Reklama

Zdrowie

Biegiem po zdrowie

Nigdy nie wiadomo, w jakich okolicznościach może nam się przydać w przyszłości sprawność fizyczna, dlatego warto, żebyśmy o nią zadbali.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pisanie o pożytkach płynących z biegania, kiedy Ukraina broni się przed rosyjską agresją, może się wydawać niestosowne (i przychodzi mi z pewnym trudem), ale... wychodzę z założenia, że pomoc naszym wschodnim sąsiadom ze wszystkich sił i na wszystkie sposoby w niczym nie kłóci się z chęcią, by wraz z nadejściem wiosny zadbać o swoją formę, odporność i samopoczucie.

Sportowa młodość

Jak wielu czytających te słowa, za młodu tkwiłem w sporcie po uszy. W podstawówce trafiłem do klasy sportowej – trenowałem lekkoatletykę, piłkę ręczną, piłkę nożną, siatkówkę i biegi przełajowe, często brałem udział w rozmaitych zawodach i rozgrywkach. W liceum i na studiach też było pod tym względem nie najgorzej, a i po ślubie, pracując już zawodowo, bardzo dużo jeździłem rowerem, wspólnie z żoną latem wędrowaliśmy po górach, regularnie chodziliśmy na spacery. A potem... kupiliśmy samochód; dostosowałem do niego rozkład zajęć i rytm dnia, a rower poszedł w kąt.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Nie – nie obrosłem w tłuszcz, nie roztyłem się; dalej chodziliśmy po górach i spacerowaliśmy, ale troszkę kilogramów przybyło i często słyszałem życzliwe uwagi typu: „dobrze wyglądasz”. W pewnym momencie, w połowie drogi między czterdziestką a pięćdziesiątką, poczułem chęć i potrzebę, by ten „dobry wygląd” nieco skorygować...

Na początku był Skarżyński

W 2011 r. niezależnie od dwóch kolegów usłyszałem zachętę, by zacząć regularnie biegać. Obaj mieli już na tym polu sporo doświadczeń, którymi się ze mną podzielili, a jeden z nich polecił mi konkretną książkę, radząc, abym ją przeczytał, zanim ruszę na biegowe trasy. Posłuchałem go, przeczytałem i... nie żałuję.

Literatura biegowa jest dzisiaj bardzo bogata. Książki, strony internetowe – kto chce, znajdzie mnóstwo porad, wskazówek i planów treningowych. W moim przypadku w roli przewodnika sprawdził się – i do dziś się sprawdza – Jerzy Skarżyński, czołowy polski maratończyk w latach 80. XX wieku, do dziś czynny biegacz i popularyzator tej formy aktywności, autor książki Biegiem przez życie, przeznaczonej dla biegaczy amatorów. To jemu zawdzięczam to, że gdy zaczynałem przygodę z bieganiem, ustrzegłem się wielu błędów, choć gdybym uważniej wczytał się w tekst i posłuchał pana Jurka, to jeszcze kilku uniknąłbym (np. nie zasłabłbym 3 km przed metą mojego maratońskiego debiutu).

Reklama

Jak mądrze zacząć?

Od remanentu. Z pewnością warto zrobić badanie okresowe, pokazać wyniki lekarzowi i uzyskać jego aprobatę dla naszych sportowych planów (oby tylko nie należał on do wcale nie tak małego grona medyków-sceptyków, podejrzliwie patrzących na nasze biegowe dobre chęci).

Następnie... Słyszeliście kiedyś o teście Coopera? To 12 min ciągłego biegu, najlepiej na bieżni stadionu, by dokładnie określić długość pokonanego dystansu, i... 12 min cierpienia, bo zabawa polega na tym, aby w tym czasie przebiec jak najwięcej metrów; i już wiadomo, z jakiego pułapu zaczynamy. Test (jego opis można bez trudu znaleźć w internecie) uwzględnia wiek i płeć, a nawet pozwala wystawić sobie ocenę określającą formę lub... stopień naszego fizycznego „zapuszczenia”.

