PROTEST MEDYKÓW
Najpewniej tylko na krótko zamarł protest medyków, którzy domagają się przede wszystkim wyższych płac. Stworzyli oni w pobliżu siedziby rządu tzw. białe miasteczko. „Cichy dyżur” w miasteczku namiotowym ogłoszono po tragedii, która się w nim rozegrała, gdy 94-letni Stanisław M., emerytowany pułkownik wojska, popełnił samobójstwo. Z listu pożegnalnego wynika, że zrobił to w akcie sprzeciwu wobec politycznego protestu – jak ocenił akcję medyków. W specjalnym komunikacie protestujący oświadczyli, że nadal będą walczyć o spełnienie swoich żądań. Zmianą jest to, że już twardo nie obstają przy negocjacjach wyłącznie z premierem i wskazują na otwartość na rozmowy „z merytorycznymi przedstawicielami premiera, nie warunkując tego personalnie”. Ogólnopolski Komitet Protestacyjno-Strajkowy Pracowników Ochrony Zdrowia przedstawił osiem postulatów. Obok najważniejszego – znacznego podwyższenia wynagrodzeń – są to m.in. zapewnienie zawodom medycznym statusu funkcjonariusza publicznego i wprowadzenie urlopów zdrowotnych po 15 latach pracy zawodowej. Według resortu zdrowia, medycy chcą „gwiazdki z nieba”; łączny koszt spełnienia postulatów w tym roku wyniósłby 26,05 mld zł, a w przyszłym – 104,7 mld zł, co znacznie przerasta możliwości budżetu. Sytuacja wydaje się patowa. Choć nieobecni nie mają racji, przedstawiciele protestujących nie pojawili się na spotkaniu z przedstawicielami związków zawodowych i samorządu zawodów medycznych. Także premier Mateusz Morawiecki poinformował, że nie spotka się z protestującymi medykami „do czasu urealnienia postulatów”. Stwierdził, że żądania przedstawione przez medyków są niemożliwe do realizacji i że to próba nacisku politycznego. Jak się okazuje, dwie trzecie Polaków popiera protest środowiska medycznego; równocześnie ponad połowa z nas nie jest gotowa płacić wyższych podatków, żeby sfinansować realizację jego postulatów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu