Dzieła prowadzone przez zgromadzenia zakonne muszą dziś spełniać ostre normy stawiane przez instytucje europejskie. Dotyczy to nie tylko wymogów technicznych i budowlanych, ale również kapitału ludzkiego. Domy opieki dla osób niepełnosprawnych, dorosłych i dzieci prowadzone przez zgromadzenia to dziś instytucje o wysokim standardzie z wysoko specjalistyczną kadrą. Jednak okazuje się, że ich największym atutem jest duchowość. Ponad specjalistyczną wiedzę i kwalifikacje sióstr zakonnych świeccy stawiają ich walory duchowe i formacyjne. Przełożone pilnie przyglądają się nowicjuszkom i rozeznają ich talenty. Siostry kończą specjalistyczne studia prawnicze, finansowe, medyczne, nauczycielskie. Pracują w świecie i dla świata, realizując przede wszystkim swoje charyzmaty.
Lekarz i siostra zakonna w jednym
Reklama
S. Urszula Janiec, franciszkanka Rodziny Maryi, od 20 lat jest lekarzem w Zespole Domów Pomocy Społecznej prowadzonym przez jej zgromadzenie w Wieleniu n. Notecią i przyjmuje w przychodni lekarskiej. W postulacie ukończyła szkołę pielęgniarską. Później matka prowincjalna zaproponowała jej 6-letnie studia stacjonarne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. W charyzmacie zgromadzenia jest opieka nad ludźmi opuszczonymi, chorymi i niepełnosprawnymi, stąd potrzeba fachowej kadry pielęgniarskiej i lekarskiej – u źródeł zgromadzenia był sierociniec utworzony dla polskich dzieci w Petersburgu przez założyciela Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi – św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Studia s. Urszuli przypadły na pierwsze lata formacji zakonnej. Śluby wieczyste złożyła po 5. roku studiów. Ma drugi stopień specjalizacji z chorób wewnętrznych. Ukończyła też studia specjalistyczne z gerontologii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Po latach pracy w zawodzie lekarskim widać, jak trafne były decyzje przełożonych. – Nieraz spotykam się z takim odbiorem społecznym, że czuję się zawstydzona pokładanymi we mnie nadziejami. Czasem trudno pogodzić te dwa powołania: medyczne i zakonne. Cały czas się uczę, jak temu sprostać, i szukam optymalnych rozwiązań. By dawać, iść do chorych z fachową wiedzą, ale przede wszystkim z cierpliwością i pokorą, muszę mieć czas na modlitwę i wyciszenie. Chorzy i ich rodziny czekają na obecność drugiego człowieka. W pierwszej kolejności widzą we mnie siostrę zakonną, dopiero później lekarza. „Nie lubimy, jak siostra wyjeżdża” – mówią mi pacjenci. To oznacza, że chcą mojej obecności, że daję im poczucie bezpieczeństwa. Ale muszę też nieraz wyjechać i odpocząć. Tu, w tym domu w Wieleniu, mieszkam, tu pracuję, tu się modlę, tu realizuję powołanie. Wciąż uczę się bycia lekarzem i siostrą zakonną w jednym.
W drogę z niepełnosprawnymi
S. Teresa Jacek, franciszkanka Rodziny Maryi, od 4 lat jest przełożoną domu zakonnego w Częstochowie i prowadzi jego rozbudowę. Wciąż jednak wspomnieniami wraca do parafii w Niedźwiedziu, gdzie włączyła się w pracę grupy wolontaryjnej. Cieszy się, że wolontariat się rozwija i obejmuje kolejne pokolenia, a niepełnosprawni z Niedźwiedzia wciąż wyruszają w świat.
