Do jakich Czech przyjedzie Papież
Z o. Stanisławem Tasiemskim, dominikaninem, który przez kilka lat pracował w Czechach, rozmawia Piotr Chmieliński
PIOTR CHMIELIŃSKI: – Czechy to jedno z najbardziej zlaicyzowanych państw Europy. Niewiele osób chyba chodzi tam do kościoła?
O. STANISŁAW TASIEMSKI OP: – Rzeczywiście, niewiele. Duża część ludzi publicznie nie deklaruje żadnego wyznania. Ci, którzy deklarują wiarę katolicką, stanowią ok. 31 proc. społeczeństwa czeskiego, ale w tym gronie regularnie praktykujących jest dramatycznie mało.
– Ilu?
– Najgorzej jest w Czechach północno-zachodnich – nawet poniżej jednego procenta mieszkańców. Na pozostałych terenach regularnie praktykuje 2-3 proc., w Pradze np. jest to niecałe 2 proc. Najlepiej jest natomiast na Morawach i czeskim Śląsku, bo tam ok. 8 proc. ludności uczestniczy w niedzielnej Mszy św.
Trzeba jednak pamiętać, że w Czechach decyzja o praktykowaniu wiary bardzo wiele kosztuje. Wymaga pójścia pod prąd, pokonania wielu trudności, zakwestionowania postaw dominujących w społeczeństwie. Dlatego jeżeli już ktoś się na to decyduje, to można zakładać, że jego wiara jest świadoma i głęboka. Tych ludzi można nazwać elitą narodu. Wielu z nich postanowiło przyjąć chrzest już w wieku dojrzałym – jeden z moich współbraci np. wychowywał się wcześniej w rodzinie husyckiej, a inny przed wstąpieniem do zakonu był członkiem synodu Kościoła ewangelickiego. W Kościele czeskim zjawisko konwertytów jest więc czymś normalnym. Na Msze św. do ks. Tomasza Halika – słynnego duszpasterza akademickiego z Pragi, który sam przyjął chrzest jako człowiek dorosły – przychodzi wielu nieochrzczonych. Trzeba tych ludzi uczyć, ewangelizować, przygotowywać do sakramentów.
– Jakie procesy doprowadziły do tak głębokiej laicyzacji? Przecież katolicyzm czeski był niegdyś przodujący w Europie.
– Można mówić o kilku procesach. Pierwszy to husytyzm w XV wieku. Społeczeństwo wtedy znacznie podzieliło się pod względem religijnym. Drugi to reformacja i sprzeciw wobec różnych nieprawidłowości związanych z ówczesnym sposobem traktowania odpustów. Kolejny czynnik to czas zaborów, okres panowania Habsburgów. Istniał sojusz tronu z ołtarzem, a księża, niestety, nie byli pośrednikami między Bogiem a ludźmi, lecz między władzami a społecznością wierzących. Nie tylko prowadzili akta stanu cywilnego, lecz także przekazywali społeczeństwu decyzje władz, mieli obowiązek informowania o niepokojach itd. Kościół katolicki był postrzegany jako reprezentant Wiednia, mimo że wielu duchownych odegrało istotną rolę w czeskim przebudzeniu narodowym w XIX wieku. Dominujący głos w kręgach niepodległościowych mieli ludzie niechętni lub wręcz wrodzy katolicyzmowi. Dlatego po I wojnie światowej czeska tożsamość tworzyła się wręcz w opozycji do Kościoła katolickiego.
Warto wspomnieć o pewnym symbolicznym wydarzeniu. Jednym z pierwszych publicznych aktów w Czechach po I wojnie światowej, w październiku 1918 r., było zburzenie kolumny z figurą Matki Bożej, która znajdowała się na Rynku Starego Miasta w Pradze. Był to przejaw naprawdę głębokiej nienawiści do katolicyzmu. Zresztą mówi się, że niepodległość czeska powstawała, opierając się na kręgach masońskich.
