczego biały człowiek z północnego kraju jedzie na drugi koniec świata? Jakby nie mógł mówić o Bogu na miejscu. Misjonarze kwitują takie pytanie uśmiechem. Ks. Krzysztof Domagalski uważa, że każdy ksiądz nosi w sobie marzenie o wyjeździe na daleką misję. Nie każdemu wystarcza tylko odwagi. Ks. Krzysztof przyjechał tej wiosny do Polski na leczenie w klinice chorób tropikalnych. I choć powrót do ojczyzny jest zawsze miłym wydarzeniem, tym razem mocno dotyka go tęsknota. - Ksiądz zostawia serce w parafii, wśród swoich wiernych - mówi.
W dalekim, tropikalnym Czadzie ks. Krzysztof duszpasterzuje w parafii liczącej - uwaga! - ok. 40 tys. wiernych, 200 wiosek; w najszerszym miejscu parafia mierzy ok. 100 km. I na tę ziemię, dla tej liczby chrześcijan, Bóg posłał jednego kapłana i 4 zakonnice.
Afryka dzika
Czad to państwo w środkowej Afryce. Sąsiaduje z Libią, Sudanem, z Republiką Środkowoafrykańską, z Kamerunem i Nigerią, a od zachodu z Nigrem. Nazwa państwa pochodzi od jeziora Czad. Kraj liczy ponad 9 mln mieszkańców i ma powierzchnię 1284 tys. km˛. Językiem urzędowym jest francuski, pamiątka po kolonistach, i arabski, ze względu na przeważającą liczbę muzułmanów. Dopiero w 1960 r. Czad uzyskał niepodległość. Kościół katolicki pojawił się na tych terenach w latach 20. XX wieku. Kraj podzielony jest administracyjnie na 18 regionów. Kościelnie - na 8 diecezji. W jednej z parafii duszpasterzuje Polak - ks. Krzysztof Domagalski. To niejedyny polski akcent w egzotycznym Czadzie. Biskupem diecezji jest Miguel Sebastian Martínez z Hiszpanii, wicerektorem Międzydiecezjalnego Seminarium Duchownego - ks. Paweł Pietrusiak z Rzeszowa, a w sąsiedniej parafii pracują księża Jakub Szałek z diecezji bydgoskiej i Wiesław Podgórski z diecezji sandomierskiej.
Czad zamieszkuje ponad 200 grup etnicznych, mówiących blisko setką różnych języków. Niemal 25% ludności stanowią Arabowie sudańscy. Północ kraju zamieszkują w większości wyznawcy islamu (44% ogółu ludności kraju), a południe jest zdecydowanie chrześcijańskie (33%). Sporo ludzi wyznaje religie animistyczne (23%).
Północ kraju to część olbrzymiej pustyni - Sahary, im dalej na południe, tym więcej w krajobrazie sawanny. Czad nie ma dżungli ani lasów tropikalnych. Mieszkańcy Czadu to rolnicy, w większości analfabeci. Spore zacofanie cywilizacyjne i niechęć do europejskich nowinek wynika ze złych doświadczeń z czasów kolonialnych.
Ksiądz misjonarz
Ks. Krzysztof Domagalski pochodzi z Wielkopolski, został wyświęcony w Gnieźnie w 1988 r. Pierwsze lata przepracował na wikariatach, potem wyjechał na misje do Albanii. Przeżył albańską rewoltę w 1997 r. i wojnę w Kosowie w 1999 r. Rok później wrócił do Polski, objął probostwo w małej miejscowości Bardo pod Wrześnią. Wiele prawdy jest w przysłowiu: "ciągnie wilka do lasu". W 2004 r. wysłuchał na Kongresie Misjologicznym wykładu ks. prof. Jana Górskiego z Uniwersytetu Śląskiego, który martwił się spadkiem liczby misjonarzy. Jesienią 2005 r. siedział już w samolocie z Paryża do afrykańskiego Czadu. O kraju tym wiedział niewiele. W ciągu roku nauczył się samodzielnie francuskiego, podobnie jak wcześniej włoskiego i albańskiego. Na lotnisku w stolicy kraju - Ndżamena dał się mu we znaki upał. Na własnej skórze miał się przekonać, co znaczy pora sucha, gdy temperatura dochodzi do plus 50 °C, i czym jest pora deszczowa, gdy jest chłodniej (30 st. C) i codziennie leje. Celem jego podróży była duża wioska Bologo na południu kraju, gdzie pustynię zastępuje sawanna, wielka płaska przestrzeń przetykana kępkami krzewów i samotnymi drzewami. Na szczęście centrum parafii leży przy jedynej (!) w Czadzie drodze asfaltowej, co pozwala na kontakt ze światem także w porze deszczowej, gdy dukty zamieniają się w rozlewiska, które pokonać może jedynie wprawny kierowca w aucie z napędem na 4 koła.
Obrazek z życia misjonarza
By dojechać do stolicy diecezji, do swojego biskupa, trzeba przeprawić się przez rzekę. W najbliższej okolicy mostu nie ma, więc pozostaje prom. Jeśli jest uszkodzony, a tak bywa najczęściej, pozostaje piroga. Na tej chybotliwej łódeczce pokonujemy rzekę, auto zostawiamy na brzegu, resztę drogi pokonujemy piechotą. Wracamy popołudniem, z nadzieją, że samochód stoi tam, gdzie go zostawiliśmy. Taka wyprawa uczy pokory.
