Jestem dumny ze szkół katolickich
Z kard. Zenonem Grocholewskim - prefektem watykańskiej Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego - rozmawia ks. Adam Łach
Ks. Adam Łach: - Jak Ksiądz Kardynał, jako prefekt Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego, ocenia stan szkolnictwa katolickiego na świecie?
Kard. Zenon Grocholewski: - Jestem dumny ze szkolnictwa katolickiego. Nasza kongregacja zajmuje się zarówno szkołami katolickimi, jak i uniwersytetami. Wszystkich szkół katolickich na całym świecie jest ponad 200 tys. Kształci się w nich ok. 45 mln uczniów. Szkoły katolickie są praktycznie we wszystkich krajach i godne podziwu jest to, że wszędzie cieszą się zaufaniem. Jako przykład podam Tajlandię. Katolicy stanowią tam zaledwie 0,5% ludności, co daje liczbę ok. 300 tys. Tymczasem do szkół katolickich uczęszcza w tym kraju 465 tys. uczniów! Sytuacja w innych częściach świata jest podobna, np. w Demokratycznej Republice Konga 60% szkół to szkoły katolickie, a na Tajwanie, gdzie jest zaledwie 1,3% katolików, prezydent kraju dziękował nam za doskonałe funkcjonowanie szkół katolickich.
- Jak wygląda sytuacja w Europie?
- Szkoły katolickie cieszą się wielkim uznaniem także w krajach liberalnych, np. w Belgii. Wiemy, że w tym kraju Kościół katolicki jest dość słaby, mimo to do szkół katolickich uczęszcza prawie 60% dzieci. My czasem narzekamy, że szkoły te są dobre, jeśli chodzi o poziom, ale stosunkowo słabe, gdy idzie o ich tożsamość katolicką. Oczywiście, wolelibyśmy, żeby w takim kraju jak Belgia te szkoły miały większy wpływ na wiarę i zaangażowanie katolickie uczniów. Niejednokrotnie rodzice domagają się tego. Oczywiście, posyłając swe dzieci do szkoły katolickiej, mają prawo oczekiwać, by one tam otrzymały także solidną formację religijną.
- Czy szkoły katolickie działają np. w krajach, gdzie dominuje prawosławie?
- Owszem. Ostatnio byłem w Rumunii, gdzie zostałem zaproszony przez tamtejsze Ministerstwo Edukacji. W kraju tym jest mniej więcej 7% katolików, prawosławnych - ponad 80%. I co ciekawe, szkół katolickich jest więcej niż prawosławnych. W ubiegłym roku na 28 funkcjonujących gimnazjów niepaństwowych 20 było szkołami katolickimi. Tamtejsze Ministerstwo Edukacji podczas rozmów było nawet zainteresowane otwarciem uniwersytetu katolickiego.
- Skoro jesteśmy przy uniwersytetach katolickich: jak one funkcjonują?
- Trzeba rozróżnić uniwersytety kościelne i katolickie. W pierwszych wykłada się teologię, filozofię chrześcijańską, historię Kościoła, prawo kanoniczne - czyli to wszystko, co łączy się z misją Kościoła. Podstawowym dokumentem ustawodawczym dla nich jest konstytucja apostolska Jana Pawła II "Sapientia christiana" z 1979 r. Uniwersytety katolickie natomiast mają wszystkie wydziały, np. medycyny, nauk przyrodniczych, dyplomacji itd. W tych uczelniach obowiązują normy konstytucji apostolskiej Jana Pawła II "Ex corde Ecclesiae" z 1990 r. W tej chwili obserwujemy duży dynamizm w rozwoju uniwersytetów katolickich. Warto wiedzieć, że podczas pontyfikatu Jana Pawła II powstało ponad 250 nowych uniwersytetów. Uczelnie te znajdują się także w krajach o znikomej liczbie katolików. Na wzmiankowanym już Tajwanie, mimo że jest to mała wyspa, a katolicy stanowią tam jedynie 1,3% ludności, istnieją 3 uniwersytety katolickie. Będąc tam, byłem zaskoczony życzliwością rządu: tamtejszy minister edukacji, niechrześcijanin, podczas uroczystej sesji naukowej wyraził podziw dla ideałów uniwersytetu katolickiego i prosił, by nasze uczelnie jeszcze bardziej rozszerzały swą działalność. Z kolei tajwański ambasador przy Stolicy Świętej, także niekatolik, przed moim wyjazdem nalegał, bym przypomniał prezydentowi kraju, że obiecał więcej środków na nowy wydział medycyny na uniwersytecie katolickim. Cieszę się również z tego, że uniwersytety katolickie powstają w krajach postkomunistycznych, np. na Węgrzech, w Słowacji, w Chorwacji czy w Słowenii. Z prośbą o otwarcie uczelni katolickiej zwróciły się także władze Albanii. Warto podkreślić, że ludzie - często niechrześcijanie - dostrzegają w naszym szkolnictwie wielką obiektywną wartość, choć, oczywiście, nie wszystkie uniwersytety katolickie mają taki sam poziom. Są wśród nich uniwersytety bardzo dobre, ale także uczelnie słabsze.
- Czy do nich należy Uniwersytet w Louvain, któremu Kongregacja z powodu prowadzenia przez tę placówkę badań nad zapłodnieniem in vitro może odebrać miano "katolickiego"?
- Uniwersytet w Louvain to dobra uczelnia, znana na całym świecie i ciesząca się prestiżem, choć są w niej faktycznie pewne problemy z Wydziałem Medycyny. Mam jednak nadzieję, że uda nam się dojść do porozumienia i uzdrowić katolicką tożsamość uniwersytetu. Oczywiście, zdarzało się - choć to są bardzo nieliczne wyjątki - że niektórym uczelniom czy wydziałom odbierano nazwę "katolicki" czy "kościelny" i Kościół przestawał uznawać zdobywane na nich tytuły. Takie sytuacje mają miejsce zwłaszcza w wyniku uporczywego niedostosowania się placówki do norm wyznaczonych przez "Sapientia christiana" lub "Ex corde Ecclesiae". Mam nadzieję, że do takiej sytuacji w Louvain nie dojdzie. W każdym razie w perspektywie międzynarodowej stan uniwersytetów katolickich, i w ogóle szkolnictwa katolickiego, napawa mnie wielkim optymizmem. Na naszych uczelniach dokonuje się ogromnie dużo dobra, które - co ważne - jest dostrzegane przez innych.
- Czy Kongregacja, którą Ksiądz Kardynał kieruje, włącza się w międzynarodowe projekty dotyczące nauki?
- Tak. Stolica Apostolska poprzez naszą Kongregację włączyła się do Procesu Bolońskiego, którego zadaniem jest zunifikowanie systemu studiów w Europie. Uczestniczymy we wszelkich pracach, w sympozjach, na poziomie ministrów, jak również w sesjach roboczych na niższym szczeblu. Sympozjum, które w ramach Procesu Bolońskiego zorganizowaliśmy w Watykanie w roku ubiegłym, spotkało się z bardzo dużym zainteresowaniem różnych sfer naukowych. Liczebnie było ono największe w ramach Procesu. Poza tym wzięły w nim udział najpoważniejsze autorytety w dziedzinie studiów wyższych w Europie, z ramienia UNESCO, Rady Europy i Unii Europejskiej. Brali w nich udział i wygłaszali referaty nie tylko katolicy. Po tej sesji naukowej np. szef Akademii Żydowskiej z Paryża dziękował za to, że - jak się wyraził - "nareszcie ktoś mówi o wartościach, a nie tylko o kredytach". Również pewna profesor - muzułmanka, która chciała mieć ze mną fotografię, powiedziała: "To sympozjum jest dla mnie naprawdę darem Bożym. Nigdy go nie zapomnę". Wyższe szkolnictwo katolickie nie zamyka się więc we własnym kręgu, ale staje się coraz bardziej prawdziwym interlokutorem współczesnego świata. Mam wrażenie, że dzisiaj w sferach intelektualnych nauka Kościoła cieszy się większym zainteresowaniem niż kilkanaście lat temu. Mógłbym podać wiele przykładów. Bywa, że uczelnie nienależące do tych, które nazywamy katolickimi, rozpatrują tę problematykę. Będąc np. dwa lata temu w Kolumbii, uczestniczyłem w otwarciu katedry poświęconej nauce społecznej Jana Pawła II na jednym z takich uniwersytetów w Bogocie.
