"Czemu jesteście smutni..."
Kazanie wygłoszone na Jasnej Górze 8 września 2004 r.
Ks. Ireneusz Skubiś
Umiłowani Bracia i Siostry!
Czcimy dzisiaj Narodzenie Bogurodzicy Dziewicy. Zwiastowało ono radość całemu światu, bo z Maryi narodziło się "słońce sprawiedliwości" - Chrystus, który jest naszym Bogiem. Jak mówi antyfona do pieśni Zachariasza - "On uwolnił nas od potępienia i przywrócił nam łaskę. On zwyciężył śmierć i dał nam życie wieczne". Jesteśmy pod wrażeniem tych tekstów, pełnych radości, bo skoro narodziła się już Matka Jezusa, to bliskie jest nasze zbawienie.
Postarajmy się spojrzeć na religię chrześcijańską przez pryzmat radosnego jej przyjmowania. Bo trzeba stwierdzić, że dzisiejsi chrześcijanie bardzo często są ludźmi smutnymi. Nie potrafią przeżywać radości, którą daje wiara, są bezsilni, przygnębieni, dają się omamić temu światu i zatracają się w ciemnościach, ogarniających życie współczesnego człowieka. Choć jesteśmy ludźmi wiary, choć przyjęliśmy chrzest, przystępujemy do Komunii św. i stale otrzymujemy od Pana Boga łaskę, to tak wiele w nas beznadziei. W oczach współczesnego chrześcijanina nie widać wartości wiary, świadomości wartości, które przynosi Ewangelia.
A przecież znamy fakty: przez swoją śmierć i zmartwychwstanie Chrystus przyniósł nam zbawienie; mamy Ewangelię - wspaniałą naukę Bożą; mamy sakramenty; czuwa nad nami nieustannie Boża Opatrzność; mamy opiekunów bezpośrednich - Aniołów Stróżów i swoich świętych patronów. Mamy więc tak wiele powodów do radości, do tego, żeby czuć się pewnie i bezpiecznie, i z podniesionym czołem wychodzić naprzeciw trudnościom. Tymczasem narzekamy na wszystkich i na wszystko i ciągle z płaczem przychodzimy do Pana Boga, prosząc, żeby za nas załatwił nasze sprawy. Nie chcę przez to powiedzieć, że to jest źle. Ale chodzi o to, aby zrewidować tę naszą postawę, która prowadzi do smutku, zniechęcenia, do nieuwzględniania Boga w życiu. Także kiedy stanie się coś złego - w sensie: nie po naszej myśli - przeżywamy prawdziwe tragedie. Podobnie jest, gdy odchodzi ktoś z bliskich - nasza rozpacz przyćmiewa prawdę o życiu wiecznym, wypływającą z naszej wiary. Istnieje tu jakiś paradoks, jesteśmy chrześcijanami, a zachowujemy się tak, jakby Boga nie było. Owszem, są ludzie, którzy deklarują swoją niewiarę w Boga i żyją, nie licząc się z Bożymi przykazaniami, z Dekalogiem, ze swoim sumieniem - zdradzają swoje żony czy mężów, dokonują kradzieży, popełniają uczynki niesprawiedliwości, nie patrząc na krzywdę ludzką i nie licząc się z sądem Bożym. To jest kategoria ludzi, przed którą chrześcijan należy przestrzegać. Ale przecież my jesteśmy ludźmi wierzącymi, ludźmi wiary. Tym naszym pogrążonym w smutku braciom i siostrom chcemy zadać pytanie, które Jezus zadał wątpiącym uczniom: "Czemu jesteście smutni?" (por. Łk 24, 17).
Przeżywamy dzisiaj przepiękną uroczystość Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. To dzień mówiący o zbawieniu, które do nas przychodzi, bo Maryja urodzi Jezusa - Słowo Wcielone, który przyjdzie, by zbawić świat. Przyjdzie, by przez swoje nauczanie, mękę i krzyż pokazać człowiekowi inne, nowe perspektywy. Jezus oddaje swoje życie Ojcu Niebieskiemu za nasze grzechy. Jak mówi Pismo Święte - "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16). Jest to wspaniała intencja miłosiernego Boga, który pragnie zbawienia człowieka, zbawienia każdego z nas.
Niedobrze się dzieje, że tak często zatracamy motywację wiary, że zatracamy spojrzenie Boże, które każdemu z nas zostało dane, i że największa radość, jaka płynie z Ewangelii, nie dociera do nas, zostaje gdzieś zatrzymana i nie ma przepływu przez nasze życie, wolę i serce. Jest jakaś gnuśność w życiu wielu chrześcijan, jakby niedowład, paraliż wiary i radości z niej płynącej. Udało się, niestety, wrogom wiary zaszczepić w nas ducha, który nie pozwala przeżywać obecności Boga w naszym życiu. Udaje się księciu ciemności odbierać żywość wiary, jej radość i siłę. I zamiast przeżywać wielkie możliwości, jakie przyniósł człowiekowi Chrystus, stajemy się ludźmi otępiałymi, obojętnymi.
