Mariusz Rzymek: Co sprawia, że warto reanimować tradycje góralskie, w tak, wydawać by się mogło, nie związanych z nią miejscach jak bielska Straconka?
Andrzej Nycz: Wielu może to zaskoczyć, ale historycznie rzec ujmując, Straconka stanowiła graniczną miejscowość górali żywieckich. Żeby być konkretnym, powiem, że za tę linię podziału uchodził potok Straceński. Potwierdza to w swoich zapiskach Wincenty Pol, jeden z najbardziej znanych etnografów, który w gronie osad granicznych wymienia także Mikuszowice i Wilkowice. Co ciekawie, pół wieku później Straconka nie była już identyfikowana z wsią góralską. Na skutek przemian społecznych ludzie ze Straconki coraz mocniej wnikali w miejską tkankę. Jako pierwsi poddali się temu mężczyźni, którzy zrezygnowali ze swojego tradycyjnego ubioru. Nie chcieli się nim wyróżniać. Pragnęli asymilacji. Na Żywiecczyźnie był deficyt pracy, więc oni ruszyli do miasta i zaadoptowali te miejskie zwyczaje. Proces ten przyśpieszyło otwarcie linii kolejowej Bielsko-Żywiec, która mocno wpłynęła na zmianę struktury społecznej.
Reklama
O jakiej góralszczyźnie mówimy teraz w Straconce?
Z jednej strony mamy dziedzictwo kulturowe i historyczne Straconki, a z drugiej strony diasporę górali z różnych stron, którzy w okresie powojennym przybyli tutaj za pracą. Część tego strumienia stanowi ludność lachowska czy górale zagórzańscy. Wszyscy oni włączyli się teraz w restaurację kultury góralskiej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jak to się stało, że mieszkańcy granicznych niegdyś osad przypomnieli sobie o spuściźnie swoich przodków?
Ludzie od zawsze poszukiwali swoich korzeni. W pewnym wieku przychodzi zresztą taki moment, że czujemy silną potrzebę identyfikacji z tym, co nas za młodu tworzyło. Zaczynamy się zastanawiać, kim jesteśmy i z czym się utożsamiamy. Przypominamy sobie, jak mówili dziadkowie i pradziadkowie, jakie mieli zwyczaje i jak się ubierali. Tym się zaczynamy interesować i to zachowywać. W Straconce pierwszy taki mocny impuls dała rodzina Dobijów, która zainicjowała powstanie grupy kolędniczej Ucha. Za ciosem poszli również muzycy, którzy założyli formację Psio Crew. To z tych ludzkich źródeł wypłynął pomysł na zorganizowanie góralskiej Pasterki w kościele MB Pocieszenia.
Sześć lat temu powołany został do życia Związek Podhalan Oddział Górali Żywieckich w Wilkowicach, którego został Pan prezesem. Jakie były jego początki?
To inicjatywa ówczesnego wójta Wilkowic Mieczysława Rączki i Agnieszki Rusin, wieloletniej kierowniczki ZPiT „Ziemia Beskidzka” z siedzibą w Mesznej. Funkcję prezesa pełnię w nim od 2017 r. Pochodzę z Wilkowic, więc była to dla mnie sytuacja naturalna, że mogę zaangażować się w jego rozwój. W nowo powstałe struktury weszła też część straceńskich górali. Grupuje on górali skupionych wokół Magurki Wilkowickiej.
Reklama
W ub. r. w województwie śląskim celebrowano Rok Górali. Jedną z propozycji programowych, jaka się w nim znalazła, był odpust pasterski w kościele św. Michała Archanioła w Wilkowicach.