– Dużo zła wyrządził też potem komunizm…
– Komuniści systematycznie niszczyli Kościół. Zostały zlikwidowane wydawnictwa katolickie, szkoły katolickie, usunięto naukę religii ze szkół, a w końcu – w 1950 r. zamknięto seminaria duchowne. Znacjonalizowano także majątek kościelny, pozbawiając Kościół niezależności. Państwo zapewniło, że będzie troszczyło się o byt materialny duchownych, przy czym uzurpowało sobie prawo do określania, który ksiądz może pełnić posługę duszpasterską, a który nie. A kapłan, który bez pozwolenia państwowego sprawował posługę duszpasterską, podlegał karze więzienia.
Zlikwidowano też zakony. W 1950 r. w ciągu jednej nocy wszystkich zakonników wywieziono do obozów internowania, na które zamieniono niektóre klasztory. Wielu zakonników przeszło później przez obozy pracy, więzienia. Był to więc okres ogromnie bolesny. Ale z drugiej strony – czas dawania pięknego świadectwa wiary przez wielu duchownych.
– Jaka jest obecnie sytuacja Kościoła katolickiego w Czechach?
– Po aksamitnej rewolucji zapanował wielki optymizm i nadzieja. Symbolem zmian było np. pojawienie się w sprzedaży pocztówek z zakonnikiem, zresztą dominikaninem, przechodzącym przez most Karola. Wcześniej coś takiego było absolutnie nie do pomyślenia. Bardzo mocno w odbudowie czeskiego Kościoła pomógł Kościół w Polsce – np. poszczególne polskie diecezje, na prośbę biskupów czeskich, posłały księży do pracy w czeskich diecezjach. Również polskie zakony mocno zaangażowały się w prowadzenie w Czechach duszpasterstw i formacji młodzieży zakonnej. Doświadczenie polskie było bardzo ważne w odbudowie struktur Kościoła. Dziś w Kościele czeskim ponad 10 proc. duchowieństwa to Polacy, np. rektorem Seminarium Duchownego w Pradze jest Polak – ks. Artur Matuszek z diecezji opolskiej. Oczywiście, po okresie wielkiego entuzjazmu okazało się, że pewne sprawy trzeba korygować, np. zorientowano się, że formacja w warunkach konspiracyjnych miała pewne braki. Niektórzy, paradoksalnie, bardzo dobrze funkcjonowali w warunkach konspiracyjnych, ale znacznie gorzej już w warunkach wolności. Niektóre powołania się załamywały, niektórzy kapłani odchodzili z kapłaństwa. Ale powoli następowała stabilizacja.
– Wciąż nie ma jednak podpisanego konkordatu, a katedra w Pradze jest własnością państwa. Dlaczego?
– Katedra cały czas należy do państwa na mocy decyzji władz komunistycznych jeszcze z 1954 r. One to wtedy orzekły, że katedra stanie się własnością całego ludu. Zresztą pamiętajmy, że Kościół w Czechach jest wciąż zależny od państwa, np. otrzymuje fundusze z budżetu państwa. Na podstawie prawa komunistycznego z 1949 r. poszczególne kurie otrzymują pieniądze, które w większości wydawane są na pensje dla księży, ale też dla świeckich, którzy pracują np. w kuriach diecezjalnych. Bo sporo urzędników w czeskich kuriach to osoby świeckie.
– Co Benedykt XVI powie Czechom?
– Na pewno będzie zachęcał do wytrwania w wierze. Wyrazi wdzięczność za świadectwo wiary pomimo wielkich trudności. Będzie też spotkanie ekumeniczne, ze światem kultury. I właśnie ludzi kultury, być może, Papież przestrzeże przed relatywizmem, zachęci do odpowiedzialnego korzystania z wolności. Rodzina w Czechach, mimo że prawnie bardziej wspierana niż w Polsce, jest w złym stanie. Jest bardzo dużo rozwodów. Papież będzie więc pewnie nawoływał do wytrwania w wierności małżeńskiej i zawierzenia Chrystusowi.
"Niedziela" 39/2009