Pamiętam, gdy kilkanaście lat temu, przy okazji wprowadzania ustawy o mediach, toczył się spór o określenie "wartości chrześcijańskich", jeden z jego uczestników przyznający się do wiary zapytał: "Właściwie, co to są wartości chrześcijańskie?". Ten pan nie wiedział, że wartości te stale muszą być w świadomości człowieka wierzącego, że chrześcijanin dotyka ich swoją duszą, sumieniem, swoją kulturą, że odnoszą się one do postrzegania przezeń całego życia, że są niejako w środku serca człowieczego i powodują, że wyznający je człowiek jest uczciwy, dobry, szlachetny, a jednocześnie radosny, ufny, pełny nadziei. Przeżywanie wiary sprawia, że mamy szersze horyzonty, pozwalające nam inaczej patrzeć na rzeczywistość naszego życia. Zatamowanie życia wewnętrznego, życia modlitwy, sprawia, że w naszym życiu Bóg jest jakby za chmurami, że wydaje się być od nas daleko. A przecież Bóg jest tak blisko! Jest naszym Ojcem! Jest Miłosierdziem! Zbawicielem! To bardzo ważne dla każdego chrześcijanina. Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, święto Matki Bożej Siewnej - jak mówi się w Polsce - nawiązuje do ewangelicznej misji Kościoła. Jako chrześcijanie mamy siać ziarno Boże. Ale najpierw sami musimy nasze serca, całe życie duchowe przestawić na Boga. Jest więc dzisiejsze święto jakimś wielkim wyzwaniem dla chrześcijan, dla ludzi wierzących - może także dla ludzi wątpiących - żeby rozjaśniła się nasza wiara i miłość do Boga, a w konsekwencji zintensyfikowało życie modlitwy, zgięły nasze kolana. Żeby inaczej, od nowa spojrzeć w przyszłość.
Te prawdy stanowią istotę przepowiadania Kościoła. Dzisiaj tak często Kościół jest atakowany! Szatan chce go zniszczyć, odebrać wiernym zaufanie do niego. Iluż to ataków na Kościół jesteśmy świadkami, ataków prowadzonych za pośrednictwem mediów. Konsekwencją tego jest właśnie smutek i zwątpienie. Nie pozwólmy odebrać sobie zaufania do Kościoła. Pamiętamy czasy "Solidarności", kiedy było ogromne zaufanie do Kościoła i jego pasterzy. Byliśmy wtedy silni. Kościół zawsze upomina się o człowieka. Po wypadkach w Rosji, kiedy inni dyplomaci milczeli, podając sobie ręce, Kościół głosem kard. Renato Martino, przewodniczącego Papieskiej Rady "Iustitia et Pax", poprosił o wyjaśnienia dla wspólnoty międzynarodowej. Bo skoro zamordowanych zostało tak wiele osób, to nie można tego nazwać tylko wewnętrzną sprawą jednego kraju. Świat musi wiedzieć, dlaczego tak się stało. Kościół upomina się o każdego człowieka, także o muzułmanina. Każdy jest dzieckiem Bożym i ma prawo do godnego życia. Pamiętajmy więc, Bracia i Siostry, że naszą siłą jest trzymanie się Kościoła i zaufanie do niego. W Kościele jest Światło - a więc ciepło, radość i życie. Tak mocno powiedział Jan Paweł II tutaj, na Jasnej Górze, podczas jednej z ostatnich pielgrzymek: "Nie ma Chrystusa bez Kościoła i nie ma Kościoła bez Chrystusa". Tylko wtedy możemy powiedzieć, że znamy Chrystusa, jeśli zrozumiemy misję Jego Kościoła.
Mamy także tę dobrą sytuację, że Ojciec Święty Jan Paweł II jest naszym bratem. Tak bardzo mu ufamy. Zechciejmy zastanowić się nad jego słowami. Bo ani się spostrzeżemy, jak może zabraknąć nam oparcia.
Drodzy, Bracia i Siostry, pomyślmy o radości płynącej z wiary, radości, która zawarta jest w prawdach wiary, w Ewangelii, we wszystkim, co przynosi Kościół ze świętymi sakramentami, z liturgią. Nie wolno nam pozwolić się zniszczyć, utopić w smutku i ciemności. Prawdziwa wiara rodzi radość, nadaje życiu sens i prowadzi do tego, co dobre i piękne. I miejmy świadomość tego, że nad wszystkim jest Boża Opatrzność, jest Dobry Bóg, który dał nam Matkę, Matkę Jezusa i naszą. Niech Ona pogłębia w nas radość wiary i zaufanie Bogu.