Ks. Adam Stachowicz: – Jak to się stało, że pojechał Ksiądz na misje? Kiedy pojawiła się pierwsza myśl o wyjeździe i dlaczego?
Ks. Wiesław Podgórski: – Moje pragnienie wyjazdu na misje związane było zawsze z pragnieniem niesienia pomocy biednym, najbardziej opuszczonym i zapomnianym. Jeszcze podczas studiów w Radomiu, przed wstąpieniem do seminarium, nosiłem się z myślą wyjazdu do Indii jako wolontariusz. Nie mając jednak nikogo, kto mógłby mi w tym pomoc nie zrealizowałem tego zamierzenia. Jednak ono we mnie zostało i wpłynęło na moją decyzję, że zostanę misjonarzem.
– Jak rozległa może być misja i ile kilometrów musi Ksiądz pokonywać? Jakimi drogami?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Teren mojej pierwszej parafii – św. Józefa w Deressi w Czadzie – obejmował obszar porównywalny do terenu całej diecezji sandomierskiej. Tereny te były zamieszkiwane przez 3 odrębne grupy etniczne: Gabri, Kwong oraz Sumray. Wspólnota liczyła ok. 200 wiosek, do których dotarcie zajmowało czasami pół dnia jazdy po bezdrożach, po terenach gdzie dojazd wymagał często podążania śladami bydła lub ścieżkami wytyczonymi przez pieszych lub konnych (tylko nieliczni posiadali wtedy rowery). W porze deszczowej dotarcie do centrum misji było możliwe tylko pieszo lub wozem zaprzężonym w woły.
Reklama
– Czy na terenie, gdzie Ksiądz posługuje jest świątynia? Czy może trzeba ją było zbudować?
– W Afryce, w Czadzie, za świątynie w większości służyły ogromne drzewa, w cieniu których gromadzili się ludzie na Mszy św. W centrum parafii mieliśmy wspaniały kościół, który zawdzięczamy w ogromnej mierze wolontariuszom z włoskiej organizacji GRIMM. Każdego roku przybywała grupa budowlańców ze wspomnianej organizacji, która w ramach swoich urlopów pracowała przy budowie świątyni.
W obecnej placówce w Ekwadorze, w parafii św. Piotra i Pawła w Pueblo Nuevo, w większości wspólnot istnieje kaplica. Często jednak jeszcze nie murowana, ale zbudowana z bambusów. Jedynie w ok. 10 z nich brakuje miejsca do spotkań modlitewnych.
– Jak kwestie językowe? Każda misja, to przecież inny język.
Reklama
– Nauka języka hiszpańskiego, którym obecnie się posługuję, wymaga czasu. Jednak rzucony na „głęboką wodę” musiałem jak najszybciej nauczyć się „pływać”. Dzięki Bogu i życzliwym ludziom wszystko poszło sprawnie.
Zupełnie inaczej było w przypadku Czadu. Tutaj, po przygotowaniach w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie oraz rocznej praktyce we Francji, posiadłem znajomość języka francuskiego, który jest językiem urzędowym w Czadzie. Natomiast uczenie się narzeczy, które spotykało się na miejscu, nie należało do łatwych. Na terenie jednej parafii ludzie mówili trzema odrębnymi językami lokalnymi. Za naukę którego zabrać się na początek? Staraliśmy się opanować tak języki, by choć w nich odprawiać Msze św., ale już o mówieniu kazania nie mogło być mowy. Mieliśmy tłumaczy, którzy na ile mogli wywiązywali się z powierzonego im zadania. Choć wielokrotnie trzeba było zaufać Duchowi Świętemu widząc „kaleczenie” języka francuskiego przez owych tłumaczy. W seminarium uczono nas, że w przypadkach niedopełnienia czegoś według zasad czy praw wymaganych stosuje się zasadę „Ecclesia suplet”, co znaczy – „Kościół dopełni”. Cóż, w sytuacji Czadu tą zasadą musieliśmy się nieustannie kierować, inaczej niemal wszystko byłoby nieważne.
– Nie bał się Ksiądz chorób, groźby zakażenia?
– Obawy oraz ryzyko są wpisane w misje, są ich nieodłącznym składnikiem. Wiedziałem o tym od początku. Ale wiara przecież mówi nam jasno, że Bóg opiekuje się tobą, że cię chroni o ile ty Jemu zaufasz do końca. Malaria, tyfus, ameba, denge, leptospirosis – to lista chorób tropikalnych należących do śmiertelnych, przez które już przeszedłem. Dzięki Bożej pomocy udało się z nich wyleczyć.
