MAREK SOBISZ: - Obecnie pracuje Pan jako organista w parafii dziekańskiej w Siemiatyczach. Skąd u Pana zamiłowanie do muzyki kościelnej?
JAKUB PLAS: - Jako młody chłopak, uczęszczając do Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Ceranowie, interesowałem się tym wszystkim, co dzieje się podczas liturgii w kościele od strony artystyczno-muzycznej. Pamiętam, jak niemal codziennie chodziłem na poranną Mszę św., gdzie starałem się niejako wsłuchać w brzmienie i harmonię organów oraz technikę, z jaką tamtejszy muzyk posługuje się instrumentem. Stąd pasja i zamiłowanie do gry na organach, a równocześnie i śpiewu chorału gregoriańskiego. Ja po prostu kocham to, co robię. Dlatego też w późniejszym czasie, gdy już dorastałem, przywiązywałem wielką wagę do rozwoju i doskonalenia swoich umiejętności poprzez choćby naukę w Społecznym Ognisku Muzycznym przy Sokołowskim Ośrodku Kultury (fortepian), później zaś w Diecezjalnym Studium Muzyki Kościelnej przy Kurii Biskupiej w Siedlcach.
- Z Pana inicjatywy powstały cykliczne „Kameralne spotkania z muzyką organową”. Może Pan przybliżyć, czym one są oraz jaką rolę odrywa w Pana życiu muzyka?
Reklama
- Kameralne spotkania z muzyką organową to cykl koncertów zatytułowany „Cztery pory muzyki”, które poświęcone są muzyce instrumentalnej i solowej. To pierwszy taki projekt, obejmujący swym zasięgiem nie tylko teren miasta Siemiatycze, ale powoli i sukcesywnie rozprzestrzenia się na skalę diecezji drohiczyńskiej. To piękna inicjatywa. Jak już wspomniałem na początku, każde spotkanie bierze swój tytuł od pory roku: wiosny, lata, jesieni, zimy. Także każda pora roku jest odpowiednio „zaopatrzona” w koncert, który oczywiście w naturalny sposób tematyką repertuaru związany jest z uprzednio dobranym i przygotowanym motywem (np. ku czci Matki Bożej, na Boże Narodzenie, na Zmartwychwstanie Pańskie czy choćby koncert adwentowy lub wielkopostny). Utwory wchodzące w skład całości programu zaopatrzone zostały w stosowne komentarze, np. o danym kompozytorze, autorze tekstu, itp., co daje znakomity rezultat przybliżenia słuchaczom wiadomości o dziele, możliwość głębszego zrozumienia sensu utworu oraz wczuwania się w przesłanie, przekaz muzyczny instrumentu, tudzież lepsze pojęcie i zrozumienie znaczenia sztuki i kultury sakralnej w życiu chrześcijańskim. Terminy realizacji cyklu spotkań z muzyką organową i kameralną w Siemiatyczach przewidziane są na wcześniej zarezerwowane niedzielne wieczory. Mam wielkie pragnienie rozpowszechniania bardziej ambitnej, na wysokim poziomie sztuki i kultury muzycznej w kościołach diecezji drohiczyńskiej. Tym bardziej że niełatwo dziś niejako o dostęp choćby do opery czy filharmonii. Taka wycieczka do Białegostoku bądź Warszawy coraz częściej napotyka na swojej drodze przeszkody w postaci np. braku czasu czy sporej inwestycji finansowej. Chcę, aby koncerty muzyki organowej i kameralnej przyniosły ludziom większą szansę na zasmakowanie i rozkoszowanie się utworami klasycznymi, poważnymi, sakralnymi tu, na miejscu, na Podlasiu.
- Jak patrzy Pan na dysonans pomiędzy chorałem gregoriańskim a współczesną oprawą muzyczną podczas liturgii, z jaką mamy do czynienia w większości parafii?
- Na podstawie moich obserwacji w parafiach nie potrafię w sposób jednoznaczny i obiektywny ocenić, jak realizacja oprawy muzycznej liturgii wygląda w całej diecezji. Jednakże fakt, iż diecezja drohiczyńska leży na Podlasiu, wiąże się z dość silnymi wpływami tzw. folkloru ludowego oraz tradycji, które przenikają do liturgii w postaci np. różnego rodzaju swoistych piosenek zwyczajowych wykonywanych w kościołach, a w żaden sposób niezwiązanych z Eucharystią. Ciężko jest zmienić ludzkie upodobania, przyzwyczajenia, to, co już jest zakorzenione od pokoleń i umiejętnie przekazywane. Nie śmiem nawet i nie mam odwagi z tym walczyć, lecz na tyle, na ile mogę, próbuję powoli coś zmieniać. Jest to proces długotrwały i na pewno nie da się naprostować wszystkich nawyków, wieloletnich przyzwyczajeń. Natomiast jestem przekonany o tym, że ludzie są bardzo zdolni i ambitni i chcą śpiewać, chcą uczyć się czegoś nowego, świeżego, chcą zmian, tylko trzeba im to umiejętnie, w miarę rozsądnie i konkretnie wytłumaczyć.
Chorał gregoriański jest tym jedynym i właściwym śpiewem Kościoła rzymskokatolickiego. Tak nam przynajmniej mówią dokumenty Soboru Watykańskiego II, liczne encykliki oraz przepisy dotyczące muzyki sakralnej wydane przez Stolicę Apostolską. Język łaciński jest ciągle żywy i bardzo pożądany w liturgii. Kościół bardzo często odwołuje się i powraca do niego jako tego elementu, który łączy i jednoczy wspólnotę ludzi wierzących. Śpiew zgromadzenia liturgicznego winien być zatem na jak najwyższym poziomie artystycznym, ciągle udoskonalany i rozwijany. Eucharystia sama w sobie jest święta, nieskazitelna, czysta i piękna, i prosta zarazem. Oprawa muzyczna Mszy św. nie powinna być zatem mało ambitna, prymitywna i kiczowata wręcz. A dość często spotykam dziś w kościołach, że wykonuje się utwory tzw. pod publikę, o tekstach bardzo uproszczonych, przypominających dziecięce wierszyki z nieudanymi rymami oraz melodią niczym z bajek telewizyjnych. Czy człowiek uczestniczący w sprawowanych misteriach jest w stanie skupiać się na modlitwie, kontemplacji, zadumie oraz myśleniu o rzeczach wyższych, tj. niebieskich, słuchając takich pioseneczek? Czy raczej owe tło sprawia, że zaczyna się traktować świątynię jako teatr, gdzie można przyjść, usiąść wygodnie i zrelaksować się, odprężyć, słuchając przedziwnych występów estradowych? Nie. Taki odbiór muzyki kościelnej powoduje, iż wierni w pełni nie przeżywają tajemnicy Ofiary Eucharystycznej, a zatrzymują się w miejscu bądź nawet cofają się w interpretacji pieśni nierozłącznie związanych z liturgią. Msza św. to nie miejsce na odgrywanie i odśpiewywanie fuszerki! Trzeba dążyć coraz to bardziej do doskonałości, perfekcjonizmu, gdyż sztuka i kultura muzyczna Kościoła chyba w sposób najlepszy i najbardziej godny potrafią wznieść ludzkie serca ku Najwyższemu Bogu w liturgii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu