Raz umrzeć, a potem sąd
Z o. prof. Jackiem Salijem OP, teologiem, rozmawia Piotr Chmieliński
Piotr Chmieliński: - Czy boi się Ojciec śmierci?
Jacek Salij OP: - Myślę, że kiedy śmierć będzie nadchodziła, jakoś tam będę się jej bał.
- Lęk przed śmiercią to chyba powszechne doświadczenie człowieka...
- Lęk przed śmiercią i pragnienie życia wiecznego nie muszą się wykluczać. Młody człowiek może od dawna marzyć o skokach spadochronowych, a jednak kiedy pierwszy raz ma skoczyć, trzeba go z samolotu wypchnąć.
- Czy można coś zrobić, żeby śmierci mniej się bać?
- Trzeba utrwalać w sobie postawę "Jezu, ufam Tobie". Ponadto, kiedy będę umierał, bardzo bym chciał mieć blisko siebie ludzi, którzy naprawdę wierzą w Boga i w życie wieczne.
- A czy ma Ojciec pewność, że będzie zbawiony?
- Pewność byłaby tu zuchwałością. Ale mam serdeczną nadzieję zbawienia. Przecież to niemożliwe, żeby Pan Jezus chciał mnie na swoim sądzie odrzucić, skoro On umarł za mnie na krzyżu.
- Czyli nie jest to pewność, ale raczej nadzieja, ufność...
- Właśnie. Zresztą miłość nie potrzebuje gwarancji. Jeżeli naprawdę kocham, będę raczej pielęgnował w sobie błogosławiony lęk, ażeby nie zranić tego, kogo kocham.
- Kościół uczy, że po śmierci czekają nas dwa sądy: szczegółowy i ostateczny. Co to są za sądy? Czym one się różnią?
- Będziemy sądzeni zaraz po śmierci. Słowo Boże powiada "postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd". Staniemy wówczas wobec Boga w całej prawdzie. Zobaczymy wtedy nie tylko wszystkie swoje dobre czyny i wszystkie grzechy, ale również całą niejednoznaczność swoich intencji, wszystkie swoje poświęcenia i cały swój egocentryzm, całe Boże zmiłowanie, jakie się nad nami dokonywało, ale i wszystkie łaski, które zmarnowaliśmy. Skąd to wiemy? Ponownie przywołam List do Hebrajczyków: "wszystko odkryte jest i odsłonięte przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek". Na szczęście jednak ten Sędzia będzie chciał okazać nam miłosierdzie. Zarazem - przed czym, Boże, zachowaj! - ja mogę okazać się niezdolny do przyjęcia Jego miłosierdzia.
- To sąd szczegółowy, a co z ostatecznym?
- Dokona się on na końcu ludzkich dziejów. Będzie uwieńczeniem całej historii zbawienia. Pan Jezus mówił o tym wyraźnie: "Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, zgromadzą się przed Nim wszystkie narody". Wszyscy naocznie zobaczymy wtedy Jego potężną i wytrwałą miłość do nas poprzez kolejne pokolenia. Każdemu z nas natomiast w dniu Sądu Ostatecznego objawi się ostateczny sens jego życia. Bo przecież z tym dobrem i złem, jakie pozostawimy po sobie, odchodząc z tego świata, coś będzie działo się nadal. Dobro może przynosić owoce albo zmarnieć. Również pozostawione przeze mnie zło moi bliźni zagaszą albo, niestety, podejmą, i moje zło jeszcze po mojej śmierci narobi wiele zniszczenia.
- Na którym z tych sądów zdecyduje się nasze zbawienie lub potępienie?
- Zbawienie lub potępienie decyduje się podczas naszego życia ziemskiego. W ogóle o zbawieniu i potępieniu trzeba mówić w takim tonie, żeby nie zgubić tej prawdy podstawowej, że wszyscy jesteśmy wezwani do zbawienia i powinniśmy robić wszystko, ażeby nie znaleźć się wśród potępionych. Natomiast wprost na to pytanie Kościół odpowiada, że już na sądzie szczegółowym okaże się, czy jesteśmy zdolni do wiekuistej przyjaźni z Bogiem, czy też będziemy na wieki Jego nieprzyjaciółmi.
- Czy śmierć w stanie grzechu ciężkiego oznacza pójście do piekła?
- Apostoł Paweł mówi jasno: "Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani złodzieje, ani oszczercy, ani zdziercy królestwa Bożego nie dostąpią". Tę wiarę Kościoła w Katechizmie wyrażono z podobną jasnością: "Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego".
Z drugiej jednak strony: Panu Bogu na zbawieniu człowieka bardziej zależy niż najbardziej kochającym go jego bliskim. A więc: z całą powagą traktujmy Boże przykazania, zachowujmy je, ale zarazem nie bójmy się polecać Jego miłosierdziu również tych naszych zmarłych, o których lękamy się, że odeszli z tego świata w stanie grzechu. Za takich zmarłych módlmy się nawet tym więcej.
- Czy piekło jest wieczne? Czy jest możliwość nawrócenia się po śmierci?
