Kolęda jako „Kościół domowy”
O sensie kolędy, jej ewolucji i o tym, dlaczego nie powinno się „wypożyczać” na kolędę księdza – z socjologiem religii prof. Wojciechem Świątkiewiczem rozmawia ks. Marek Łuczak
KS. MAREK ŁUCZAK: – Na czym polega sens kolędy?
PROF. WOJCIECH ŚWIĄTKIEWICZ: – Kolęda to spotkanie duszpasterza parafialnego z parafianami w ich domach. Sens kolędy wyraża się w indywidualnym i bezpośrednim spotkaniu duszpasterza i parafianina w przestrzeni jego domu. Z kolędą wiąże się modlitwa i błogosławieństwo Kościoła, ale pozostaje ono nierozdzielne ze spotkaniem w przestrzeni domu. Duszpasterz parafialny i parafianie mogą się spotykać i spotykają się w różnych miejscach, przede wszystkim jednak na niedzielnych nabożeństwach w kościele. Inaczej mówiąc: zazwyczaj jest tak, że wierni przychodzą do księdza, do kościoła. Z kolędą jest inaczej – to ksiądz, Kościół przychodzi do nich, tam, gdzie mieszkają i żyją na co dzień. Jeśli często się powtarza, że Kościół ma być tam, gdzie są ludzie, to właśnie kolęda jest znakomitą ilustracją tej zasady. Podczas kolędy urzeczywistnia się idea parafii jako wspólnoty „Kościoła domowego”.
– Czy w tej praktyce widać jakąś ewolucję w ciągu ostatnich lat?
– Zdaje się, że ta ewolucja polega na tym, iż wszystkim się bardziej spieszy i zależy na tym, aby było jak najkrócej: i księdzu, i odwiedzanemu. Stosowana w barach szybkiej obsługi zasada: „jak najszybciej” rozszerza się także na kolędowanie. Ważnym problemem jest to, że zmienił się rytm życia społecznego, przede wszystkim rytm pracy. Oczywista kiedyś regularność czasu pracy na tzw. zmiany dziś w większości przestała obowiązywać. Jest też zdecydowanie większa mobilność, wyjazdy do pracy, niekiedy w odległe strony. A w kościele jakby po staremu: duszpasterze parafialni słabo dostrzegają te zmiany i dziwią się, że – zwłaszcza w dużych miastach – w czasie zaplanowanej na plebanii kolędy nie ma nikogo w domu.
– Co możemy powiedzieć o znaczeniu religijnym, a co o znaczeniu społecznym kolędy?
– Dla mnie niezrozumiała jest praktyka „wypożyczania” księdza do chodzenia po kolędzie. To wielkie nieporozumienie, zaprzeczające idei parafii ukazującej się we wspólnocie „Kościoła domowego”. „Wypożyczony” ksiądz nie jest zorientowany w problemach społeczno-religijnych parafii, nie jest włączony w życie parafii i nie odgrywa roli osoby spajającej parafialną społeczność. Oczywiście, zachowana jest funkcja błogosławienia mieszkania, ale w sensie społecznym takie kolędowanie może w praktyce sprawiać wrażenie nadmiernego eksponowania funkcji „koperty”.
– Czy zbieranie ofiar podczas kolędy nie zniekształca jej duszpasterskiej istoty?
– To zależy od lokalnych zwyczajów. Zapewne zniekształca duszpasterską istotę kolędy sytuacja, kiedy „koperta” wydaje się głównym celem wizyty księdza po kolędzie. Takiej sytuacji sprzyja również wspomniana wcześniej zasada „jak najszybciej” oraz kolędowanie przez „wypożyczonego” księdza.
– Czy kolęda może być wyjściem na peryferie, jak by tego chciał papież Franciszek?
– Tradycja kolędowania w Polsce wyprzedza ideę wychodzenia na peryferie. Kolędowanie jest właśnie nawiedzaniem społecznych peryferii, jakkolwiek rozumianych. Niekiedy kolęda jest jedynym w ciągu roku spotkaniem duszpasterza parafii z parafianami z peryferii. Problemem jest czasem to, że duszpasterzom brakuje głębszego zrozumienia religijno-społecznego znaczenia takiego spotkania na peryferiach.
„Niedziela” 1/2015