Choć w moim przypadku test Coopera wypadł nieźle, to jednak postanowiłem posłuchać mistrza Skarżyńskiego i zacząć od „zera”. Do dziś pamiętam pierwsze wyjście do parku: 2 min truchtu przeplatane 2 min marszu – i tak pięć razy. Stopniowo 2 min wydłużyły się do 3, 4 i 5; wkrótce nadszedł „wielki” dzień, kiedy przetruchtałem 15 min non stop, a potem pół godziny. Dojście do tego „poziomu” zajęło mi 2 miesiące. To było już coś.

W ten sposób uniknąłem jednego z największych błędów, które popełniają początkujący biegacze: wyjście z domu, skazana na nieuchronną klęskę próba przebiegnięcia jak najdłuższego dystansu w jak najszybszym tempie, zmęczenie, zakwasy, zniechęcenie i decyzja: „bieganie nie jest dla mnie”. Przemyślane stopniowanie dystansu i intensywności pozwala uniknąć tej pułapki.

Reklama

Trochę biegowych szaleństw

Dalej poszło już „z górki”. Miesiąc później byłem w stanie wytrwać w biegu już godzinę, pokonując w tym czasie ok. 12 km. To osiągnięcie pasowało mnie na prawdziwego biegacza. Niemal od początku posłusznie poszedłem za inną radą: regularnie przeprowadzałem gimnastykę rozciągającą, korzystając z podanego zestawu ćwiczeń. Ponieważ wówczas miałem jeszcze pewne ambicje sportowe (na miarę wieku, rzecz jasna), to wplotłem w to wszystko jeszcze tzw. gimnastykę siłową. Przez kilka lat stosowałem konkretne roczne plany treningowe, co pozwoliło mi zrealizować kilka marzeń. Przebiegłem królewski dystans maratoński – 42 km i 195 m (dziś łącznie mam na koncie ok. 20 maratonów). Potem spróbowałem czegoś więcej – biegów ultramaratońskich, zazwyczaj w górach. Wziąłem udział w znanym w biegowym światku Biegu Rzeźnika w Bieszczadach (78 km) oraz w Biegu 7 Dolin w Krynicy (100 km), a ostatnio, w listopadzie 2021 r., w Lamencie Świętokrzyskim (84 km). Słowem – posmakowałem rzeczy, o których niegdyś nawet nie śmiałbym pomarzyć, a które okazały się całkowicie osiągalne za cenę przemyślanego, systematycznego treningu.

3x30x130, czyli tabletka zdrowia

Spuśćmy jednak nieco z tonu. Nie chcę, aby ktoś wysnuł wniosek, że przygoda z bieganiem musi prowadzić do takich dość ekstremalnych wysiłków. Nie musi – można poprzestać na lekkim, przyjemnym, a mimo to bardzo pożytecznym rekreacyjnym truchtaniu. W takiej właśnie formie można zrealizować przepis na zdrowie pod nazwą 3x30x130, czyli trzy razy w tygodniu podejmować trwający przynajmniej 30 min wysiłek doprowadzający nasze serce do 130 uderzeń na minutę.

Zejdźmy (dosłownie) z kanapy!

Realia są nieubłagane. Kondycja fizyczna znacznej części społeczeństwa jest zatrważająco słaba. Sapiemy niczym parowozy, wdrapując się na drugie piętro; podbiegnięcie do nadjeżdżającego autobusu doprowadza nasze serca do palpitacji; nie wyobrażamy sobie dotarcia pieszo do Morskiego Oka – zamiast tego wolimy zamęczać góralskie konie. Obrastamy w tłuszczyk, fałdki, oponki i inne wątpliwe „ozdoby”, przez co nie lubimy patrzeć w lustro. Jemy niezdrowo: byle co i byle jak. Dobijają nas wszechobecny pośpiech i stres. Jedyna jako tako wygimnastykowana część naszego ciała to... palce poruszające się biegle po klawiaturze laptopa i po pilocie od telewizora. A może by tak coś z tym „fantem” zrobić?

Reklama

Niektóre ze 1001 powodów, żeby biegać

• Nasza sylwetka ma szansę ulec znaczącemu „skorygowaniu”. W ciągu pół roku schudłem 7 kg i... koniec, od tej pory nic. Osiągnąłem optymalną wagę, której się trzymam.

