Serce rodziny przestało bić
Nasza Babcia Marysia urodziła się 6 grudnia 1921 r. i była dla całej rodziny najwspanialszym prezentem mikołajowym. Dożyła pięknego, sędziwego wieku - 83 lat. Mimo to dla każdego z nas żyła zbyt krótko, odeszła za wcześnie, jej strata mocno zabolała, a nasz świat po trosze umarł wraz z nią. Urodziła czworo dzieci, miała siedmioro wnucząt, doczekała szesnaściorga prawnucząt. Można by nawet pomyśleć: czegóż chcieć więcej? A Babci tak trudno było rozstawać się z tym światem, z najbliższymi krewnymi, którzy dom Dziadków odwiedzali z potrzeby serca, przyciągani jakąś niewidzialną siłą niczym magnesem. Dziś nikt nie ma wątpliwości, iż tym magnesem była nasza Babcia. Świat bez niej jest inny, dom nie jest już tym samym domem, bo Babcia była Matką naszej rodziny, Matką, która jednoczyła, przygarniała, kochała..., a gdy serce Matki przestaje bić, nic nie jest takie, jak było...
Święci Apostołowie otworzyli Jej bramy nieba
Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że była kobietą z charyzmą, osobowością wyrastającą ponad przeciętność, niezwykle barwną i ciekawą. Zasłużyła na królewskie pożegnanie, na prawdziwie królewski pogrzeb z udziałem kilku polskich biskupów na czele z metropolitą częstochowskim - abp. Stanisławem Nowakiem. Na uroczystość pogrzebową, która miała miejsce w kościele parafialnym św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Chruszczobrodzie, przybyło blisko 70 kapłanów, wiele sióstr zakonnych, władze miasta i gminy Łazy na czele z burmistrzem - inż. Tadeuszem Czopem, przedstawiciele władz Miasta Częstochowy, grono pedagogiczne miejscowej Szkoły Podstawowej, Koło Gospodyń Wiejskich, Ochotnicza Straż Pożarna ze swoim sztandarem, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, mieszkańcy Chruszczobrodu oraz osierocona rodzina.
W ciągu ostatnich 4 miesięcy Babcia przykuta była do łóżka. Podziwialiśmy w niej niezwykle silną wolę życia... Nie poddawała się chorobie, walczyła z nią do ostatniej chwili w nadziei na poprawę. Gdy odwiedzałam ją z moją kilkumiesięczną córeczką Emilką, mówiła: "Tak bym jeszcze chciała się nią nacieszyć i wami wszystkimi, a tu czasu już nie ma...". Bóg wezwał ją do siebie w czerwcową uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła, kiedy to przypadała 44. rocznica święceń kapłańskich jej syna Ireneusza. Uroczystość pogrzebowa odbyła się w pierwszy piątek miesiąca, 1 lipca. Zważywszy że Babcia w swoim życiu doświadczyła wielu nadzwyczajnych znaków od Boga, i te dwa ze wszech miar wyjątkowe dni należy odczytywać jako kolejny dowód Bożej obecności w jej spracowanym, trudnym, ale szczęśliwym życiu.
Dom naznaczony Bożymi łaskami
Babcia wyszła za mąż bardzo młodo. Miała 16 lat, a jej mąż Marian był człowiekiem o 10 lat starszym. Przez 67 lat budowali wspólnotę swojego życia, której owocem jest nasza duża rodzina - w sumie 35 osób. Wiara od zarania odgrywała w ich życiu najważniejszą rolę, była rzeczywistością wkomponowaną w bieg zwyczajnych spraw i gestów, bez patosu, ostentacji. To przede wszystkim dzięki temu, że zawsze Bóg był na pierwszym miejscu, dziś wszystko jest na właściwym miejscu.
W rodzinie nigdy nie było równych i równiejszych, to pewnie dlatego w naszych młodych rodzinach trudno doszukać się jakichkolwiek utarczek czy sporów. Młodzi małżonkowie na początku 1938 r. zamieszkali w domu Dziadziusia w Chruszczobrodzie. Dom kryty był strzechą i chyba naznaczony Bożymi łaskami, bo omijały go nawałnice, choroby i nieszczęścia.
Na świat zaczęły przychodzić dzieci: Ireneusz, Andrzej, Leokadia i Jadwiga. Rodzina mieszkała tam 24 lata. Czasy były trudne, doskwierała bieda, brak pracy, jednak dzieci do dzisiaj pamiętają atmosferę rodzinnego gniazda: życzliwą, ciepłą, bogobojną. "Był to dom zawsze otwarty, pełen gwaru, ludzi, którzy wstępowali na pogawędkę, bo czuli się u nas jak w rodzinie - wspomina syn Andrzej. - Na ścianach wisiały święte obrazy, a wśród nich te najważniejsze i najbardziej niezwykłe zarazem: Serca Pana Jezusa i Serca Matki Bożej, które były wianem od rodziców dla nowo zaślubionych" - zaznacza. To te dwa święte obrazy "przemówiły" kiedyś do małżonków. Pewnego wieczoru, kiedy to, jak każdego dnia, klęcząc przed nimi, odmawiali pacierz, oboje zauważyli przesuwające się między nimi piękne, białe kwiaty. Babcia była wówczas w stanie błogosławionym.
Cicha i wielka wiara naszej Babci
W latach 50. Dziadkowie rozpoczęli budowę nowego domu, który znajdował się w sąsiedztwie starego. "I tam atmosfera była podobna, bo tworzyli ją ci sami ludzie. Dobrze się tam czuliśmy. Brat był już księdzem i nasz dom stał się domem kapłańskim. Bardzo często odwiedzali nas księża, niektórzy u nas się stołowali, a naszą Mamę nazywali "Mamusią", bo - jak tłumaczyli - "matka kapłana jest matką każdego księdza". A Mama była osobą niezwykle pogodną, uśmiechniętą, dowcipną, dbającą o gości. Bardzo ceniła sobie odwiedziny drugiego człowieka" - opowiada najmłodsza córka Jadwiga.
"Za czasów ks. proboszcza Mariana Sztuki w parafii mocno rozwinął się kult Serca Pana Jezusa. Nasza Mamusia miała wielkie nabożeństwo do Jezusowego Serca. Odprawiała pierwsze piątki miesiąca. A gdy w ostatnim czasie Mszy św. wysłuchiwała już tylko drogą radiową, bardzo bolała nad tym, że nie uczestniczy w niej w pełni, gdyż nie może przyjąć Komunii św. Dlatego też często odprawiałem w domu Rodziców niedzielną Eucharystię. Mamusia była wówczas bardzo szczęśliwa" - opowiada syn - ks. Ireneusz.
Miała zawsze w pobliżu książeczkę do nabożeństwa i różaniec. Z modlitwą różańcową szła przez całe życie. Wielką miłością kochała Matkę Bożą, a gdy Ją o coś prosiła, zwracała się - "Matuchno Najświętsza...". Do dziś mam w pamięci obraz Babci i Dziadziusia, którzy każdego wieczora modlili się przed figurą Niepokalanej, którą przed 50 laty otrzymali od syna księdza. W ciągu kolejnych lat powiększało się grono tych świętych wizerunków, które dodawały sił w ciężkich chwilach cierpienia i choroby. Nie zapomnę nigdy monentu, kiedy miesiąc przed śmiercią odwiedziłam chorą Babcię i podałam jej relikwie św. o. Pio. Wówczas z dziecięcą szczerością i prostotą wzięła je do rąk i kilkakrotnie powtarzała: "Ojcze Pio, uproś mi zdrowie, módl się za mną". Mając w oczach łzy, ucałowała je z wielką czcią, z wiarą i nadzieją, że będzie lepiej.
"Mamusia niejednokrotnie podkreślała, jak bardzo w swoim życiu pragnęła Boga. Czuła potrzebę modlitwy już jako młoda dziewczyna. Kiedy była w stanie błogosławionym, jeszcze bardziej się to pragnienie pogłębiało. Wszyscy czuliśmy się zawsze opleceni szeptanymi przez nią słowami modlitwy. Nie obnosiła się z tym. Jej wiara była cicha, ale wielka" - wyznaje córka Leokadia.
Okruchy wspomnień
Była prostą kobietą, ale dzięki temu, że dużo czytała, zwłaszcza Niedzielę, i słuchała katolickich rozgłośni radiowych - Radia Jasna Góra, Radia Fiat i Radia Maryja - potrafiła dyskutować na tematy religijne, społeczne, a nawet polityczne. Nieraz nawet bardziej orientowała się w niektórych sprawach niż młodsze pokolenie. Przebywając głównie w domu, wysłuchiwała wszelkich programów informacyjnych, publicystycznych, toteż razem z Dziadziusiem we wszystkich tematach byli zawsze na bieżąco. Babcia miała niezwykłą intuicję, doskonale rozsądzała sprawy, szybko poznawała się na ludziach, bardzo też przeżywała, gdy działa się jakaś niesprawiedliwość. Niemal do samego końca świadoma była tego, co dzieje się w naszym kraju. Bardzo mocno przeżyła zniesławienie o. Konrada Hejmy. Podkreślała, że krzywdzą tego człowieka.
