Maria Fortuna-Sudor: Jak odebrała Pani decyzję Trybunału Konstytucyjnego z 22 października?
Magdalena Kleczyńska: Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież tyle razy ten temat wracał, i tyle razy o tym mówiono, i nigdy nie było cienia szansy, żeby to przeszło. I nagle tak po prostu, jest! Równocześnie pojawiły się obawy, co teraz będzie. Tym bardziej, że w czasie pandemii nie ma szans na merytoryczne dyskusje, na spotkania z ludźmi, na tłumaczenie pewnych zagadnień. A więc dużo radości, ale też wiele obaw. Jednak generalnie mnie ta decyzja bardzo ucieszyła. Pamiętam pierwszą myśl, że dzieci, u których stwierdzono wady genetyczne, nie będą bezkarnie zabijane. Zwłaszcza że sama doświadczyłam, jak ciężko jest małżeństwu w sytuacji, gdy badania wykażą wady genetyczne nienarodzonego dziecka.
Proszę opowiedzieć...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Gdy byłam w 13. tygodniu ciąży z naszą najmłodszą córką Karolinką, badanie wykazało, że dziecko ma bardzo szeroką, zwiększoną przezierność karkową. Lekarz powiedział, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się z zespołem Downa lub z innymi wadami rozwojowymi. Pojechaliśmy na badania genetyczne. Testy wyszły słabo. Jakby jednoznacznie potwierdziły wcześniejszą diagnozę lekarską. Dodatkowo z badania USG genetycznego wynikało, że dziecko ma echogeniczne jelita, czyli są one wypełnione jakimś płynem. Wtedy rozmawiano z nami o terminacji (aborcji). Lekarze mówili, aby się spieszyć. Wielu z nich namawiało na amniopunkcję, przekonując, że jest jeszcze szansa na terminację. Podczas kolejnej wizyty lekarz bardzo się zdenerwował, gdy usłyszał, że jeszcze nie zrobiłam tego badania. On widział, że jestem zdecydowana, aby to dziecko urodzić i wtedy powiedział, że odbieram mu szansę na przeżycie, bo w sytuacji, gdy będzie zdiagnozowany zespół Downa, to lekarze będą mogli się przygotować do porodu i do leczenia bezpośrednio po nim. I to mnie przekonało. Badanie nie wykazało wad rozwojowych, natomiast lekarz genetyk powiedział, że to nie jest diagnoza, iż dziecko jest zdrowe. Wyjaśnił, że są zaburzenia genetyczne, wady, których to badanie nie wyklucza. Cała ciąża to był trudny czas oczekiwania. Oddaliśmy tę sprawę Panu Jezusowi, a Karolinka urodziła się zdrowa.
..Chwała Panu! A jaka była reakcja lekarza?
Wtedy uświadomiłam sobie, że nikt nie bierze odpowiedzialności za złą diagnozę. Po urodzeniu Karolinki zapytałam lekarza, kto wziąłby odpowiedzialność, jeśli bym się zgodziła na terminację. Zapanowała cisza. Lekarz uciekał wzrokiem, starał się mnie omijać. Ale takie sytuacje się zdarzają. To nie jest tak, że lekarze zmuszają kobiety do rodzenia dzieci chorych. Wręcz odwrotnie. Być może to zależy od lekarza, na jakiego się trafi, ale w sytuacji, gdy stwierdzi się u dziecka podejrzenie np. choroby genetycznej, to pojawia się nacisk na terminację.
Pani Magdo, czy po ogłoszeniu decyzji Trybunału Konstytucyjnego, były w Bochni protesty kobiet?
Bardzo duże! To nie były tyle protesty kobiet, co dziewczyn. Uczestniczyło w nich dużo młodych ludzi. Płakałam, patrząc na nich, bo chociaż nie rozpoznawałam twarzy, to miałam świadomość, że z wieloma tymi dziewczynami się spotkałam na organizowanych zajęciach. Z myślą o młodzieży w poradni prowadzimy spotkania „Licencja na miłość”. W zeszłym roku spotykałam się także z młodzieżą licealną w ramach programu „W stronę dojrzałości”. Protestowali ci sami ludzie, którzy mnie wtedy słuchali...
Skąd, Pani zdaniem, postawy, hasła prezentowane na polskich ulicach?
Reklama
Odnoszę wrażenie, że młodzi idą za hasłami; na ten moment pojawiło się takie, które im się spodobało. Młodzież się buntuje i to jest normalne. Szukają autentyzmu, szczerości, prawdy. Moim zdaniem, większość protestujących nie wie, o co walczy. Mówią, że o wolność, ale czy rozumieją, na czym ona polega? Mówią o prawach kobiet, ale jak je rozumieją? Proszę też zobaczyć, że o postulacie, nawiązującym do przesłanki eugenicznej, od której zaczęło się wyjście na ulicę i żądanie, aby rząd się z tego wycofał, dziś już protestujący nie pamiętają.
Niemniej problem jest. Można mu zaradzić?
Należę do grona osób stawiających w aktywności pro-life na atmosferę życzliwości, serdeczności, miłości. Staramy się wyrażać nasze poglądy z pełną akceptacją ludzi, do których mówimy. Nie popieram walczących z aborcją poprzez epatowanie plakatami rozerwanych płodów dzieci. Aktualnie w Polsce ruch pro-life został sprowadzony do twarzy pani Kai Godek. Powinniśmy postarać się zmienić ten wizerunek i zgodnie z prawdą pokazywać, że jesteśmy za życiem, za miłością. Jestem zwolenniczką pokazywania tego, co pozytywne, dobre, a nie straszenia tym, co złe. Trzeba mówić o tym, co dobre, a nie epatować negatywnymi skutkami.
Jak to powinno wyglądać w praktyce?
Trzeba zjednoczyć w ruchu pro-life osoby, które w sposób pozytywny pragną pokazać, że jesteśmy za życiem. Bardzo ważna jest nasza obecność w social media. I temu np. służy taki hasztag jak „NieStrajkuję”. Publikowane tam zdjęcia, historie, uświadamiają, że jest nas dużo więcej, niż chciałyby niektóre media czy środowiska. Nie chcemy tematu życia sprowadzić do walki politycznej. Odcinamy się od tego nurtu. Od samego początku protestów przekonujemy, że potrzebna jest spokojna rozmowa. Bez oceniania.
To nie jest łatwe...
Reklama
Spotkałam się z sytuacją, gdzie rodzice wrzeszczą w domach na dzieci. Zabraniają pójścia na marsze. Straszą, że je z domu wyrzucą. My tak nie możemy. Trzeba zrozumieć, że młodzi szukają swego miejsca. Mają prawo wyjść na ulicę i wrzeszczeć, nawet jeśli to są nieprzemyślane hasła. To nie znaczy, że to jest dobre, ale to jest zachowanie, które trzeba zawsze oddzielić od człowieka, w tym – naszego dziecka. A naszym zadaniem jest pokazać – spokojnie i z miłością – gdzie jest prawda. Udowodnijmy, że chcemy znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Poszukajmy ich wspólnie z naszymi dziećmi chociażby w Internecie. Nade wszystko bądźmy do takich rozmów na przykład w domu, w szkole przygotowani merytorycznie. A dyskusję prowadźmy z miłością.
A jak rozmawiać z osobami wykrzykującymi lub publikującymi agresywne hasła?
Jeśli pisze do mnie osoba, która przekonuje, że ona ma prawo do własnej macicy i chce się pozbyć pasożyta, to nie ma sensu z nią dyskutować. Takie rozmowy od razu przerywamy, a osoby reprezentujące tego typu postawy – otaczamy modlitwą.