Justyna (lat 23, studentka), jedna z uczestniczek ankiety „Jezus Chrystus w moim życiu”, napisała m.in.: „Ukończyłam gimnazjum i pojechałam na egzamin do szkoły średniej, jednak nie zostałam przyjęta. W okresie zimowym po raz pierwszy wyjechałam na obóz narciarski. W tym czasie jedna osoba z rodziny, u której mieszkałam, miała konflikt z zakonnikami. Uwagi krytyczne pod adresem osób duchownych trafiły na podatny grunt mojego młodego umysłu. Ziarnko niepewności i niewiary rzucone w młodą glebę rozdartego serca, niestety, wykiełkowało. Wróciłam jako „inny” człowiek. Inaczej też patrzyłam na osoby duchowne. Już nie potrafiłam darzyć ich zaufaniem. Na pewien czas przestałam nawet chodzić do kościoła. Do dziś nie mogę się otrząsnąć z tego, co usłyszałam, a przecież minęły już cztery lata. Chciałabym, tak jak dawniej, z radością uczęszczać na Mszę św., która wcześniej była dla mnie najważniejszym wydarzeniem w ciągu całego tygodnia. Wierzę jednak, że czas zrobi swoje, i wszystko wróci do poprzedniego stanu, tym bardziej że niebawem wychodzę za mąż, a mój narzeczony wywodzi się z rodziny bardzo religijnej. On się dziwi, że mam takie problemy. W tym widzę szansę dla siebie...”.
Reklama
Kościół jest niezwykłą wspólnotą – Mistycznym Ciałem Chrystusa, kierowanym przez Ducha Świętego. W tym sensie jest święty. Ale równocześnie tworzą go ludzie: duchowni i świeccy. Nie są oni wolni od wad. Czasami daleko im do ideałów. Kapłani przez przyjęcie święceń nie stają się „zaszczepieni” przeciwko złu. Borykają się z różnymi problemami. Także ze sobą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Tam, gdzie jest człowiek, wszystko jest możliwe – każdy grzech. W tym znaczeniu Kościół jest też wspólnotą grzesznych ludzi. Ale jeśli ktoś, w duchu pokory, będzie patrzeć na innych ludzi, także na kapłanów, przez pryzmat własnych słabości, upadków i doświadczeń, wówczas nic nie powinno go gorszyć, bo najpierw... sobą musiałby się zgorszyć. Należy pamiętać, że ostatecznie wierzy się w Boga, a nie w księży. Od nikogo z wiernych nie wymaga się, aby wierzył w księży. To byłoby przecież bałwochwalstwo.
W przypadku określonych nieprawidłowości, słabości ludzkich, a nawet nadużyć nie chodzi o to, aby zło nazywać dobrem albo obłudnie udawać, że wszystko jest w porządku i nic się nie stało. Nie godzi się żyć w zakłamaniu: zło należy zdemaskować i nazwać po imieniu. Jeśli sprawa jest poważniejsza, należy ją kierować do władz kościelnych, odpowiedzialnych za określone urzędy i pracę poszczególnych osób. I winnych ukarać.
Ale najpierw trzeba patrzeć na Kościół panoramicznie, tzn. całościowo i obiektywnie, a nie tylko przez pryzmat pojedynczych osób, które źle korzystają z łask otrzymanych od Boga i dają antyświadectwo wiary. Gdy widzi się zło, grzech, niegodziwość jednego czy drugiego kapłana, powinno się dostrzegać także poświęcenie i świętość u innych duchownych, a nie generalizować, tj. uogólniać, przypisując wszystkim ludziom Kościoła wyłącznie zło i grzeszność.
Jeśli spojrzy się na Kościół w miarę obiektywnie, dojrzale i całościowo, tzn. z perspektywy całego ogromu dobra, a nie tylko partykularnych niedomagań pojedynczych osób, wtedy uniknie się zgorszenia, a tym bardziej odejścia od Kościoła. Bo jak mówią słowa piosenki: „Nie wolno w życiu widzieć tylko zła, barw szarych i martwych, lecz trzeba radość w każdej chwili brać, mieć świat przed sobą otwarty – Boga świat”. Wszak nie żyje się w piekle, lecz na ziemi. Nie należy zatem patrzeć na ziemię jak na piekło, a w ludziach, szczególnie w osobach duchownych, widzieć demonów.
Ks. Sebastian Kępa
Doktor teologii z zakresu teologii pastoralnej, redaktor radiowy, zajmuje się ewangelizacją katolików niepraktykujących