Dom Dziadków był domem nas wszystkich. O każdej porze dnia i nocy można było tam iść i wiadomo było, że zawsze ktoś drzwi otworzy i ucieszy się z naszego przyjścia. Babcia Marysia wychowywała wnuków i prawnuków, toteż zawsze otoczona była dziećmi. Szczególnie gwarno w domu Dziadków robiło się latem, kiedy na wieś zjeżdżały wszystkie wnuczki. "Ciągnęło nas tutaj, Babcia dobrze gotowała, mogliśmy uczestniczyć w życiu całego gospodarstwa, uczyła, jak doić krowę czy oporządzać liczny zawsze zwierzęcy przychówek, grała z nami w warcaby, a latem przygotowywała pyszne pieczonki, bryndzę, zacierkę i chleb polewany śmietaną z cukrem. W domu Babci wszystko smakowało inaczej, lepiej" - wspominają wnuczki. "Gdy zbliżała się moja I Komunia św., Babcia siadała ze mną na kanapie i uczyła: "Wierzę w Boga" - mówi wnuczka Ania. - Nie było wspanialszej Babci" - dodaje.
"Cieszyła się, gdy mogła komuś coś dać. Nigdy nie zapominała o naszych imieninach czy urodzinach. W swoim sercu nosiła każdego z nas. Czuliśmy tę jej matczyną miłość i z wzajemnością pędziliśmy do naszej Babci, seniorki rodu, gdy była zdrowa i silna, a jeszcze bardziej, gdy gasło w niej życie" - wspomina prawnuczka Martynka.
"Nasza Babcia dbała też o swój wygląd zewnętrzny. Szyła nowe ubiory, bardzo lubiła kostiumy z wykładanymi kołnierzykami. Lubiła mieć chusteczkę na głowie, a w torebce perfumy i szminkę. Często przychodziłyśmy do niej po radę, bo powszechnie wiadomo było, że Babcia ma dobry gust" - przypomina wnuczka Lidzia.
Przekazywała nam życiowe wskazówki, podpierając się polskimi przysłowiami, czasem przyśpiewkami. Uwielbiała opowiadać o dawnych czasach, wspominać z łezką w oku, jak to drzewiej bywało. Jej głos, życiowe rady, charakterystyczne gesty, ruchy, słowa, dowcipne powiedzenia i określenia pozostaną z nami na zawsze. Babcia nieraz wspominała swoją zmarłą Mamę. Na jej wspomnienie płakała i mówiła: "Już mam tyle lat, a źle mi bez Mamy, bardzo tęsknię do niej...".
Osierocone dzieci
Cała rodzina i każdy z nas z osobna zawdzięcza jej tak wiele, na każdym odcisnęła trwały ślad, dlatego bardzo trudno oswoić się z myślą, że nie ma jej wśród nas. Babciu, ja zawdzięczam Ci wychowanie, bo byłam pod Twoją opieką kilka lat, ale nade wszystko dziękuję Ci za ocalenie od kalectwa, a może nawet śmierci. Miałam trzy latka, kiedy wymknęłam się spod Twojej kontroli i wspięłam na pierwsze piętro budynku gospodarczego, który nie miał zabezpieczeń. Gdy do mnie podchodziłaś, cofałam się. Wówczas wpadłaś na genialny pomysł: powiedziałaś, że masz w ręku ptaszka i chcesz mi go pokazać. Zwabiona tym, powoli schodziłam na dół, aż poczułam Twoje mocne ramiona, które nie chciały mnie już wypuścić. Wiele razy we wspomnieniach wracałaś do tego wydarzenia, które mogło skończyć się dla mnie tragicznie.
Wiele razy - pół żartem, pół serio - zastanawiałaś się głośno: "Jaki będzie mój pogrzeb, co się tu będzie działo po mojej śmierci, czy ktoś po mnie zapłacze, czy komuś będzie smutno i żal?".
Babciu, Ty na pewno wiesz, że pogrzeb miałaś królewski, a po Twym odejściu jest nam źle, osierociłaś nas wszystkich, pozostała pustka w Twoim domu, w Twoim mieszkaniu, ale przede wszystkim jest ogromna pustka i ból w naszych sercach. Nikt nie jest w stanie jej zapełnić, nikt nie może nam Ciebie zastąpić. Jesteśmy przekonani, że Bóg za Twoje ziemskie życie wynagrodził Cię niebem, że jesteś wśród swoich, a dla nas - Twojej ziemskiej rodziny - jesteś teraz orędowniczką.
Twoja wnuczka Agnieszka