Jak stworzyć nowe Betlejem?
Z ks. prof. Józefem Naumowiczem z UKSW - znawcą wczesnego chrześcijaństwa - rozmawia Milena Kindziuk
Milena Kindziuk: - Z okna Księdza mieszkania w Lasku Bielańskim widać żywą szopkę z osiołkiem i barankami, stojącą obok pokamedulskiego kościoła. No właśnie, skąd tradycja żywych żłóbków?
Ks. prof. Józef Naumowicz: - Pierwszym i głównym źródłem są Ewangelie Mateusza i Łukasza, które opisują narodzenie Jezusa. One dostarczają elementów podstawowych. Stąd obok Jezusa są obecni Maryja i Józef. Oni tworzą stały element tej pięknej i zarazem dramatycznej chwili narodzenia Dziecka, które przychodzi na świat w niebywałych warunkach. Ale znacząca jest także obecność pasterzy, którzy potrafili obudzić się w środku nocy i przybyć do groty.
- Dlatego dziś przy żłóbku umieszczamy właśnie pasterzy...
- Ta sytuacja nie dziwi. Wokół Betlejem z pewnością przebywali ubodzy pasterze nocujący w polu ze swymi owcami. Mogli to być nomadzi czy beduini, którzy wędrowali ze swymi stadami przez kolejne pastwiska. Ale ich przybycie do żłóbka ma wielką wymowę. Pokazuje, że Jezus nie przybył tylko do "zdrowych", do "dobrze się mających", ale także do ubogich, słabych, grzesznych. Pasterze zazwyczaj nie byli niewinnymi pastuszkami, o jakich dziś myślimy. Często traktowano ich jako takich, którzy nie szanują własności ziemskiej. Wśród nich na pustkowiach i górach kryli się nieraz także przestępcy ścigani przez prawo. Jedna z ksiąg Talmudu zabraniała im wstępu do Świątyni Jerozlimskiej. Znaczy to, że wokół Chrystusa zgromadzili się owi "wyłączeni" z kultu, żyjący niemal na marginesie społeczeństwa.
- Ta wizja sprzeciwia się naszej bukolicznej wizji żłóbka.
- Ale Chrystus nieraz będzie oskarżany o to, że przebywa nie z tymi, co trzeba. Na plus dla pasterzy trzeba dodać, że potrafili oni usłyszeć głos anioła, który zwiastował im radość wielką. I poszli za tym głosem. Stąd tych pasterzy trzeba zaliczyć do owych "ubogich duchem", którzy nie są zapatrzeni w siebie, ale otwarci na dobro, jakiego oczekujemy z góry. Należeli więc do ludzi, którzy faktycznie są spragnieni ciepła, pokoju, radości, światła.
- A Mędrcy, nazwani w Ewangelii Magami?
- Mówi o nich św. Mateusz, a potem ewangelie apokryficzne. Z czasem ustaliły się różne tradycje: że było ich trzech, że reprezentowali trzy rasy ludzkie albo że byli królami. Mogli przybyć z Persji, gdzie istniała specjalna kasta kapłanów, zwanych magami, albo z Arabii słynnej z wonnych kadzideł, albo byli astrologami babilońskimi. Być może przybyli razem z karawanami handlowymi, które przemierzały wtedy Bliski Wschód, od Indii i Arabii do Palestyny, Syrii i dalej. Także dary Mędrców są typowe dla tych karawan: wonne kadzidło przewożone do innych krain, mirra, która służyła do balsamowania zmarłych, czy złoto pochodzące z Arabii. Ci Mędrcy stanowią element "magiczny", egzotyczny, dziś powiedzielibyśmy - Trzeci Świat. W ich osobach przybyli do Jezusa poganie. Właśnie poganie przyszli na samym początku.
- W niektórych żłóbkach w głębi stoi także tragiczna i straszna postać Heroda.
- Bo Jezus urodził się za czasów króla Heroda, w ostatnich latach jego długiego panowania. To był wielki król Izraela, ale też krwawy despota, który wymordował swoją rodzinę i niszczył każdego, w kim upatrywał przeciwnika. Obsesyjnie skupiony na utrzymaniu władzy i nasłuchujący wiadomości o narodzeniu niezwykłego króla, nakazał wymordować niewinne dzieci w okolicy Betlejem. Zobaczmy, że narodziny Chrystusa nie są jakąś sentymentalną opowieścią, od początku miały one swój aspekt trudny: ciemności, zimno, stajnia i żłóbek, ale też prześladowanie Heroda, a potem ucieczka do Egiptu, gdzie zazwyczaj chronili się polityczni uciekinierzy.
- Ernest Bryll napisał w jednym z wierszy, że narodzone Dziecko "układa się do krzyża swojego" oraz że "z Narodzenia" droga wiedzie "prościutko w Piątek Gorzki". Czy można powiedzieć, że Boże Narodzenie łączy się z krzyżem?
- To głęboki sens tajemnicy Wcielenia, widzianej w perspektywie Kalwarii. Tę prawdę podkreślają wschodnie ikony narodzenia Jezusa: żłóbek jest umieszczony w skalnej rozpadlinie jakby w grobie, a nowo narodzone Dziecię jest owinięte chustami i opaskami, jakie zakładano na zmarłego składanego do grobu. Jezus, który stał się człowiekiem, wyzbył się swej Boskiej chwały i leży w ubogim żłobie, już teraz przeżywa uniżenie, które swój punkt kulminacyjny będzie miało na krzyżu.
- Czyli nie są to święta wyłącznie radosne?