W porze deszczowej rzeka wylewa szeroko i trzeba jeździć po niej, bacząc pilnie, by zapamiętać, gdzie kończy się rozlewisko, a zaczyna koryto rzeki. Kiepski kierowca polegnie na pierwszych kilometrach, cała sztuka polega bowiem na nieustannym trzymaniu nogi na gazie. Gdy zatrzymamy auto, woda, która sięga do drzwi, wleje się do rury wydechowej i?koniec jazdy. Stoimy na środku drogi zalanej wodą i nie możemy ruszyć ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie dziwi więc, że podstawowa zasada misjonarza brzmi: nie zrażać się...
Parafia
Sercem parafii są budynki postawione 6 lat temu. Tu mieści się kościół, plebania, ogród, dom sióstr. Stąd kapłani wyruszają do bliskich i dalszych wiosek. W parafii Bologo do niedawna pracował jeszcze jeden duchowny, Polak - ks. Mariusz Misiorowski. Niestety, stan zdrowia zmusił go do wyjazdu na leczenie i powrotu do Europy.
Ogromna przestrzeń parafii jest podzielona na sektory. Na czele każdego z nich stoi animator - to najbliższy współpracownik kapłana. Sektory dzielone są na jeszcze mniejsze jednostki, zwane z francuska - CEB - podstawowe wspólnoty parafialne. Tam katechezy, spotkania modlitewne i formacyjne prowadzi katechista. Animatorów jest 17, katechistów znacznie więcej. Katechiści są wolontariuszami, animatorzy raz na trzy lata dostają rower i pieniądze - równowartość worka sorgo na rok.
Parafia to działalność wielopłaszczyznowa. Oprócz zwyczajnej aktywności duszpasterskiej prowadzone są szkoły, przychodnie zdrowia, organizowane są kursy pisania i czytania dla dorosłych. Najbardziej doskwiera brak kapłanów. W Czadzie święci się niewielu księży miejscowych, mimo że działa już pewien system kształcenia: od najprostszego wioskowego preseminarium, czyli przyparafialnej szkoły z internatem dla chłopców od 12. do 14. roku życia, przez niższe seminarium duchowne, po wyższe.
Sytuację duszpasterską częściowo ratują zakonnice. W parafii ks. Krzysztofa 4 Kongijki ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia z Namur ewangelizują, przygotowują do chrztu i ślubu, walczą z analfabetyzmem, opatrują rany, odbierają porody. Codziennie pokonują drogę przez mękę, by dotrzeć do jedynej w promieniu dziesiątek kilometrów parafialnej przychodni. Możliwe jest jednak, że i one odejdą? Warunkiem, jaki stawia matka przełożona, jest bowiem obowiązek uczestniczenia w codziennej Mszy św., a od kilku tygodni nie ma już kapłana.
Ludzie
Dla chrześcijan z Czadu dwie rzeczy mają pierwszorzędne znaczenie: pogrzeb i marche (targ). Gdy przed świtem ok. 4 rano słychać bębny, wiadomo, że kogoś chowają i uroczystość wraz ze stypą potrwa jakieś trzy dni. Z powodu pogrzebu wierni potrafią odmówić spotkania z biskupem, który przyjeżdża do takiej małej wioski raz na wiele lat - nie przyjdą nawet na Mszę św. Bo jak się dusza obrazi, będzie źle - mówią. To spadek po animizmie. Wierzenia w wielką moc dusz zmarłych są niezwykle silne. Misjonarz musi pokornie przyjąć tę rzeczywistość, podobnie jak słynne marche. Marche to nie tylko zwyczajny targ - to styl, filozofia życia, jedyna atrakcja, centrum życia towarzyskiego, kulturalnego, a nawet więcej. Gdy marche przypada w sobotę, co oznacza, że zabawa potrwa po świt, nie ma co liczyć, że ludzie przyjdą w niedzielę do kościoła. Poza centrum parafii trzeba tak planować Mszę św., by nie kolidowała z marche ani z pogrzebem. I tak oto obyczaje kształtują duszpasterstwo.
- To ogromny problem, ewangelizuje się ludzi, którzy choć przyznają się do chrześcijaństwa, nogami tkwią w animizmie - tłumaczy ks. Krzysztof.
Dla Europejczyka egzotyką Afryki jest nie tylko przyroda, ale także mentalność jej mieszkańców. Pytanie, co będzie jutro, pojutrze - nie istnieje.
- Dla człowieka z Wielkopolski taki brak planowania jest męczący - przyznaje ks. Krzysztof. W pracy duszpasterskiej pomaga tłumacz. Mszę św. odprawia się w języku lokalnym. Części nieprzetłumaczone wygłaszane są w języku francuskim. Ks. Krzysztof podjął się zadania niezwykłego - kompletuje lekcjonarz w języku lele, w którym mówi większość jego parafian.
"Niedziela" 42/2007