- A jakie problemy edukacyjne dostrzega Eminencja we współczesnym świecie?
- Sądzę, że problemem jest sposób edukacji. Dziś często chodzi o to, żeby jak najszybciej z uniwersytetu wypuścić wyspecjalizowanego "robota", przeznaczonego do konkretnych zadań. To jest pewne zubożenie człowieka, który mimo wyższego wykształcenia jest w jakiś sposób ograniczony. Nasza wizja to formacja integralna całej osoby. Najpierw trzeba wychować inteligentnego i krytycznego człowieka, wrażliwego na wartości, z którego dopiero ma być fachowiec. Inne trudności to nadużywanie nowoczesnych metod nauczania na odległość, np. przez internet. Brak kontaktu ucznia z profesorem powoduje, że nie ma możliwości oddziaływania osobowością, przykładem itd. Chodzi o formację człowieka. Osiągnięcia wiedzy i techniki mogą być wykorzystane dla dobra lub dla zła. W rzeczywistości zostały wykorzystane do coraz okrutniejszych wojen, terroryzmu, coraz bardziej wyrafinowanych niesprawiedliwości itd. Należy wychować człowieka odpowiedzialnego za to, co czyni, który będzie chciał i umiał wykorzystać swą wiedzę i osiągnięcia jedynie dla dobra ludzkości.
- Rozmawiamy tuż po ogłoszeniu przez Ojca Świętego motu proprio "Summorum Pontificum", znoszącego ograniczenia w odprawianiu Mszy św. w rycie przedsoborowym. Czy Ksiądz Kardynał przewiduje zmiany w nauczaniu liturgiki w seminariach, tak żeby młodzi kapłani nauczyli się liturgii sprzed Soboru Watykańskiego II?
- Sądzę, że będzie trzeba to uwzględnić w seminariach i na studiach teologicznych, choć przecież nie jest to żadna rewolucja. Msza trydencka była przez 400 lat odprawiana w całym Kościele, uświęcała ludzi. Forma Mszy św. w ciągu historii zmieniała się - zasady fundamentalne pozostają te same. To, co leży u ich podłoża, to tajemnica Eucharystii. Tu się nic nie zmienia. Powinniśmy bardzo zabiegać przede wszystkim o zrozumienie i właściwe przeżywanie Eucharystii, która jest największym skarbem Kościoła.
- Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego podlegają też seminaria duchowne. Czy w związku z pewnymi trudnymi problemami, jakie dotknęły niektóre seminaria, o czym donosiły także media, planowana jest np. specjalna wizytacja tych uczelni?
- Kongregacja permanentnie przeprowadza wizytacje seminariów. Ostatnio zakończyliśmy wizytację w Stanach Zjednoczonych i Włoszech. We Włoszech istnieje stała komisja biskupów do wizytacji seminariów, współpracująca z naszą Kongregacją i zdająca nam sprawozdania. Uwagi do biskupów odpowiedzialnych za poszczególne seminaria przesyła natomiast nasza Kongregacja. Zdajemy sobie sprawę, że taka wizytacja nie jest zdolna dotrzeć do wszystkiego. Wizytatorzy przychodzą zaledwie na kilka dni, pytają, zgłaszają swoje uwagi. Trzeba pamiętać, że tym, który najlepiej jest w stanie poznać stan rzeczy w seminarium, jest biskup diecezjalny. Jeżeli on się interesuje, rozmawia z przełożonymi i studentami, to ma dużo większe możliwości poznania sytuacji niż wizytatorzy z zewnątrz. Dlatego bardzo pokornie podchodzimy do wyników naszej pracy w tym zakresie, natomiast podczas wizytacji "ad limina" i przy innych okazjach staramy się uwrażliwić biskupów na ogromną wagę seminariów, na właściwy dobór i formację przełożonych i profesorów, na konieczność stałych kontaktów osobistych. Dla Kościoła nie ma ważniejszej placówki formacyjnej od seminarium.
"Niedziela" 29/2007