– Nie dyskutujcie, czy przyjmiecie 10 czy 5 tys. uchodźców, ale zakończcie wojnę – mówił w wywiadzie dla włoskiego tygodnika „Famiglia Cristiana” maronicki patriarcha libański kard. Béchara Boutros Raï. Miał na myśli Syrię, Irak, Jemen i Palestynę. Toczące się w tych krajach konflikty wypędzają ludzi z domów, a państwa Zachodu nie robią prawie nic, aby je zakończyć. Z Bliskiego Wschodu uciekają chrześcijanie i umiarkowani muzułmanie – mówił purpurat. – Zostawiają puste miejsce, które zajmują fundamentaliści. Bliski Wschód bez chrześcijan – podkreślił kardynał za papieżem emerytem Benedyktem XVI – straci swoją tożsamość. Chrześcijanie stanowią o niej bowiem od 2 tys. lat, a muzułmanie osiedlili się na tych ziemiach dopiero 600 lat później. Patriarcha protestuje też, gdy chrześcijan nazywa się na tych ziemiach mniejszością. Jego zdaniem, są oni pełnoprawnym i ważnym elementem bliskowschodnich społeczeństw.
W rozmowie padło pytanie o to, czy muzułmańscy emigranci szturmujący Europę mają na celu podbicie Zachodu. Kardynał podkreślił, że wiele razy słyszał, iż mają oni taki właśnie zamiar. Chcą podbić Zachód przez wiarę i liczne rodziny. Dla muzułmanów wiara jest bowiem najważniejszym imperatywem. Koran znają na pamięć i często nim mówią. Celem małżeństwa jest rodzenie dzieci – stąd np. niepojęty jest dla nich celibat duchownych w Kościele. Traktują to jako sprzeniewierzenie się planom Bożym. Zresztą w ich rozumieniu chrześcijaństwo jest tylko przejściowym krokiem w objawianiu się Boga. Ostateczne objawienie przyniósł Mahomet, stąd wyciągają prosty wniosek, że chrześcijanin to nienawrócony jeszcze muzułmanin.
Pomóż w rozwoju naszego portalu