• Koniec z zadyszką, poczuciem niemocy, zwiotczałymi mięśniami. Wejście na dziesiąte piętro? Proszę bardzo!

• Zbawienny wysiłek dla układu krwionośnego; systematyczny wysiłek, utrzymany w rozsądnych granicach, udrażnia nasze tętnice i żyły oraz usprawnia „pompkę” – serce.

• Regularny wysiłek, wystawianie się na różne warunki atmosferyczne podnosi naturalną odporność organizmu. W zasadzie przestałem chorować.

• Bieganie uwalnia endorfiny zwane „hormonami szczęścia”. Doświadczyłem tego wielokrotnie: z trudem wychodziłem z domu, tak bardzo mi się nie chciało, a wracałem jak na skrzydłach. Euforia w chwili przekraczania linii mety na resztkach biegowego „paliwa”, po pokonaniu kryzysów na trasie? Bezcenna...

• Z bieganiem praktykowanym w różnych „okolicznościach przyrody” łączą się cudne doznania estetyczne: może to być wschód słońca na Trzech Koronach i zachód w chaszczach nad Wisłą; poranna mgła nad Bugiem i słoneczne, mroźne południe nad Bałtykiem, zmierzch na wsi przy wtórze pasikoników, popołudniowy las prześwietlony promieniami słońca...

• Dzięki bieganiu trzykrotnie spotkałem w lesie wilki, a niezliczoną liczbę razy: zające, bażanty, sarny, łosie, żurawie, lisy, kuny, wiewiórki, jeże, żmije, zaskrońce. Tu dodam, że wśród wszystkich zwierząt najbardziej zagrażającym biegaczowi niezmiennie pozostaje... pies, zwłaszcza spuszczony przez spacerującego opodal właściciela ze smyczy, bez kagańca.

Reklama

• Lubię bieganie za to, że oferuje mi niesamowity wypoczynek psychiczny. To, co niektórym może wydawać się nudne: monotonne pokonywanie kolejnych kilometrów, pozwala biegaczowi zapomnieć o całym Bożym świecie i skupić się wyłącznie na tych kilku kolejnych krokach, na tym, by się nie potknąć, nie upaść, nie zaryć nosem w ziemię. Wszystko inne chwilowo przestaje się liczyć – jakiż to relaks!

• Bieganie, jak każda inna pasja, wprowadza człowieka w środowisko ludzi życzliwych, otwartych. Od czasu do czasu lubię pobiegać w większym towarzystwie; można wówczas pogadać, pośmiać się, opowiedzieć o ostatnich zawodach i o planach startowych. A jeśli bakcylem biegania zarazi się żona lub mąż, można posmakować nowego wymiaru relacji w postaci małżeńskich randek biegowych. Polecam!

• Przebieranie nogami może się stać pretekstem do tzw. turystyki biegowej. Znam biegaczy, którzy zwiedzili Polskę i świat, biorąc udział w biegach na różnych dystansach.

• Opłaty startowe często są przeznaczane na rozmaite cele charytatywne. Jedno z moich najwspanialszych wspomnień to ucieczka przed autem kierowanym przez Adama Małysza w polskiej edycji Wings for Life – biegu, z którego dochód jest przeznaczany w całości na badania nad urazami rdzenia kręgowego. Wiele biegów stanowi wyraz hołdu dla bohaterów naszej wiary i historii – sztandarowy przykład to coroczny Bieg Tropem Wilczym ku czci Żołnierzy Wyklętych czy Maraton Szlakiem Męczeńskiej Śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki.

• Bieganie może być tanie; jedyna rzecz, na której pod żadnym pozorem nie wolno oszczędzać, to buty z dobrą amortyzacją, wymieniane co 1500-2000 km. Reszta może być opatrzona etykietkami markowych firm lub pochodzić z osiedlowego Lidla, jak moja „oddychająca” koszulka za 11 zł, w której pokonałem trasę Biegu Rzeźnika.

Reklama

• Bieganie – mnie przynajmniej – daje impuls do czegoś, czego inaczej pewnie bym nie przestrzegał: co roku badanie stanu zdrowia, z weryfikacją wyników u „mojej” pani doktor.