- Są one pełne radości, ale nie tej radości taniej, wydumanej, upiększonej czy sztucznej. Boże Narodzenie jest realistyczne, dlatego jest nam tak bliskie. Radość płynie ze świadomości, że jesteśmy obdarowani przyjściem Zbawcy. Każde narodziny dziecka są bardzo radosne, nawet jeśli łączą się z bólem. Jeśli zatem potrafimy się wzruszać i cieszyć, patrząc na żłóbek, to dobry znak.
- Czy taką ideę miał św. Franciszek, gdy w nocy z 24 na 25 grudnia 1223 r. przygotował szopkę w grocie na zboczu wzgórza we włoskim Greccio?
- Pomysł Franciszka polegał na tym, by niejako unaocznić ludziom Betlejem. Stąd w Greccio polecił on przygotować żłób, kazał przynieść siano, przyprowadzić wołu i osła. Chciał odtworzyć miejsce narodzenia Jezusa. Starał się też zachować atmosferę ubóstwa, pokory i prostoty. W ten sposób - jak mówi jego pierwszy żywot - Greccio zmieniło się w "nowe Betlejem". Pamiętajmy, że niewiele wcześniej Franciszek był w Ziemi Świętej, gdzie nie tylko odbył słynne spotkanie z sułtanem, ale odwiedził też miejsca święte. Wtedy dostęp do Palestyny był utrudniony, wręcz niemożliwy. Stąd w Europie zaczęły powstawać kopie miejsc świętych, a więc nowe Jerozolimy, nowe Kalwarie, nowe Nazarety. Wiedział o tym Franciszek. Sporządził on żłóbek przypominający Betlejem, które sam nawiedził.
- Jak udało się Franciszkowi stworzyć tę atmosferę "nowego Betlejem"?
- Pierwsza sprawa to żywy żłóbek, przed którym w grudniową noc Franciszek stał długo w milczeniu, skupiony. Razem z nim modlili się mieszkańcy Greccio, którzy przybyli z pochodniami i świecami. Nad żłóbkiem przygotowano ołtarz. Tam była sprawowana Msza św. Franciszek, który, jak wiadomo, nie przyjął święceń kapłańskich i był diakonem, czytał Ewangelię i wygłosił poruszające kazanie o Jezusie i Betlejem. Modlitwę przy żłóbku połączył z Mszą św. Przez to pokazał, że Jezus, który narodził się w Betlejem, rodzi się w każdej Eucharystii.
- Skąd taka idea?
- Należy zacząć od zbieżności nazw, na którą zwracali uwagę Ojcowe Kościoła. "Betlejem" w języku hebrajskim oznacza "dom chleba". Jest to więc "dom Chrystusa", bo w nim zamieszkał Chrystus, który jest prawdziwym chlebem, który zstąpił z nieba. Nadto - już św. Augustyn porównał żłób, w którym kładzie się pokarm dla zwierząt i w którym leżał Jezus - z ołtarzem, na którym jest Ciało Chrystusa. Żłób przypomina więc ołtarz, na którym leży Prawdziwy Chleb.
- Żłóbek nie jest zatem tylko przejawem folkloru czy rodzajem świętego teatru, świętego widowiska, które nas wciąga, wzrusza...
- Niewątpliwie ma on w sobie coś mocno teatralnego, ale jest teatrem, którego przedstawienie wpłynęło na historię, religię i na ludzi. Jest zazwyczaj piękny, prosty i wzruszający, dlatego przemawia do wszystkich, nie tylko do wierzących. Ale przede wszystkim zawiera katechezę o tajemnicy zbawienia. Unaocznia wielkie wydarzenie, w którego centrum jest Jezus. Niesie więc wielkie przesłanie teologiczne i duchowe, a przy tym ważną symbolikę. Trzeba się przy nim zatrzymać, pomyśleć, pomodlić i być nie tylko zewnętrznym widzem narodzenia Jezusa, ale dostrzec tajemnicę, która nas dotyczy.
- Jak więc patrzeć na żłóbek Jezusa?
- Tak jak się wchodzi do Bazyliki Narodzenia w Betlejem. Prowadzi do niej bardzo niskie wejście. Gdy przyjrzeć się potężnemu nadprożu - widać na ścianie ślady wysokiego wejścia, jakie miała pierwotna bazylika, a także nieco niższy gotycki łuk - ślad wejścia stworzonego w czasie wypraw krzyżowych. W okresie panowania Turków osmańskich, chcąc zapobiec, by Turcy nie wjeżdżali do świątyni końmi i wozami, pozostawiono tylko jedno, bardzo niskie wejście, które istnieje do dzisiaj. By wejść do Bazyliki, trzeba się schylić, skłonić głowę. To są tzw. Drzwi Pokory. Ale tylko w ten sposób można wejść do Bazyliki Narodzenia i dalej do Groty ze żłóbkiem. Trzeba najpierw skłonić głowę. Podobnie mamy zachować się duchowo przed każdą tajemnicą, którą trzeba się zadziwić, zachwycić, paść przed nią na kolana, by móc ją przyjąć. Słusznie powiedział Lew Tołstoj: "Brama do świątyni prawdy i dobra jest niska - wejdą tam tylko ci, co schylą głowę".
- Potrzebne jest zatem schylenie głowy - czyli wiara?
- Tak, dopiero gdy patrzymy na żłóbek oczyma dziecka, w świetle wiary, gdy udziela się nam ten duch prostoty i pokory, jaki tchnie ze żłóbka, i gdy łączymy nasz pokłon żłóbkowi z Eucharystią i Komunią św., wtedy sami stajemy się nowym Betlejem, w którym rodzi się Chrystus, i żywym żłóbkiem, w którym On spoczywa.
"Niedziela" 52/2006