Na filmie było maksymalnie 36 klatek. A tu trzeba było jeszcze pamiętać o ustawieniu czułości filmu, odległości, przesłonie, użyciu (lub nie) lampy błyskowej. Następnie należało udać się do zakładu fotograficznego w celu wywołania filmu i wykonania odbitek – i dopiero wtedy okazywało się, ile warte są nasze fotki. Łatwo sobie wyobrazić, jak taka procedura komplikowała pracę redakcji – chyba że... Chyba że redakcja miała w swoim gronie skarb w postaci zawodowego fotografa, traktującego swoją pracę w kategoriach służby, wolontariatu. Dla Głosu z Torunia takim skarbem był Czesław Jarmusz.
Na ratunek – pan Czesław
Reklama
Jego zakład przy ul. Piekary, istniejący od 1957 r., znał chyba każdy torunianin. Spotykaliśmy się na comiesięcznych redakcyjnych kolegiach, podczas których pod wodzą ks. Marka Borzyszkowskiego, ówczesnego redaktora prowadzącego Głosu z Torunia, planowaliśmy zawartość kolejnych numerów tygodnika. Pan Czesław zapewniał nam całkowity komfort jeśli chodzi o wizualne zilustrowanie wydarzeń z życia Kościoła toruńskiego. Wystarczyło zgłosić zapotrzebowanie (a często i to było zbędne), a już nazajutrz po wydarzeniu do redakcji docierał stosik zdjęć do wyboru, do koloru, dzięki którym – proszę uwierzyć – o wiele łatwiej było napisać artykuł na dany temat. Niekiedy pan Czesław przynosił fotki osobiście, co stwarzało okazję do rozmów, w których dawało znać o sobie jego niezrównane poczucie humoru, dystans do siebie i trzeźwe spojrzenie (nacechowane lekką, niemal niezauważalną ironią) na rzeczywistość kościelną i pozakościelną.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przeżył czasów wiele
Tak minęło kilka lat, podczas których kulminacyjnym momentem była obsługa prasowa wizyty Jana Pawła II w Toruniu. Pan Czesław ze wzruszeniem wspominał później ten dzień – 7 czerwca 1999 r. – jako kulminacyjny moment swojej pracy zawodowej. Na wyposażeniu redakcji pojawił się aparat cyfrowy, co pozwoliło trochę odciążyć pana Czesława, a wraz z przenosinami siedziby do gmachu kurii diecezjalnej ustały regularne spotkania redakcyjne. I wówczas spotkał mnie niemały zaszczyt: pan Czesław zaproponował mi wysłuchanie i utrwalenie na piśmie jego życiowych – głównie zawodowych – wspomnień. W trakcie kilku dłuższych spotkań poznałem fascynującą opowieść człowieka, który „przeżył czasów wiele”. Nie brakowało zaskoczeń – okazało się, że pan Czesław trafił do Torunia jako najmłodszy w Polsce oficer artylerii (promowany w 1949 r.). Po odejściu z wojska z powodów zdrowotnych odnalazł swoją życiową pasję. Przygodę z fotografią rozpoczął od stanowiska laboranta w Spółdzielni „Zjednoczenie”, a zakończył w 2008 r. jako właściciel dużego, nowoczesnego zakładu fotograficznego, stając się po drodze pionierem toruńskiej fotografii prasowej i dokumentując fotograficznie pierwsze lata utworzonej w 1992 r. diecezji toruńskiej.
Reklama
Słuchając opowieści o tym, jak budowano toruńskie zakłady pracy (Elanę, TORPO, Merinotex, PZWANN) i kościoły (św. Michała Archanioła, św. Antoniego, Miłosierdzia Bożego i św. Faustyny), jak powstawało Radio Maryja, uświadomiłem sobie, że rozmawiam z prawdziwym świadkiem naszej lokalnej historii, a także świadkiem postępu technicznego, który w ciągu półwiecza dokonał się w dziedzinie fotografii. Pan Czesław przeplatał opowieści pysznymi anegdotami i obserwacjami, przez które przebijało jedno: miał w swoim życiu nieustannie do czynienia z ludźmi, z wielkimi i maluczkimi tego świata – niejedno zobaczył, usłyszał i wiele, oj, jak wiele potrafił powiedzieć o ludzkiej naturze.
