Kościołowi potrzebni
Mateusz Wyrwich
Rokrocznie ginie blisko 170 tys. chrześcijan z powodu wyznawanej wiary. Ponad 200 mln zaś jest prześladowanych. Według raportu Kirche in Not za 2008 r., społeczność chrześcijańska jest dziś najbardziej represjonowana na świecie. Pomoc niesie jej m.in. właśnie stowarzyszenie Kirche in Not, a od czterech lat również jego polska sekcja, czyli Kościół w Potrzebie
W Sudanie Południowym umiera co roku tysiące chrześcijan prześladowanych przez muzułmanów z Północy. Wyznawcy Mahometa chcą bowiem uczynić z państwa dziś chrześcijańskiego państwo muzułmańskie, rządzące się prawem szariatu. Palone są więc chrześcijańskie wsie, kościoły, szkoły. Mordowane są całe rodziny. W szczególności katolików, którzy nierzadko są krzyżowani. Chrześcijańskie dzieci są zaś porywane do wojska. Tam szkolone są tak, by w tlącej się jeszcze wojnie domowej strzelały do swoich braci. Wielu z chrześcijan przeznaczanych jest na muzułmańskich niewolników. Porywane kobiety – na niewolnice seksualne dla muzułmańskich właścicieli. Mówił o tym w ubiegłym roku przebywający w Polsce z prośbą o pomoc biskup z Sudanu Południowego – Eduardo Hiiboro Kussala.
W podobnie tragicznej sytuacji są również chrześcijanie w Iraku. To oni są obarczani przez muzułmanów odpowiedzialnością za obecność wojsk Stanów Zjednoczonych i Europy w ich kraju. Często więc na irackich chrześcijan wylewany jest gniew irackich muzułmanów za to, co dzieje się w ich wspólnej ojczyźnie. Chrześcijanie są nadal mordowani. Palone są ich domy. Innym razem posiadłości chrześcijan są konfiskowane przez społeczność islamską. Władze państwowe czy regionalne na ogół nie reagują na te akty przemocy. Stopniowo chrześcijanie stają się obywatelami pośledniej kategorii, którzy niemal codziennie muszą walczyć o swoją egzystencję.
Prześladowania chrześcijan mają miejsce także w krajach, w których nie ma żadnej wojny, czego przykładem są choćby Chiny, gdzie wciąż w więzieniach zamykani są księża i wierni niepodporządkowani rządowi. Podobnie jest w komunistycznym Wietnamie, gdzie kapłani i świeccy są skazywani na kilkudziesięcioletnie więzienia i obozy. Wielu z nich więzionych jest od początku lat 70.
Szczególnie drastycznym przykładem prześladowania chrześcijan w państwie, które szczyci się tolerancją religijną, są Indie. To właśnie tam doszło do wyjątkowo brutalnych wystąpień przeciwko wyznawcom Chrystusa. Szczególnie krwawe święta Bożego Narodzenia urządzili Hindusi chrześcijanom w 2007 r. w stanie Orisa, gdzie palono domy chrześcijan, kościoły, szkoły, kampusy szkolne, przedszkola, domy dziecka. Mordowano świeckich, księży, zakonnice i zakonników. Gdy rozpoczęła się rzeź chrześcijan z Orisy, nie reagowały służby porządkowe – ani policyjne, ani wojskowe.
Inna forma prześladowań, może nie tak bardzo drastyczna, dotyka chrześcijan w miejscu narodzenia Chrystusa – Ziemi Świętej.
W Izraelu i Palestynie. Na terenach, gdzie jeszcze przed półwieczem było blisko 20 proc. chrześcijan, dziś jest niecałe dwa. Prześladowcami chrześcijan są tu zarówno muzułmanie, jak i wyznawcy judaizmu, którzy sprowadzają chrześcijan do kategorii podludzi. Wielu z nich to potomkowie tych, którzy żyli w czasach Chrystusa. Dziś bardzo często są pozbawiani przez Izraelczyków pracy pod pretekstem popierania ekstremistycznych Arabów. Nie mogą jej otrzymać również od rodaków, ponieważ nie są muzułmanami. Traktowani są więc jak obcy na swojej ziemi.
Pomoc nieprzyjaciołom
Pomoc w tych i podobnych sytuacjach, w krajach Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji, bardzo szybko zaczęła nieść organizacja Kirche in Not. Do dziś wydano na wsparcie tych społeczności ponad półtora miliarda euro. Założone przed 63 laty w Belgii przez holenderskiego zakonnika, norbertanina – o. Werenfrieda van Straatena stowarzyszenie Kirche in Not nie stawiało jednak sobie tak szeroko zakrojonych celów. O. Werenfried zaapelował wówczas do swoich rodaków tylko o to, aby wsparli jeszcze niedawno butnych i okupujących Holandię Niemców. Po wojnie – zubożałych, wręcz głodnych. Odzew Holendrów, a także Belgów był zaskakujący. Zbiórka pieniędzy, bekonu i słoniny pozwoliła uratować wielu ludzi od śmierci głodowej. Od czasu tej inicjatywy o. Werenfried nazwany został bekonowym księdzem.
Jednorazowa akcja szybko przerodziła się w pomoc instytucjonalną. Do o. Werenfrieda i jego stowarzyszenia zaczęli przyłączać się kapłani z innych krajów, zakładając tam swoje oddziały Kirche in Not. Wśród setek akcji ksiądz zainicjował m.in. zbiórkę pieniędzy na motocykle dla kapłanów odprawiających Msze św. w odległych miejscowościach. Później – także „objazdowe” kaplice w krajach europejskich, a pod koniec XX wieku – nawet pływające cerkwie i kościoły dla wiernych, mieszkańców krajów b. Związku Radzieckiego. Często tylko one mogły docierać tam, gdzie nie przedarły się ani motocykle, ani terenowe samochody. Tam też od początku lat 90. ubiegłego wieku trafia olbrzymia pomoc materialna.
Pomoc dla nowo podbitych
Tuż po II wojnie światowej okazało się, że w jeszcze gorszej sytuacji ekonomicznej niż Niemcy znajdują się kraje będące pod wpływami Związku Sowieckiego. Powojenne ubóstwo potęgował bowiem totalitaryzm. Wkrótce do prześladowań duchowych doszły prześladowania materialne. Rabunek kont zakonów i konfiskata mienia dopełniały reszty. Stowarzyszenie Kirche in Not zaczęło więc zbierać nie tylko pieniądze na żywność, ale również na edukację księży, zakonników czy na budowy klasztorów i kościołów. Częstą bowiem formą represji wobec Kościoła było blokowanie sprzedaży materiałów na stawianie budynków sakralnych.
Do Polski Kirche in Not na dobre weszło ze swoją pomocą w 1957 r. Oprócz wsparcia żywnościowego, aż do końca XX wieku, Polska otrzymywała największe dotacje. U początku więc nowego wieku, z inspiracji o. Werenfrieda, zaczęto rozważać uruchomienie Sekcji Polskiej Kirche in Not. W 2002 r. norbertanin, który przez długie lata przyjaźnił się z Janem Pawłem II, na rok przed swoją śmiercią pisał do Papieża: „…Ty dobrze wiesz, z jak wielkim oddaniem wspieraliśmy dramatyczną walkę Kościoła w Polsce w poprzednich dziesięcioleciach. Niedawno zrodziła się wśród nas idea, by Polska została włączona do centralnych struktur naszego stowarzyszenia. Pomoc Kościołowi w Potrzebie potrzebuje Polski, jej ducha i doświadczenia, by móc dobrze wypełniać zadania powierzone nam przez Kościół w dziedzinie pojednania, umacniania wiary oraz pomocy Kościołom prześladowanym i najbiedniejszym”.