• W trakcie biegania jest czas na modlitwę i refleksję nad swoim życiem. Niejedna ważna decyzja dojrzewała gdzieś w terenie, w toku zażartej dyskusji z Najwyższym...

Co odradzam?

• Pogoń za rekordami życiowymi kosztem zdrowia. Trzeba uważać na zbyt ambitne plany treningowe, niedostosowane do realnych możliwości, a także na stawy i kolana (buty z amortyzacją obowiązkowe!).

• Realizowanie biegowej pasji kosztem innych, ważniejszych obowiązków życiowych, a już tym bardziej – kosztem dobrych relacji z najbliższymi. Jak we wszystkim, tak i tu trzeba znać miarę.

• Przekształcanie biegania w quasi-religię. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”!

Co dalej?

Do okrążenia Ziemi pozostało mi jeszcze 12 tys. km. Jak dobrze pójdzie (pobiegnie?) – stanie się to za 4-5 lat. Czuję się coraz młodszy. W tym roku skończyłem 45 lat, w przyszłym skończę 44 (do setki...). Cały czas napędza mnie przyjęte przed laty motto biegowe: „Stary człowiek i (jeszcze) może”.

Reasumując – polecam!

2022-03-15 11:44

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Letnie urazy stawów: ABC wiedzy

[ TEMATY ]

zdrowie

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sport jest super, ale wiąże się czasem z ryzykiem kontuzji. Szczególnie narażone są na nie stawy, szczególnie wtedy, gdy do intensywnego wysiłku dochodzi bez stopniowych przygotowań na większe obciążenia.

Wakacyjny wypoczynek skłania do większej aktywności fizycznej. Jeśli w ciągu roku raczej nie ćwiczymy, wzrasta ryzyko kontuzji podczas np. meczu siatkówki na plaży. Jak wskazują ortopedzi, do najczęstszych letnich urazów należą uszkodzenia stawów: skręcenia i zwichnięcia.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: bądźmy takimi przywódcami jak Jezus

2024-03-17 08:34

[ TEMATY ]

Kard. Grzegorz Ryś

archidiecezja.lodz.pl

Kard. Grzegorz Ryś

Kard. Grzegorz Ryś

„Jezus jest przywódcą, który siebie daje innym. Poświęca dla innych nawet swoje życie” - mówił kard. Ryś w kościele ojców pasjonatów podczas Mszy świętej dla Duszpasterstwa Talent.

Kard. Grzegorz Ryś przewodniczył Mszy św. sprawowanej u ojców pasjonistów dla Duszpasterstwa Przedsiębiorców „Talent”. W homilii metropolita łódzki mówił, że dzisiejsza ewangelia pokazuje nam mocne zderzenie między dwoma modelami przywództwa: „Jezus z jednej strony, a z drugiej liderzy Izraela (kapłani, faryzeusze). Wyróżnia ich to, że gardzą osobami, którymi przewodzą. To straszna postawa tych, którzy są postawieni na czele ludu Bożego. Nazywają ludzi przeklętymi, bo nie znają prawa. Mają w sobie też arogancję do słowa Bożego. Mają poczucie pewności siebie”.

CZYTAJ DALEJ

W internecie pojawiło się nieznane dotąd nagranie homilii i świadectwo ks. Pawlukiewicza

2024-03-19 08:40

[ TEMATY ]

ks. Piotr Pawlukiewicz

Artur Stelmasiak

Małżeństwo może być niebieską piosenką - powiedział ks. Piotr Pawlukiewicz podczas homilii ślubnej, którą wygłosił 17 października 1992 r. Błogosławił wtedy Magdalenie i Bolesławowi Błaszczykom. Oboje małżonkowie są muzykami, Bolesław Błaszczyk jest członkiem Grupy MoCarta. Ma to znaczenie o czym można przeczytać w dalszej części.

Na kanale projektu Dopóki Walczysz w serwisie YouTube pojawiło się właśnie nagranie homilii z tamtej uroczystości. Ks. Pawlukiewicz m.in. nawiązał w niej do utworu „Niebieska piosenka” Grzegorza Tomczaka.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję