Przywiezione przezeń wieści okazały się na tyle niekorzystne, że król Zygmunt III Waza podjął decyzję o zwołaniu pospolitego ruszenia. Wojna z Turcją była nieunikniona – wobec zagrożenia osmańską nawałą zwołano Sejm do Warszawy.
Królobójca
Była niedziela 15 listopada 1620 r. W Warszawie wciąż trwały obrady, toteż w całym mieście roiło się od szlachty przybyłej z najodleglejszych zakątków Rzeczypospolitej. Wśród nich był Michał Piekarski – szlachcic sandomierski z Binkowic, kalwinista.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O jego życiu wiadomo niewiele. Zachowały się jedynie wzmianki o tym, że wcześnie umarli jego rodzice, a Piekarski trafił pod opiekę szwagrów. W dzieciństwie miał wypadek, podczas którego doznał urazu głowy, czym tłumaczono jego późniejsze zaburzenia. Mówiono, że miał wiele twarzy: był melancholikiem, a zaraz potem stawał się furiatem.
Gdy jego choroba się nasilała, rodzina, która nie mogła sobie poradzić z samowolą i szaleństwem krewniaka, wystąpiła do króla z wnioskiem o ustanowienie kurateli nad chorym i jego majątkiem. Zygmunt III Waza przychylił się do ich wniosku. Ta z pozoru niewiele znacząca decyzja wydana w sprawie pomniejszego szlachcica miała odcisnąć piętno w polskiej historii, cała frustracja Piekarskiego obróciła się bowiem nie przeciwko zachłannej rodzinie, a temu, który nadał jej wnioskowi moc prawną.
Zamach
Reklama
W niedzielny listopadowy poranek orszak królewski opuścił zamek i skierował się ku katedrze Ścięcia św. Jana Chrzciciela. Obok Zygmunta III Wazy szli jego synowie: starszy Władysław i Jan Kazimierz, późniejsi polscy królowie. Wszędzie wokół tłoczyli się dworzanie i szlachta. Wprawdzie zaledwie dekadę wcześniej, podczas przejazdu ulicami Paryża i z rąk zamachowca François Ravaillaca, zginął francuski król Henryk IV Wielki, jednak w Polsce królobójstwo nie leżało w tradycji narodowej, toteż nikt się nie spodziewał tego, co miało nastąpić kilka minut później.
Piekarski przez kilka lat jeździł za monarchą, by śledzić jego ruchy i zwyczaje. Modlił się i pościł, odbył także pielgrzymkę na Jasną Górę, gdzie prosił o pomyślność zamachu. Zarówno rzekome wizje, jak i oczyszczanie ciała i umysłu przypominają sposób, w jaki do swego zamachu przygotowywał się Ravaillac. Wybór czekana jako broni, z której Zygmunt III Waza miał ponieść śmierć, też prawdopodobnie nie był przypadkowy. Czekany kształtem przypominały topory bojowe, a Topór był herbem rodowym Piekarskiego.
W dodatku czekany, o wiele poręczniejsze od szabli, były też bronią, przy pomocy której szlachcice chętnie wyrażali swoje niezadowolenie. Byli tak entuzjastyczni w wykorzystywaniu czekanów w czasie awantur czy pijatyk, że już przed zamachem na króla, w 1578 r. i 1601 r., próbowano zakazem sejmowym ukrócić te praktyki. Piekarski wybrał zatem broń, której użycie chciano ograniczyć, tak jak ograniczono jego samego. Dopiero po zamachu uchwalono, że przedstawiciel „cujuscunque conditionis (jakiegokolwiek stanu) nie ważył się odtąd zażywać albo nosić czekanów in loco publico (w miejscu publicznym), pod winą dwuch set grzywien”.
Reklama
Samo zajście trwało krótko. Skryty w tłumie Piekarski rzucił się na króla, zadał mu szybki cios w plecy i w policzek. Zamachnął się kolejny raz, jednak czekan zahaczył o szaty jednego z dworzan. Piekarski dobył więc szabli, jednak tę wytrącił mu z ręki marszałek nadworny koronny Łukasz Opaliński. Zamachowiec próbował ratować się ucieczką, ale na jego drodze stanął królewicz Władysław.
Groza ogarnęła miasto, szerzyły się plotki. Jedna z nich głosiła, że za spiskiem stoją Radziwiłłowie, którzy jako kalwini nie mogli znieść rządów arcykatolickiego króla. Była to kolejna analogia do historii sprzed dekady, kiedy sytuacja była odwrotna: Ravaillac był katolikiem, który nie mógł zdzierżyć na tronie człowieka wychowywanego na gorliwego protestanta. Należało zatem upewnić się, czy zamach na Zygmunta III Wazę nie był przypadkiem owocem większego spisku.
Kara
Podczas trwających 12 dni przesłuchań z użyciem wymyślnych tortur, Piekarski powtarzał wielokrotnie, że miał widzenie, podczas którego anioł kazał mu zabić Zygmunta III Wazę. Współcześni Piekarskiemu szybko wykorzystali ten argument, uznając go za owładniętego chorymi wizjami szaleńca, choć jego niezwykle przytomne odpowiedzi, niekiedy nawet okraszone humorem, świadczyły o tym, że mógł być to jednak niezwykle przemyślany spektakl. Ostatecznie uznano, że działał on sam. Król, który nie doznał znacznego uszczerbku na zdrowiu i okazywał zamachowcowi chrześcijańskie miłosierdzie, m.in. posyłając mu potrawy z królewskiej kuchni, chciał ułaskawić Piekarskiego, ale doradcy się temu sprzeciwili.
Reklama
Sąd Sejmowy skazał zamachowca na infamię, konfiskatę dóbr oraz śmierć. Scenariusz egzekucji stworzył sam marszałek wielki koronny Mikołaj Wolski, a pożywką dla jego kreatywności była, ponad wszelką wątpliwość, relacja Jakuba Sobieskiego, ojca przyszłego króla, który był świadkiem egzekucji Ravaillaca. Tortury, które trwały 7 godzin, z zapartym tchem śledził kilkutysięczny tłum. Wreszcie kończyny nieszczęśnika przywiązano do czterech koni. Ciało młodego mężczyzny było jednak zbyt silne i kat musiał ponacinać je w paru miejscach, by ostatecznie udało się rozczłonkować Michała Piekarskiego. Resztki ciała zamachowca spalono na stosie, a potem jego prochy wystrzelono armatą. Koszty egzekucji poniosła Stara Warszawa Koronna. W stołecznym Archiwum Akt Głównych zachowały się rachunki, z których można wyczytać, jak wiele pieniędzy pochłonęły tego dnia „drwie” i słoma na podpałkę.
Po całym zajściu miało nie zostać śladu. Dwór Piekarskiego we wsi Binkowice obrócono wniwecz, a jego ziemię oddano Janowi Kalińskiemu, który jako pierwszy dobiegł do ranionego władcy. Sam zaś Piekarski decyzją Sejmu miał zostać na zawsze wykreślony z powszechnej pamięci.
Swój nieszczęsny żywot zakończył on na placyku zwanym Piekiełkiem przy wylocie ulicy... Piekarskiej. Co ciekawe, to właśnie tu, 316 lat później, postawiono pomnik... Janowi Kilińskiemu. Upamiętniony został, oczywiście, nie ów bohaterski dworzanin, który osłonił Zygmunta III Wazę własnym ciałem i odeskortował w bezpieczniejsze miejsce, ale żyjący ponad 150 lat później szewc, który został pułkownikiem podczas insurekcji kościuszkowskiej, „wódz ludu stolicy”. W pewien symboliczny sposób historia jednak zatoczyła koło.
Zaś pamięć o Michale Piekarskim, pomimo wysiłków, przetrwała kolejne wieki i trwa po dziś dzień, m.in. w powiedzeniu: „Plecie jak Piekarski na mękach”.