Reklama
Zwiedzanie świata s. Teresa ma już we krwi. Trzy lata temu została wytypowana na wyjazd do Peru, na beatyfikację franciszkanów z Pariacoto. W samolocie były 2 wolne miejsca i franciszkanie zaproponowali je 2 siostrom franciszkankom Rodziny Maryi. Jedną z nich była s. Teresa. – Nie wiedzieli, że mam osobistą łączność z bł. Zbigniewem Strzałkowskim. Jeszcze jako seminarzysta oddał krew rannemu w wypadku kapłanowi, mojemu bratu, który spieszył do chorej siostry. Do mnie... – uśmiecha się s. Teresa.
Reklama
– W mojej rodzinnej parafii w Horyńcu-Zdroju było wiele powołań: 10 kapłanów, w tym bp Mariusz Leszczyński, i 24 siostry zakonne, w tym 18 w Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Te powołania zrodziły się po modlitwie różańcowej zarządzonej przez proboszcza po nawiedzeniu obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej – s. Teresa mówi z dumą o parafii pochodzenia. W zgromadzeniu ukończyła wyższe studia teologiczne. 36 lat pracowała jako katechetka, w tym 8 lat w parafii w Niedźwiedziu. Gdy usłyszała, że parafia organizuje wigilię dla samotnych i niepełnosprawnych, zaproponowała pomoc i dołączyła do już istniejącego wolontariatu prowadzonego przez nauczyciela i niepełnosprawnego pana. Wraz z s. Teresą do wolontariatu dołączyła pedagog szkoły, a także ksiądz wikariusz. Szkolny wolontariat zaczęli wspierać: proboszcz, wójt gminy i sponsorzy. Powszechne stały się kwesty po Mszach św. w kościołach położonych na terenie gminy. Dzieci, z opiekunami, zaczęły również odwiedzać domy rodzinne osób niepełnosprawnych, by proponować tym rodzinom pomoc. Osoby niepełnosprawne dowoził na zajęcia w świetlicy prezes Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych. W wakacje wolontariat organizował 2-tygodniowe kolonie „U św. Alberta”, czyli w budynku starej plebanii, dla dzieci niepełnosprawnych i z ubogich rodzin. Parafianie, widząc, co się czyni dla ich środowiska, sami przynosili żywność, proponowali pomoc w prowadzeniu zajęć, organizowali wycieczki krajoznawcze bryczkami. – Gdy chodziłam z dziećmi po kolędzie misyjnej, wśród osób niepełnosprawnych odkryłam dorosłe osoby bez sakramentów świętych – mówi s. Teresa. – Udzielono im tylko sakramentu chrztu św. Podjęłam się przygotowania do przyjęcia przez nie sakramentów pokuty i Eucharystii (w domu rodzinnym) oraz bierzmowania. Sakramentu bierzmowania udzielił w kościele parafialnym ks. inf. Janusz Bielański z katedry wawelskiej.
Z niepełnosprawnymi wyruszyli w świat: do Włoch (3 razy), do samego Rzymu (2 razy), do Pragi, Lewoczy, Lourdes, Fatimy. – Nasz orszak z niepełnosprawnymi na wózkach inwalidzkich budził powszechne zainteresowanie i podziw mieszkańców Europy – mówi z uśmiechem s. Teresa. – Żyję w pięknych czasach. Z moimi niepełnosprawnymi zwiedziłam Europę. Byłam na beatyfikacji w Peru. Dziś codziennie patrzę z mojego domu na Jasną Górę. To więcej, niż mogłam oczekiwać. Dziękuję Bogu za te doświadczenia i zgromadzeniu, że wypełniając nasz charyzmat, doznaję tylu duchowych przeżyć. Obecnie wszystkich duchowo przyprowadzam przed Cudowny Obraz Pani Jasnogórskiej.
W parafii ludzi cierpiących
S. Wacława Karwowska, zmartwychwstanka z częstochowskiego domu zgromadzenia, to rocznik przedwojenny. Od 5 lat posługę apostolatu chorych pełni telefonicznie, listownie i kontynuuje wizyty domowe. Dostarcza czasopisma katolickie, szczególnie „Niedzielę”, książki, teksty modlitw i dewocjonalia, przekazywane bezinteresownie przez ofiarodawców. Zawsze jest otwarta na pomoc duchową choremu i jego rodzinie. Przez 21 lat pełniła tę posługę w Szpitalu Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie na Parkitce. Przygotowywała się do niej w Chicago na kursie organizowanym dla apostolatu chorych. W czasie stażu w chicagowskim szpitalu pisała szczegółowe konspekty ze spotkań i rozmów z chorymi.
Reklama
– Służyć to być do dyspozycji temu, komu się służy – mówi s. Wacława. – Chory przede wszystkim potrzebuje wysłuchania, a cierpliwe, choć niełatwe, słuchanie jest formą służby duchowej, z której wynika dobro obopólne – zaznacza. Chorzy ufają osobie konsekrowanej. Na co dzień nie uświadamiamy sobie tego faktu. Obecność siostry zakonnej zmienia ludzi, otwiera. Dzielą się swoim bólem i swoimi troskami. – Staram się mówić mało, a nawet nic. Tylko słuchać, przytulić, trzymać za rękę. Być – podkreśla. Szpital to miejsce wielkiego cierpienia: fizycznego, ale też duchowego i psychicznego. Niektórzy chorzy mają nieuporządkowane życie duchowe, rodzinne. Te cierpienia kumulują się w szpitalu, gdy obok ich łóżka jest pustka, nie ma odwiedzin bliskich. A dramat pojawia się wtedy, gdy samotnie umierają albo gdy przy łóżku chorego wybuchają złe emocje rodziny. Ale pobyt w szpitalu może też być czasem łaski – zastanowienia nad życiem, prostowania ścieżek, nawrócenia, pojednania z Bogiem i bliskimi. I na tej drodze potrzebne są osoby, które wysłuchają, rozeznają potrzeby, poradzą, przygotują do spowiedzi, do Eucharystii, sakramentu chorych, przywołają kapłana.
– W tym ogromnym częstochowskim szpitalu kapelanem był ks. Wacław Kuflewski, ale wspierali go w posłudze ojcowie z Jasnej Góry – miałam do nich telefony od kustosza. Jeżeli chory miał inne wyznanie, to proponowałam wspólną modlitwę – mówi s. Wacława. – Służąc choremu, jestem w centrum charyzmatu Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek – jest nim współuczestnictwo w tajemnicy męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Jestem szczęśliwa, że wciąż w tym charyzmacie jestem obecna. Chorzy lękają się śmierci, ale jeszcze bardziej boją się umierania na szpitalnym łóżku. Dlatego gdy lekarz mówi, że już nic więcej nie można pomóc, radzę rodzinie, by wzięła chorego do domu. Oni chcą umierać w otoczeniu rodziny. Nieraz ostatnia wola umierającego oddziałuje na nią uzdrawiająco. Bliscy biorą ślub, spowiadają się po wieloletniej przerwie, przystępują do stołu Pańskiego. To jest łaska. Modlitwa ludzi cierpiących i umierających ma wielką moc.
***
Trzy kobiety, trzy różne drogi życia konsekrowanego, aktywnego, pełnego zaangażowania i poświęcenia w wypełnianiu woli Bożej. Znakiem dzisiejszych czasów jest wymóg wysokich kwalifikacji, które częstokroć nabywane są przez siostry już podczas służby w zgromadzeniu. Siostry zakonne, poświęcając swoje życie Bogu, tylko z pozoru zamykają się w murach klasztoru lub prowadzonych przez zgromadzenie placówek. Te czasy to już historia. Dzisiaj, mając wysokie wykształcenie, pracują dla świata, dla ludzi. Realizują przy tym swoje powołanie duchowe i zawodowe, które stają się nierozdzielne. Bez powołania, pracy i oddania sióstr świat byłby dużo gorszy.