Czyżby tylko u nas było tyle cudownych wizerunków Maryi zasługujących na korony? W dużej mierze tak rzeczywiście jest, szczycimy się przecież wyjątkową liczbą sławnych cudami sanktuariów maryjnych, nie tu jednak leży źródło koronacji dokonywanych przez prymasa, a niemających precedensu w historii. To była część prymasowskiej wizji. Kardynał Wyszyński wprowadził rozsiane po całej Polsce łaskami słynące obrazy do swojego profetycznego programu, w który... wpisał nawet papieży.
Wyszyński przede wszystkim patrzy w przyszłość. W czasie swego prymasostwa ozdabia koronami 47 wizerunków, ale czyni to nie tylko w celu potwierdzenia ich historycznej cudowności. Chodzi mu także o łaski potrzebne na „nowe czasy”. Stefan Wyszyński wie, że takowe przyjdą i że będą potrzebowały Królowej obecnej blisko, mieszkającej na wyciągnięcie ręki, więcej – że w przyszłości polska maryjność, atakowana z zewnątrz i od wewnątrz, będzie potrzebowała „kościelnej pieczęci” . Dadzą jej to właśnie koronacje figur i obrazów maryjnych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wyszyński nadaje przez nie nową rangę lokalnym miejscom obecności Niebieskiej Królowej. Tworzy nową maryjną mapę Polski. Przygotowuje nas na nieznaną mu bliżej, ale z pewnością trudną przyszłość.
Niezwykłe intuicje
Reklama
Za czasów prymasa na płaszczyźnie polskiej maryjnej pobożności dzieje się coś zdumiewającego. Od razu zastrzeżmy, za samym kard. Wyszyńskim, że te magnalia Dei nie są owocem jego działania. On po prostu pozwala polskiej maryjności rosnąć, otwiera pozamykane zasuwy i rozwiera szeroko bramy. Co innego, że wie, gdzie one są i jak je odemknąć. To jest jego Boży talent, szczególna łaska pasterza – tym samym łaska dla narodu.
W duchowym wymiarze maryjna fala podnosi się w Polsce naprawdę wysoko. Prymas chce, by nie opadła; ma ona trwać, bo to jest, jego zdaniem, gwarancja trwania Kościoła i ojczyzny. Kult Matki Bożej ma pozostać siłą katolickiego narodu. Mają temu służyć koronacje, które są oczywistym potwierdzeniem wyjątkowego charyzmatu maryjnego Polaków.
Prymasowski plan jest dwuczłonowy. Po pierwsze, jest on związany z „tu i teraz”. Kardynał wie, że koronacje – w większości papieskimi koronami – są wydarzeniami liturgicznymi z udziałem biskupów, a więc mają największą rangę kościelną. Poza tym angażuje się w nie autorytet samego papieża, który podpisuje dekret koronacyjny. Tym samym akty te są dowodem, że droga, którą wędruje Kościół w Polsce, jest drogą uznaną przez Kościół powszechny. Było to potrzebne za jego czasów, jest potrzebne i później, bo wciąż wielu postępowych i ekumenicznych katolików nie przestanie krytykować prymasowskiej drogi... Ale Wyszyński powie: nie mojej drogi, ale narodowej. Bo rzeczywiście, on tylko odemknął zasuwy...
Reklama
Plan Wyszyńskiego odnosi się też do tego, co nadejdzie „jutro”. Prymas wie, że skutek koronacji jest trwały i gdy przeminie uroczystość, gdy opadną emocje, wizerunek Matki Bożej wciąż będą zdobiły korony, a ranga miejsca, mimo wszystkich zawirowań dziejowych, pozostanie wielka. Sanktuarium z ukoronowaną Madonną będzie kształtowało przyszłość, wywierając wpływ na pobożność kolejnych pokoleń. Przynajmniej lokalnie, ale właśnie ten przymiotnik był dla prymasa kluczowy.
Taki jest prymasowski sens nakładania koron na tak wiele maryjnych wizerunków. Świętych maryjnych miejsc tworzy Wyszyński w Polsce blisko pięćdziesiąt.
„Bardzo nam dziś potrzeba, najmilsze dzieci – podkreśla prymas – takich ośrodków, gdzie skupiałoby się i odnawiało nasze życie religijne. Dlatego tak często odbywają się dzisiaj wędrówki polskich biskupów do sanktuariów maryjnych”. I pokazuje rysowaną swymi pielgrzymkami duchową mapę: „Niedawno byliśmy w Leśniowie pod Częstochową, gdzie koronowana była figura Matki Bożej Leśniowskiej. Wkrótce potem byliśmy w Licheniu koło Konina, gdzie również został ukoronowany obraz Matki Bożej Licheńskiej. Dzisiaj jesteśmy w Pieraniu, za tydzień będziemy w Gietrzwałdzie, na Warmii, aby koronować obraz «Pani Ziemi Warmińskiej»”.
Rysuje nową mapę... Sanktuaria są na niej jak jasne latarnie, gdzie można – powie to potem Benedykt XVI – nie tylko odnaleźć Prawdę, ale i ogrzać serce.
Królowa Wniebowzięta, czyli wszędzie obecna
Reklama
Gdzie szukać początków tradycji ofiarowania Maryi wotywnej korony? Kardynał Wyszyński odwołuje się do tradycji pierwszych wieków: cofa się aż do IV stulecia, gdy zaczęto widzieć w Maryi Królową. Co ciekawe – nie był to wyraz samej tylko ludowej, emocjonalnej religijności. Podstawową rolę odegrała tu teologia Kościoła budowana na najstarszych fundamentach wiary. Czy wystarczy powiedzieć, że pierwszym liturgicznym świętem maryjnym było... Wniebowzięcie Matki Bożej? I że to wyjątkowe zabranie Maryi do nieba oznaczało logicznie także Jej wyjątkowe miejsce i wyjątkową rolę w wieczności – Jej ukoronowanie przez Boga?
Wzięta do nieba z duszą i ciałem! Bez żadnego punktu stycznego z grzechem! Przebóstwiona jak nikt! Więc skoro Bóg jest Panem, to Ona – doskonale z Nim zjednoczona – ma udział w Jego panowaniu. Tym bardziej to oczywiste – podkreśla Prymas Tysiąclecia – że Jej wola jest identyczna z wolą Boga, że każda Jej myśl to Boża myśl, że każde Jej pragnienie to Boża tęsknota, a każde „chcę” to „chcę”, które rozbrzmiewa w Bogu.
Jak Bóg nałożył oznakę władzy na skronie Maryi w niebie, tak Kościół potwierdza ten Boży wybór, koronując Jej wizerunki na ziemi. Na maryjnych obrazach symbolem Jej władzy staje się nałożona na Jej skronie korona – własność samego Stwórcy...
Symboliczne gesty papieży
W 732 r. wątek koronacji Maryi w niebie został podjęty na zupełnie nowy sposób: ikona przedstawiająca Bożą Rodzicielkę została ozdobiona koroną przez samego papieża. Gdy trwająca na Wschodzie herezja obrazoburców zniszczyła niemal wszystkie starożytne ikony chrześcijańskie, papież św. Grzegorz III, w imię obrony objawionych prawd wiary, czyni symboliczny i jakże wymowny gest: na skronie Madonny jednego z rzymskich obrazów nakłada złotą koronę wysadzaną diamentami. Chce w ten sposób dać wszystkim do zrozumienia – w sposób widzialny, nie tylko przez teologiczne wypowiedzi – że ikonom należy się cześć, że ikona to coś więcej niż obraz, że to „okno na niebo”.
My w centrum koronacji
Reklama
To właśnie podkreśla kard. Wyszyński: koronacje papieskimi koronami oznaczają, że Kościół potwierdza rolę maryjnej pobożności! Bo ta mówi przede wszystkim o nas...
Kiedy podczas koronacji obrazu biskup nakłada korony na głowę Jezusa, ogłasza: „Jako przez ręce nasze jesteś koronowany na ziemi, tak i od Ciebie chwałą i godnością niech będziemy godnymi być ukoronowanymi w niebie”. Wypowiada on modlitwę, która ma za swój temat nie tyle Jezusa, ile nas! Mówimy w niej Zbawicielowi o sobie: prosimy Go, byśmy i my dzięki Jego łasce mogli zasiąść na Jego tronie jako apokaliptyczni zwycięzcy, mający udział w królowaniu Jezusa. Jak Maryja...
Podobnie brzmi formuła towarzysząca koronowaniu Matki Bożej. Biskup, umieszczając koronę na głowie Maryi, mówi: „Jako przez ręce nasze jesteś koronowana na ziemi, tak od Chrystusa niech będziemy godnymi być ukoronowanymi w niebie”. Znowu mówimy Bogu o swym pragnieniu naśladowania Maryi, by jak Ona zasłużyć na niebieską koronę. Wierzymy, że Ona pomoże nam przez swe wstawiennictwo dostąpić łaski zasiadania na tronie Jezusa w wieczności.
Reklama
Wyszyński chce, byśmy – ilekroć spoglądamy na koronowany wizerunek – budzili w naszych sercach to jedno wielkie pragnienie: wejścia na końcu ziemskiego życia do wiecznej chwały Boga i tam razem z Maryją stania się Jego radością i chwałą. Tym samym nasze prośby zanoszone przed koronowanym obrazem zaczynają znajdywać właściwe miejsce w hierarchii spraw kierowanych do Boga. Okazuje się, że najważniejsze nie są nasze zdrowie, praca... Jeśli o nie prosimy dla siebie czy swoich bliskich, czynimy to przede wszystkim dlatego, że wierzymy, iż łaski te pomogą osiągnąć zbawienie wieczne – że „będziemy godnymi być ukoronowanymi w niebie”.
Tego właśnie chce wielki prymas Polski.
Sprzeciw ziemskiej władzy
Czterdzieści siedem razy kard. Wyszyński wędruje po Polsce, by maryjnym wizerunkom nałożyć korony. Zaczyna od koronacji obrazu Bogarodzicy Unitów w Chełmie Lubelskim w 1946 r., a swą wędrówkę zamyka niespełna rok przed śmiercią, 17 sierpnia 1980 r., u Wambierzyckiej Królowej Rodzin.
Komunistyczne władze robią, co w ich mocy, by pomniejszyć rangę koronacyjnych uroczystości. Wyłączają prąd, blokują drogi, próbują zastraszyć ludność, rozpuszczają pogłoski, że stanie się coś niedobrego, organizują dla mieszkańców atrakcyjne wydarzenia, np. dożynki albo imprezy sportowe. Partyjni działacze piszą w sprawozdaniach: „W założeniach organizatorów koronacji obrazu przewidywano zgromadzenie olbrzymiej ilości wiernych z powiatów sąsiedzkich z terenu Kujaw. Jednak odbywające się w tym czasie dożynki powiatowe i gromadzkie oraz inne imprezy przyczyniły się do znacznie mniejszego udziału wiernych niż to zakładali organizatorzy”. Ale wbrew urzędowym pismom tłumy przychodzą...
Koronacja jasnogórska
Najważniejsza z koronacji – i najbardziej nietypowa – miała miejsce na Jasnej Górze w samym centrum obchodów milenijnych, czyli w dniu 3 maja.
Reklama
To wtedy po raz ostatni w swej historii Obraz Jasnogórski został wyniesiony z kaplicy i w obecności półmilionowej rzeszy wiernych prymas dokonał niezwykłego gestu: nastąpiła zmiana koron – z papieskich, tzw. piusowych, na „milenijne”, także papieskie, wykonane przez braci franciszkanów w Niepokalanowie, a ofiarowane Matce Najświętszej przez Ojca Świętego Pawła VI.
Korony te pragnie założyć sam papież, jednak ówczesne władze odmawiają mu wjazdu do naszej ojczyzny. Gdy jest już pewne, że nie otrzyma on pozwolenia na przyjazd do Polski, papież mianuje kard. Wyszyńskiego swoim legatem, czyli swoim „uobecnieniem”. Dlatego przeor Jasnej Góry o. Teofil Krauze wypowiada przed koronacją wzruszające słowa: „Pokornie proszę, byś dłonią Ojca Świętego poświęcił, legacie Pawła VI, a prymasowską nałożył korony naszej Zwycięskiej Pani i Jej Synaczkowi”.
Uroczystą Sumę pontyfikalną przy nowo ukoronowanej Ikonie celebruje abp Karol Wojtyła, a po jej zakończeniu zostaje odczytany Milenijny Akt Oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w Ojczyźnie i na świecie. Korony te są więc „znakiem ślubowań” i dla prymasa mają wielkie znaczenie. Mają one przez kolejne pokolenia przypominać Polakom o ich narodowych zobowiązaniach. Korony te zostają jednak niebawem zastąpione wcześniejszymi, prymas zdobywa się bowiem na wielki gest pokory i uznaje, że ten akt koronacji nie jest jednak (jeszcze?) wpisany w plany Opatrzności Bożej. Poleca, by powrócono do koron św. Piusa X, ofiarowanych Obrazowi Jasnogórskiemu w 1910 r. Prymas zdaje sobie sprawę, że w społecznej wyobraźni poprzednie korony tak bardzo się utrwaliły, iż trudno ogółowi wierzących zaaprobować nowe.
Reklama
Tak więc Wyszyński po prostu je zdejmuje... Może wierzy, że gdzieś za horyzontem dziejów wybije dla tych papieskich koron ich własna godzina przeznaczenia...?
Misja zadana?
Trzy lata przed śmiercią prymas tłumaczy: „Bóg nie zna granicy dla swoich łask, choć czujemy się ich niegodni. Lecz chociażbyśmy poczuwali się do największych win: i ja, i Wy, i my wszyscy w Polsce, jednak pamiętajmy, że Bóg nasze winy gasi łaskami. Podobnie jak było z winą pierwszego Adama, która przywoływała dar przyjścia Bożego Syna – drugiego Adama, tak i jest z naszymi upadkami. Cokolwiek przypisywalibyśmy sobie jako wygnańcy synowie Ewy, to darem dla nas – niezwykłym Darem – jest właśnie Ona, druga Ewa, której służymy”.
Ona, w znaku koronowanych wizerunków, ma być zawsze obecna wśród polskiego narodu. Obecna na wyciągnięcie ręki, lokalna, ale opieczętowana przez papieża, swą świętością uświadamiająca nam naszą grzeszność i budząca tęsknotę za życiem łaski. To właśnie świadomość win i głód Boga otwierają nas na niebieskie dary... Nie ma lepszego klucza do ich źródła niż maryjna pobożność.
Może niewiele przed nami lat, a zrozumiemy, że prymas Wyszyński był człowiekiem danym nam przez Opatrzność Bożą i że jego dziedzictwo uratowało wiarę naszego narodu...