– Skąd Ksiądz czerpie siły, motywacje w chwilach trudnych?
– Siła pochodzi z rzeczy prostych, z codziennej modlitwy i rozważania, co Bóg do ciebie mówi, z kontaktów z ludźmi, szczególnie z dzieciakami i młodzieżą. Pan Bóg posługuje się każdym człowiekiem, ważne tylko, by dostrzegać wokół siebie Boże znaki. To często ludzie prości dają mi pomysły i motywację do dalszego działania.
– Jacy są tamtejsi ludzie i jakie mają zwyczaje?
Reklama
– Mieszkańcy mojej parafii w Ekwadorze to ludzie z podobnymi problemami i charakterami jak wszędzie. Czym dłużej tu jestem, tym więcej cech wspólnych dostrzegam. Natomiast Czadyjczycy posiadali zupełnie inne spojrzenie na świat, niemal niemożliwe było całkowite poznanie ich mentalności. My, biali, byliśmy dla nich ludźmi z innej planety. Z planety tak odmiennej kulturowo i ekonomicznie, że należeliśmy do odrębnych światów. To co łączy tych ludzi z misyjnych krajów, to na przykład jednakowe podejście do czasu. Oni nie są jego niewolnikami, żyją w mniejszym stresie, bo nic się nie stanie, że się gdzieś człowiek spóźni. My, Europejczycy, chyba wpadliśmy w pułapkę czasu i jakże trudno nam z niej się wydobyć.
– Jak ludzie traktują tam Księdza?
– Ludzie z wielkim szacunkiem odnoszą się do osoby misjonarza, bo wiedzą, że jesteśmy z nimi, że jesteśmy dla nich. Stąd bierze się ogromne poważanie. Oczywiście początki były inne, należało dać się poznać, „obwąchać”, czyli oswoić, jak w „Małym Księciu” bohater w kontakcie z liskiem. I kiedy już się znamy na tyle, że jesteśmy za siebie odpowiedzialni, wtedy możemy liczyć na siebie. Jadąc przez wioski należące do mojej parafii do napotkanych ludzi wyciągam rękę na powitanie wiedząc, że na to czekają i z tego się cieszą.
– Jaka jest pierwsza reakcja ludzi, gdy słyszą o Bogu?
– Zarówno w Afryce, jak i w Ekwadorze nie spotyka się ludzi, którzy nigdy o Bogu nie słyszeli. Bóg jest wpisany w umysł każdego człowieka. Często jednak Jego wizerunek jest zniekształcony przez różne pseudo: wierzenia, kulty, czy religie. Naszym zadaniem jest prostowanie tego wizerunku Boga i to nie tylko na misjach, ale również wśród samych chrześcijan, katolików. Prosty przykład. Ileż to razy zapominając o tym, że Bóg jest Życiem i Miłością, w obawie przed opinią ludzką dokonuje się wciąż aborcji?
– Jak wygląda liturgia na Księdza misji?
Reklama
– W mojej ekwadorskiej parafii przypomina bardzo liturgię polską. Zupełnie inaczej wyglądała liturgia w Czadzie, pośród Afrykanów. Tam w liturgii przeważały tańce i śpiewy, oczywiście nie zatracając sedna liturgii. Tam Eucharystia była momentem, być może jednym z nielicznych, do wyrażenia swojej wolności, radości i pokoju. Wielokrotnie się zdarzało, że w momentach najbardziej kluczowych we Mszy św. słyszało się doniosłe krzyki kobiet wyrażające euforię. Ci ludzie prości w taki właśnie sposób przeżywali liturgię całym sobą.
– Jak Ksiądz przyciąga do Kościoła ludzi młodych czy zagubionych?
– Ludzi młodych przyciągamy organizując rożnego rodzaju warsztaty. Staram się autentycznością dawać proste świadectwo; traktować innych na równi, gdyż każdy człowiek posiada swoją godność i zasługuje na taki sam szacunek. Jeśli jesteś autentyczny, ludzie to wyczują i przyjdą do ciebie i do Kościoła. Każdy z nas reprezentuje Kościół i Boga, w którego wierzy, a ludzie widząc twój przykład pragną właśnie do takiego Kościoła przynależeć.