Intuicja podpowiadała nam, że odpust pasterski w Wilkowicach to kontynuacja zapomnianych tradycji, a nie zupełnie nowy pomysł. I to się potwierdziło. Maciek „Kamer” Szymonowicz z zespołu Psio Crew przesłał do mnie stare zapisy autorstwa pana Suchanka, folklorysty i etnografa, który przywołując swoje wspomnienia sprzed kilkudziesięciu lat, pisał, że na św. Michała pasterze schodzili się na odpust do Wilkowic. Za zarobione pieniądze kupowali różańce i serca z piernika. A że dostawali od gospodarzy „rogowe” za to, że podczas wypasu barany nie połamały sobie rogów, więc u kramarzy zostawiali spore sumy.
Odpust pasterski to jednorazowa inicjatywa?
W żadnym razie. Przymierzamy się do tego, aby towarzyszył mu łossod, czyli sprowadzenie owiec z górskich hal oraz mocna, regionalna oprawa. Chcemy przy jego okazji promować produkty lokalne z całego terenu Żywiecczyzny. Liczymy, że spotkać będzie na nim można gazdów produkujących sery, twórców ludowych ze swoimi świątkami i cukrowników z żywieckimi piernikami.
Czy odpust przyczynił się do nauki gwary góralskiej wśród kapłanów?
Księża w Straconce i Wilkowicach posługują się nią bez problemów. Ze względu na swoje korzenie „godać” potrafią. Wystarczy posłuchać ks. Grzegorza Piekiełko, kapelana górali w Wilkowicach, aby się o tym przekonać.
Reklama
W 2022 r. weszliście, wydając śpiewnik kolęd i pastorałek.
Wydany jest dwóch częściach, które się od siebie zasadniczo różnią. Pierwsza poświęcona jest repertuarowi, który słuchać podczas „Góralskiej Pasterki w Straconce”. Wybrzmiewa w nim powojenna różnorodność diaspor góralskich, które osiedliły się w Straconce. Druga dedykowana jest kolędom górali żywieckich. Odmienność tkwi tutaj w słowach, o których prawidłowe brzmienie sprzeczali się etnografowie. Warto w tym miejscu podkreślić, że żywiecki rodowód ma słynna pastorała „Ej, Maluśki, Maluśki”, której większość przypisuje podhalańskie korzenie. W naszym śpiewniku udało się zawrzeć konglomerat różnych kultur i tradycji kolędniczych i góralskich. To wydawnictwo na pewno będzie udostępnione w internecie. Warto do niego zajrzeć, bo to unikat. W przeciwieństwie do gwary śląskiej, gwara góralska nie ma kodyfikacji. „Co wieś to inksza pieśń”. Dlatego stworzenie tego śpiewnika opłacone było niemałym wysiłkiem.
Jakie projekty zamierzacie w najbliższym czasie sfinalizować?
Na stokach Magurki będziemy chcieli odtworzyć szałas kamienny. Takie konstrukcje były charakterystyczne dla tej okolicy. Po niektórych pozostały nawet ślady w postaci fundamentów. Liczymy, że będzie to miejsce spotkań z twórcami i prezentacji dziedzictwa Beskidu Małego. Planujemy również rozbudowywać projekt „Szlaku Pasterskiego”, który od roku zdobią rzeźby gazdów, umieszczone na halach, gdzie kiedyś prowadzono wypas. W ten sposób na nowo są identyfikowane miejsca uprawiania gospodarki pasterskiej.
Wasze środowisko mocno wzięło się za promocję projektów architektonicznych nawiązujących swą stylistyką do rozwiązań budownictwa góralskiego?
Po latach gierkowskiej urbanistyki, której wyróżnikiem były płaskie dachy na domach jednorodzinnych, wypada coś niecoś w tym temacie naprawić. Dostrzegają to również decydenci, o czym świadczy m.in., projekt Domu Kultury w Straconce, w którym łatwo dopatrzeć się nawiązań do stylu beskidzkiego. W Bielsku-Białej można również znaleźć pracownię architektoniczną, która posiada cały pakiet rozwiązań inspirowanych tradycją góralską. Dzięki nim do mody wracają ganki i przydaszki, które przez dziesięciolecia dominowały w beskidzkim pejzażu.