Wygnać Chrystusa z historii ludzkości?
Z Rosą Alberoni - autorką książki "Wygnać Chrystusa" - rozmawia Włodzimierz Rędzioch
Włoszka Rosa Alberoni jest profesorem, wykłada socjologię na jednym z mediolańskich uniwersytetów, pisarką, dziennikarką, autorką programów radiowych i telewizyjnych. Fascynuje ją socjologia, ponieważ - jak twierdzi - pozwala poznać psychiczne mechanizmy działania człowieka w życiu codziennym, uczy poznawać samych siebie i tych, którzy żyją obok nas. Nauczanie traktowała zawsze jako posiew dla przyszłości. Pisanie natomiast jest dla niej czymś ożywczym, pozwala wejść w kontakt z czytelnikami i dać im okazję do refleksji.
Włodzimierz Rędzioch: - Kto położył fundamenty filozoficzne pod proces, który Pani nazywa "wygnaniem Chrystusa"?
Prof. Rosa Alberoni: - Kartezjusz jako pierwszy podstępnie zaatakował podwaliny cywilizacji chrześcijańskiej. Podwaliny te stanowi Chrystus i człowiek, w całej jego konkretności i świętości. W okresie przedkartezjańskim koncepcja człowieka opierała się na zasadzie - "istnieję, więc myślę". Istnieję, ponieważ zostałem stworzony przez Byt Najwyższy, ten, który wszystko podtrzymuje, więc jestem dzieckiem Bożym, a moje życie jest święte i nienaruszalne. A ponieważ On stworzył mnie na swoje podobieństwo - mogę myśleć. Rodząc się, mam swoją tożsamość. Wiem, że pochodzę od Boga, który ofiarował mi życie i dał mi światło inteligencji potrzebne do myślenia. Tak więc istnieję, zanim jeszcze dojrzeje we mnie zdolność myślenia. Kartezjańskie "cogito ergo sum" (myślę, więc jestem) odwraca radykalnie tę rzeczywistość. W centrum stawia myślenie, a Boga i człowieka wyrzuca na margines jako wytwór myśli dowolnie kształtowanej i arbitralnie potwierdzanej lub negowanej.
Stawiając myśl ludzką w miejsce Boga, Kartezjusz uczynił ją źródłem stworzenia. Wystarczy trochę zdrowego rozsądku, aby przejrzeć ten kartezjański zabieg, godny samego Lucyfera. Jeśli myśl stała się źródłem istnienia, człowiek jest, istnieje, jeśli staje się treścią myśli, a ta powołuje go do istnienia w zależności od swojej woli, od swojego kaprysu. A przecież człowiek nie jest wytworem naszego myślenia!
Jeśli więc istota ludzka nie jest realnym stworzeniem, a jedynie wytworem myśli, może ona zaistnieć tylko wtedy, gdy ten, kto myśli, kto rządzi, uzna, że istnieć powinna. Jeśli przeszkadza, można ją unicestwić, jak to robili Robespierre, Stalin i Hitler, lub też wyrzucić do śmieci, tak jak niektórzy robią z noworodkami - nie zaplanowałem ciebie, a więc nie istniejesz, jesteś śmieciem.
- To Jan Paweł II uświadomił Pani tę antychrześcijańką rolę Kartezjusza?
- Przez całe wieki nie zauważyliśmy, jak bardzo kartezjańskie stwierdzenie "cogito ergo sum" było zwodnicze. Dopiero Jan Paweł II dostrzegł w myśleniu Kartezjusza relatywizację istnienia ludzkiego i źródło antychrystianizmu.
- Jakie było rozumowanie Papieża?
- Gdy istnienie ludzkie stawia w centrum swojej egzystencji i w centrum wszechświata własną myśl, to staje się zrozumiałe, że nie potrzebuje już Boga. Jeśli ktokolwiek z nas postawi myśl jako pierwszą przyczynę, sam siebie obwoła stwórcą. Jest to akt lucyferski. A jednak nikt wcześniej przed Janem Pawłem II o tym nie pomyślał.
Poza tym formuła "myślę, więc jestem" zaspokaja naszą pychę i żądzę wielkości. Dlaczego mielibyśmy uważać siebie za słabych i bezbronnych i powierzać się woli Chrystusa Odkupiciela, skoro sami możemy decydować o życiu i śmierci swojej i innych ludzi? Dlaczego mielibyśmy dobrze postępować przez wzgląd na bojaźń wobec Boga, który widzi wszystko, nawet nasze myśli, jeśli możemy robić, co nam się podoba i co nam najbardziej odpowiada?
- Kto był kolejnym wrogiem cywilizacji chrześcijańskiej?
- Człowiekiem, który kontynuował dzieło rozpoczęte przez Kartezjusza i systematycznie doskonalił jego niszczycielskie działanie był Jan Jakub Rousseau. Jego filozofia na pozór jest mniej skomplikowana. Preferuje koncepcję dzikusa, niestworzonego przez Boga, ale zrodzonego przez naturę. Wszystko stworzyła natura, a myślenie staje się grzechem pierworodnym. Rousseau wyrzuca z historii ludzkości wszelkie bóstwa. Ale to nie wszystko. Wywraca także do góry nogami wszystkie wartości chrześcijańskie. Człowiek cywilizowany daleki jest od doskonałości, podczas gdy doskonały jest "dzikus", nietknięty przez cywilizację. Pozostaje on taki, dopóki nie zacznie myśleć, chcieć, kochać i tworzyć. Innymi słowy - kiedy zaczyna korzystać ze swojej wolności, ulega zepsuciu.
Rousseau był też pierwszym człowiekiem, który stworzył model państwa totalitarnego. Wzorowano się na nim na przykład w Związku Radzieckim. Wydarzenia historyczne, takie jak komunizm, pokazują nam dzisiaj, że tam, gdzie ludzie wyrzucili poza nawias Chrystusa, wyrzucili też człowieka. Jeżeli założymy, że Chrystus nie istnieje, a człowiek nie jest stworzony na obraz Boga, można mu odebrać jego wolność, można go torturować, więzić w gułagu, unicestwiać, tak jak to czynili Robespierre, Stalin i Hitler.
- W swej książce twierdzi Pani, że nauka, która samą siebie czyni bożkiem, jest powodem do niepokoju, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach ma olbrzymie możliwości...
- Nauka jest narzędziem stworzonym przez człowieka po to, aby ułatwić mu pracę, poprawić jakość jego życia, pozwolić mu badać świat. Ojcowie nauki, jak na przykład Galileusz, nie próbowali zastąpić Boga, a raczej odkryć to, co Bóg stworzył. Nauka była poznaniem. Dzisiaj, wraz z odkryciem genomu człowieka (genom - całość informacji genetycznej komórki - przyp. W.R.) i rozwojem technologicznym, w niektórych naukowcach zrodziło się pragnienie typowe dla Lucyfera, aby zająć miejsce Boga. Pragnienie zgubne, gdyż człowiek jest istotą kruchą, niestałą, skłonną do nadużyć i żądną nieśmiertelności. A przede wszystkim jest on istotą pragnącą spełnienia wszelkich zachcianek, bez popadania w dylematy moralne.
- Czy patrzy Pani w przyszłość z pesymizmem?
- Nadal jestem optymistką. Wierzę w zdrowy rozsądek ludzi. Trzeba jednak czuwać. Jeśli ludzie dadzą się zwieść tym, którzy obiecują raj na ziemi, powróci koszmar, z którego nie ma wyjścia bez rozlewu krwi. Należy odrzucić obietnice scjentystów i technokratów życia bez Boga. Czas skończyć z traktowaniem rozwoju technologicznego jako panaceum na wszystkie nasze problemy życia. Przypisywanie mu atrybutu wszechmocności oznacza zredukowanie siebie do poziomu niemocy i desperacji. Aby jednak technika powróciła do jej właściwych zadań, potrzeba, aby w centrum egzystencji ludzkiej znalazł się świat wartości i święta świadomość moralna. Trzeba powrócić do Chrystusa i opanować żądzę wielkości, która ogarnęła wiele społeczeństw. Wszyscy jesteśmy wezwani do tego zadania. Nie wolno zrzucać go na polityków, na innych. Trzeba odrzucić lenistwo i permisywizm. Historię tworzą społeczeństwa, a nie tylko rządzący. Potrzeba moralnej energii, żeby sprostać temu wyzwaniu. Nie wolno za żadną cenę tolerować łamania świętych zasad dotyczących życia ludzkiego.
- Czy dlatego wzywa Pani chrześcijan, aby podnieśli głowy?
- Tak. Wezwanie, które towarzyszy książce: "Chrześcijanie, głowy do góry, brońmy naszej tożsamości" - kieruję nie tylko do chrześcijan, ale także do wątpiących i do ateistów. W naszym wspólnym interesie jest obrona cywilizacji chrześcijańskiej - naszej tożsamości opartej na wolności, świętości życia, równości wobec Boga i wobec prawa, godności osoby ludzkiej, równości między mężczyzną a kobietą, cywilizacji opartej na prawach ludzkich itd. Dlatego musimy bronić jej zdobyczy, nasza historia jest częścią nas samych. Jeśli tego nie zrobimy, i to natychmiast, zostaniemy zmieceni z powierzchni ziemi przez inne cywilizacje, które nie mają wątpliwości co do swojej tożsamości.
- Niektóre państwa, z Francją na czele, zdecydowanie sprzeciwiają się propozycji umieszczenia w przygotowywanej konstytuji UE wzmianki o chrześcijańskich korzeniach naszego kontynentu. Co Pani sądzi o tego typu zachowaniach?
- To haniebny akt masochizmu! Haniebny, ponieważ jego celem jest zniszczenie cywilizacji chrześcijańskiej, a przecież chodzi o tożsamość Zachodu. Masochistyczny, ponieważ niszczy przeszłość, pamięć historyczną, a bez przeszłości nie można określić własnej tożsamości ani nawet mówić o przyszłości. W ten sposób Europa stałaby się terytorium podboju - tego właśnie chcą muzułmanie.
- Pani Profesor zna środowiska inteligencji europejskiej. Czy w ostatnich latach nastąpiło jakieś "przebudzenie" świadomości religijnej w tradycyjnie antyreligijnym, a w szczególności antykatolickim środowisku?
- Tak. Dzisiaj możemy mówić o starciu między ateistami, którzy chcą "usunąć" Chrystusa, a obrońcami chrześcijańskiej tożsamości - wśród nich są nie tylko wierzący, lecz także ludzie niewierzący i wątpiący, którzy zrozumieli jednak, jak wysoka jest stawka tego starcia: chodzi o przetrwanie naszej cywilizacji. Istnieje realne ryzyko, że rolę, którą kiedyś odgrywał marksizm, zajmie islam.
- Czym jest dla Pani ukazanie się książki "Wygnać Chrystusa" w Polsce?
- Ukazanie się właśnie tej mojej książki w Polsce jest dla mnie powodem wielkiej radości. Tym bardziej że - tak jak już wspomniałam - do napisania jej zainspirował mnie Jan Paweł II. Uważam, że w Europie są narody gotowe przeciwstawić się niszczycielskim projektom ateistycznych biurokratów z Brukseli - jest wśród nich na pewno naród polski. Wymagają tego od nas nasza historia i głęboko zakorzenione uczucia religijne.
"Niedziela" 17/2007