- Czasem zasługiwania jest nasze życie doczesne. Pierwsi chrześcijanie porównywali życie obecne z sytuacją gliny. Dopóki jest ona w warsztacie garncarskim, wszystko można w niej zmienić i poprawić. Kiedy jednak włoży się ją do pieca, jej kształt zostaje utrwalony ostatecznie. Podobnie będzie z nami: nasz stosunek do Boga będzie na zawsze taki, w jakim zastała nas śmierć.
Tajemnicę potępienia wiecznego trafnie wyraził Adam Mickiewicz w swoim wyjaśnieniu, dlaczego szatan jest niezdolny do nawrócenia: "Bóg dotąd miłosiernie patrzy na szatana. Lecz on się odwraca, by nie widzieć Pana". Jest tak nie dlatego, żeby miłosierdzie Boże nie było nieskończone. Potępienie wieczne to jakaś tajemnicza niezgoda na to, żeby otworzyć się na Boże miłosierdzie, to niepojęty, całoosobowy bunt przeciwko temu, że Bóg jest miłością.
- Ale przecież istnieje czyściec. I tam, mimo że człowiek już zakończył życie ziemskie, dokonuje się jeszcze jakaś zmiana.
- Tak, ale w czyśćcu dusze się nie nawracają, tylko oczyszczają. One są już zbawione. Natomiast Bóg w swoim niepojętym miłosierdziu zgadza się na to, żeby ich umieranie dla grzechu, jeżeli nie dokonało się całkowicie na ziemi, zostało dokończone po śmierci, właśnie w czyśćcu.
- Czy w czyśćcu dusze cierpią?
- Św. Katarzyna z Genui, mistyczka żyjąca na przełomie XV i XVI wieku, pisze, że nigdzie ludzie nie są bardziej szczęśliwi niż w czyśćcu, poza niebem, oczywiście. A zarazem nigdzie nie ma większego cierpienia niż w czyśćcu, poza piekłem, oczywiście. Szczęście dusz czyśćcowych polega na tym, że one coraz czyściej kochają Pana Boga i mają pewność, że nigdy Go nie utracą. Ponieważ zaś nie mogą jeszcze spotkać się z Nim twarzą w twarz, bardzo z tego powodu cierpią. Cierpienia dusz czyśćcowych są cierpieniami miłości.
- Czy my tutaj, na ziemi, możemy skrócić ich cierpienia?
- Po to właśnie modlimy się za zmarłych. Modlimy się przecież o to, żeby jak najszybciej mogli oni otrzymać udział w szczęściu wiecznym. Ale zmarłym powinniśmy pomagać nie tylko modlitwą. Czymś szczególnie ważnym jest niejako uwolnić zmarłego od zła, jakie po sobie pozostawił. Jeżeli kogoś skrzywdził, próbujmy krzywdę naprawić. Jeżeli spowodował jakąś niezgodę lub nienawiść, to w jego imieniu szukajmy pojednania. W ogóle powinniśmy dobro, jakie pozostało po zmarłym, w miarę możliwości rozwijać, a zło - wygaszać.
- Czy zmarli, niezależnie od tego, gdzie są, wiedzą, co się z nami dzieje tutaj, na ziemi? Czy to ich w ogóle obchodzi?
- Po śmierci ostanie się tylko miłość prawdziwa, a zarazem ujawni się cała nieprawda miłości tylko interesownej, egocentrycznej. Ale właśnie dlatego wolno nam ufać, że matka czy ojciec, jeżeli są zbawieni, interesują się swoimi dziećmi i modlą się za nie. Byłoby nieporozumieniem sądzić, że w niebie będziemy tak zachwyceni wspaniałością Boga, iż nie będą nas interesować nasi bliscy, którzy zostali na ziemi. Miłość Boża jest źródłem i potwierdzeniem wszelkiej prawdziwej miłości między ludźmi.
- Rozumiem więc, że moja zmarła rok temu babcia może wypraszać u Boga jakieś łaski dla mnie...
- Jeżeli jest zbawiona, to jej modlitwy o wiele więcej pomagają wnukowi, niż kiedy modliła się za niego na ziemi. Przecież modlitwa jest tym bardziej skuteczna, im modlący się jest bliższy Bogu. Dodajmy od razu, że ten, za którego modlitwy są zanoszone, może, niestety, stawić opór łasce, jaka została dla niego wymodlona.
- Czy w niebie spotkamy naszych bliskich?
- Przecież Bóg prawdziwy jest Kimś Osobowym, a nas stworzył osobami i uzdolnił do wzajemnej miłości nie tylko na czas życia doczesnego, ale na całą wieczność.
- Jak będą wyglądały tam nasze relacje?
- To jest dla nas niewyobrażalne, bo przecież w niebie nie będziemy już niczego potrzebować, zatem i miłość do naszych bliskich nie będzie polegała ani na wspomaganiu ich, ani na przyjmowaniu od nich pomocy. Zatem miłość wzajemna będzie polegała na absolutnie bezinteresownej bliskości. Na pewno będzie to miłość niewyobrażalnie piękniejsza niż na ziemi.
"Niedziela" 44/2006