I tak w styczniu 2006 r. powstała Polska Sekcja Kirche in Not, która przyjęła nazwę – Kościół w Potrzebie. Jej dyrektorem został młody ksiądz – dr Waldemar Cisło, który z wielką determinacją rozpoczął organizowanie polskiej sekcji. Już w pierwszym roku działalności okazało się, że nasze społeczeństwo jest nad wyraz hojne, mimo że z każdym rokiem przybywało coraz więcej zbiórek w świątyniach na różnorakie cele charytatywne. – Tym bardziej to cieszy, kiedy wiemy, że w Polsce jest jeszcze dużo biedy – podkreśla ks. Waldemar Cisło. – Okazało się jednak, że potrafimy zachować się w duchu solidarności z tymi, którzy mają się jeszcze gorzej niż my. Że potrafimy się dzielić tym, co mamy. Może nie mamy tego w nadwyżce, ale pamiętajmy przesłanie Ewangelii, że uboga wdowa dała najwięcej, bo dawała nie z tego, co jej zbywało, ale z tego, co podyktowało jej serce.
Sekcja Polska włącza się więc w akcje organizowane rokrocznie przez Kirche in Not. A szczodrość Polaków znalazła wyraz podczas zbiórki pieniędzy dla Sudańczyków, jak również w trakcie ubiegłorocznej akcji pomocy dla Kościoła na Wschodzie czy dla prześladowanych w hinduskim stanie Orisa. – Największym osiągnięciem ostatniego roku było wprowadzenie w Polsce Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Była nim druga niedziela listopada. Mamy nadzieję, że tak już pozostanie – mówi ksiądz doktor. – Co roku chcemy wybierać jeden kraj i skoncentrować się na nim, by pokazać sytuację tamtejszych chrześcijan. W ubiegłym roku przedstawialiśmy to, co działo się z chrześcijanami w Indiach, a konkretnie w stanie Orisa. Świadectwo dawał najbardziej wówczas doświadczony tamtejszą sytuacją abp Raphael Cheenath. Jeździł ze mną po Polsce i opowiadał o tych strasznościach. Ludzie dowiadywali się o prześladowaniach od świadka tych wydarzeń i to było bardzo sugestywne. Ubiegłoroczna pomoc rodaków przeszła moje oczekiwania. Wiele diecezji zorganizowało pomoc. Więcej, niż pierwotnie zapowiadało. I nadal otrzymujemy relacje z tej zbiórki. Do akcji znakomicie włączyła się również telewizja publiczna. Przy okazji Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym zdziwiło mnie jednak to, że został on niemal niezauważony przez telewizje Polsat i TVN, które szczycą się tym, że są stacjami informacyjnymi. Eksponują każde potknięcie w Kościele, a nie dostrzegły rangi tamtego wydarzenia. Zastanawiające jest to, tym bardziej że w Polsce większość mieszkańców to chrześcijanie. Trudno więc pomijać informacje o takiej akcji. To jakaś niezrozumiała dla mnie zmowa milczenia.
Wśród działań prowadzonych przez Kirche in Not, w które włączają się coraz chętniej Polacy, jest zakup Biblii dla chrześcijan, których na to nie stać. Kupując jeden egzemplarz Pisma Świętego w stowarzyszeniu Kościół w Potrzebie, finansujemy dwa albo trzy następne. Szczególnie dla naszych współbraci w krajach afrykańskich. Wyjątkową formą pomocy dla krajów afrykańskich są też zamawiane w Europie, również w Polsce, intencje mszalne. Dzięki nim w wielu przypadkach możliwe jest utrzymanie całej parafii, bo jest to jedyne źródło jej dochodów.
Wśród różnych form pomocowych prowadzonych przez Kościół w Potrzebie również są i te skierowane do własnego kraju. W Polsce dużą popularnością cieszy się rokroczna akcja „Cicha i wierna obecność”, czyli pomoc finansowa dla 82 polskich zakonów kontemplacyjnych, w których przebywa ok. 1500 zakonnic. W ubiegłym roku niektóre z nich otrzymały też jednorazowy prezent: maszyny do haftu. Dzięki temu siostrom żyje się lżej. – Idziemy zasadą trzech kroków: informacja, modlitwa, pomoc materialna – mówi ks. Waldemar Cisło. – Na pewno nikt nas nie może zwolnić z pomocy przez modlitwę. Chwała Panu, że coraz więcej Polaków, gdy tylko dowiadują się o tragediach w „dalekich krajach”, modlą się za prześladowanych. A później szczodrze ich obdarzają. Bo jesteśmy jednym Kościołem, jednym Ciałem. Wszyscy przecież jesteśmy dziećmi Chrystusa.
"Niedziela" 7/2010