Fotografował z potrzeby serca
Był obecny na niezliczonych uroczystościach i spotkaniach związanych z życiem Kościoła diecezjalnego. Na wystawie jego fotografii poświęconych historii diecezji toruńskiej (czerwiec 2009 r.) można było obejrzeć zdjęcia z dorocznych procesji Bożego Ciała, Drogi Krzyżowej, procesji fatimskich, pielgrzymek na Jasną Górę czy minipielgrzymek. Najbardziej jednak rzucał się w oczy motyw przewodni wszystkich fotografii – ludzie: biskupi, kapłani, siostry zakonne, alumni, przedstawiciele władz miejskich, członkowie ruchów i stowarzyszeń, wierni świeccy, młodzież, dzieci. Twarze zastygłe w skupieniu podczas nabożeństw, ożywione rozmową, rozjaśnione uśmiechem. Trudno było oprzeć się refleksji o przemijającym szybko czasie, bo niejednej z tych osób nie ma już wśród nas. Na zdjęciach uważny wzrok mógł wyłowić postać dawnego wikariusza generalnego diecezji toruńskiej ks. prał. Zdzisława Wyrowińskiego, siostry bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego Marcjanny Jaczkowskiej czy pierwszego sufragana toruńskiego bp. Jana Chrapka. To właśnie zdjęcie śp. biskupa Jana, na którym panu Czesławowi udało się utrwalić modlitewne skupienie, a zarazem to, co zapamiętaliśmy najlepiej: dobroć serca – wywołało wówczas moje największe wzruszenie.
Reklama
– Z potrzeby serca obsługiwałem różne uroczystości i spotkania diecezjalne. Przez wiele lat jako jedyny dokumentowałem nieraz ulotne momenty z życia naszego Kościoła. Starałem się, aby były zdjęcia, a fotograf mało widoczny. Odczuwałem życzliwość biskupów i wielu kapłanów. W tym trudzie wspierała mnie żona, zachęcając do stałego służenia Kościołowi – tak pan Czesław na gorąco komentował zaprezentowane wówczas zdjęcia.
Po drugiej stronie
No właśnie – żona... Mogę zaświadczyć, że często poświęcał jej wiele ciepłych słów. Opowiadał o trudnych początkach zakładu fotograficznego, gdy niejeden raz musiał korzystać z jej drobnych pożyczek, by utrzymać się na rynku. Praca była wyczerpująca i czasochłonna. – Nic by z tego nie było, gdyby nie moja druga połowa, która przejęła opiekę nad domem i naszymi dziećmi – podkreślał.
Zadbał o swoją spuściznę. Zakład prowadzi nadal jego zięć. Najstarszy, zabytkowy sprzęt fotograficzny, a także starą literaturę fachową oddał warszawskiemu muzeum Fotoklubu, zaś negatywy i materiały pisane przekazał toruńskiej Bibliotece Uniwersyteckiej. – Było ich tak wiele, że samochodem przewoziłem je na dwie raty – wspominał.
Archiwum redakcyjne Głosu z Torunia też jest pełne pamiątek po panu Czesławie. Na wypełniających go stosach zdjęć jest niewidoczny, lecz przecież w jakiś sposób obecny – wszak w momencie wciśnięcia migawki stał po drugiej stronie obiektywu...
W życiu otrzymał wiele prestiżowych nagród. Nie wymieniam ich, bo jakież one mają znaczenie teraz, kiedy przeszedł na drugą stronę życia, aby odebrać najważniejszą nagrodę?