Reklama

Wiara

Rekolekcje dla wypalonych

Czy kilkudniowy czas ciszy i milczenia może przemienić ludzkie życie? Jak pokazują świadectwa uczestników rekolekcji ignacjańskich – zdecydowanie tak! Sprawdzamy, w czym tkwi fenomen ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

To był taki czas, w którym wychodziłam z różnych życiowych zawirowań. Miałam stany depresyjne, dużo czasu spędzałam w domu. Poczułam zaproszenie do odbycia tych rekolekcji. Były to początki mojego nawrócenia – rozpoczyna swoją opowieść p. Aneta, która w rozmowie z Niedzielą wspomina swoje pierwsze rekolekcje ignacjańskie. – Pierwsze dni były dość trudne. Niełatwo jest nagle zostawić cały świat zewnętrzny, to, czym żyje się na co dzień. Zasady były tam bardzo restrykcyjne. Nie mogliśmy nawet nawiązywać kontaktu wzrokowego z innymi uczestnikami, należało patrzeć na obuwie. Z perspektywy czasu widzę, że jest to coś wspaniałego i bardzo dużo mi dało – opowiada z przejęciem 40-latka z archidiecezji łódzkiej.

Owoce czasu ciszy

Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na niecodzienny charakter jezuickich ćwiczeń duchowych, a także zdradza, jaki był w jej przypadku, zupełnie niespodziewany, owoc rekolekcji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Można tam naprawdę usłyszeć Boga; wyciszyć się, odciąć od zgiełku świata i wsłuchać się w głos Ducha Świętego. Jechałam bez żadnych oczekiwań, a podczas tych rekolekcji usłyszałam ewidentnie coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Trzy miesiące wcześniej miałam pierwszy „przebłysk” myśli o zostaniu katechetką. „Ja?! Przy moich wszystkich problemach?”. Nie miałam wtedy nawet matury. Z tych rekolekcji wróciłam z przekonaniem, że to jest moja droga. To było dla mnie na początku przerażające, musiałam zdać maturę, co w tym wieku nie jest łatwe. Udało się, dziś jestem po pierwszym roku studiów teologicznych. Nawet nie przeszło mi to wcześniej przez myśl. Nie czułam się zupełnie na siłach, a jednak Bóg prowadzi mnie tą ścieżką. Jestem na tej drodze i zawdzięczam to rekolekcjom ignacjańskim – mówi ze wzruszeniem p. Aneta.

Podobne odczucia ma Piotr Kowalczyk, młodszemu pokoleniu znany jako Tau, jeden z najlepszych raperów w Polsce, który kilka lat temu przeżył nawrócenie.

Reklama

– Na rekolekcjach ignacjańskich byłem po raz pierwszy w tym roku, u jezuitów na „Górce” w Zakopanem. Niezwykłym aspektem tego czasu jest przebywanie przez 6 dni w milczeniu. W hałasie i zgiełku informacyjnym współczesnego świata jest to nieoceniony walor przy pracy duchowej. Wspominam te dni jako czas wielkiej łaski, ponieważ mogłem z przekonaniem stwierdzić, że Duch Święty instruuje mnie w duchu, jak mam porządkować swoje serce. Wynika to pewnie pośrednio z namaszczenia tego miejsca, błogosławieństwa, które spoczywa na tych konkretnych rekolekcjach, i z modlitwy za ich uczestników. Codzienna Eucharystia i adoracja oraz krótka, indywidualna rozmowa z kapłanem pomagały ogarnąć zasłyszane treści w wolności, spokoju i radości z faktu, że Bóg pragnie umacniać relacje ze mną i czyni to wręcz namacalnie. Popłynęło wiele łez oczyszczenia. Uporządkowałem priorytety i wyjechałem z ogromnym pokojem w sercu oraz z nadzieją i wiarą, że Pan Bóg jako kochający Ojciec dba o moje życie w nieprawdopodobny sposób. Owoce tego czasu były bardzo dobre – zwierza się Niedzieli Tau.

Tygodnie św. Ignacego

Rekolekcje ignacjańskie są oparte na ćwiczeniach duchowych św. Ignacego Loyoli.

Ćwiczenia podzielone są na cztery części, nazwane przez ich autora tygodniami. Przeprowadzają one rekolektanta przez kolejne etapy życia duchowego: oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie. Odprawiane w ten sposób ćwiczenia duchowe – z całym zaangażowaniem, otwartością i hojnością wobec Boga – stają się doskonałą szkołą życia wewnętrznego – informują jezuici.

Ojciec Dariusz Michalski zwraca uwagę na aspekt poznania siebie i Boga, który w tych rekolekcjach ma zasadnicze znaczenie.

– Są one formą rekolekcji w całkowitym milczeniu. Uczą spotkania z Bogiem przez rozważanie słowa Bożego zawartego w Piśmie Świętym. Są także ścieżką poznania i spotkania ze sobą samym. Zakładają, że do poznania Boga potrzebne jest poznanie siebie. I na odwrót: poznanie siebie prowadzi do poznania Boga. Rekolekcje ignacjańskie zostały oficjalnie zatwierdzone przez papieża Pawła III w 1548 r. – wyjaśnia jezuita z ośrodka rekolekcyjnego w Gdyni i dodaje: – Przeznaczone są dla osób, które pragną dobrowolnie i szczerze pogłębić swoją wiarę przez osobiste spotkanie z Bogiem obecnym w Jego słowie.

Reklama

Z zagadnieniem fenomenu rekolekcji ignacjańskich próbuje się także zmierzyć o. Tomasz Łyszczarz, który w rozmowie z Niedzielą wskazuje trzy główne składowe tych ćwiczeń.

– Myślę, że za pewnym fenomenem tych rekolekcji stoi na pewno olbrzymia mądrość św. Ignacego, która tkwi w tych ćwiczeniach. Zostały one także zaadaptowane do aktualnego tu i teraz. Trzy ważne elementy tych rekolekcji to: po pierwsze – intensywna modlitwa, po drugie – cisza, która pozwala, aby słowo Boże stawało się jeszcze bardziej żywe, a po trzecie – wspólnota, którą tworzą ludzie przyjeżdżający na te ćwiczenia – mówi o. Tomasz i dodaje: – Rekolekcje ignacjańskie otwierają nas na doświadczenie ogromnej miłości Boga. To doświadczenie w pewien sposób porządkuje życie, ale myślę, że leczy także zranione serce. Daje człowiekowi nadzieję, ale pozwala też zranienia oddać Bogu, zawierzyć Mu wszystko. Doświadczenie miłości Boga jest tym, czym uczestnicy dzielą się po zakończeniu ćwiczeń. Dają świadectwa, że doświadczyli Boga pełnego dobroci i miłości.

Kompleksowa pomoc

Do odbycia rekolekcji ignacjańskich, szczególnie w momentach kryzysu, wątpliwości czy rozeznawania, zachęcają sami uczestnicy.

– Uważam, że są to rekolekcje, które mogą zrodzić największe owoce w czasach, w których wszędzie jest hałas. Stale jesteśmy bombardowani przez różnego rodzaju bodźce – informacje, sprawy. Ludzie żyją w tak strasznie szybkim tempie! Uważam, że rekolekcje ignacjańskie to pośród tego wszystkiego skarb. Polecam je każdemu, szczególnie temu, kto uważa, że nie jest w stanie należycie ich przyjąć. Trzeba przynajmniej spróbować. Te rekolekcje są bardzo omodlone, tam działa Duch Święty z mocą i ma przestrzeń do tego działania, dlatego że człowiek jest skupiony tylko na Nim. Być może tam, podobnie jak ja, ktoś usłyszy, którą drogą Pan Bóg chce go prowadzić – przekonuje z nadzieją p. Aneta.

Raper Tau dodaje: – Polecam te rekolekcje wszystkim, którzy odczuwają wypalenie duchowe, ale i uczuciowo-emocjonalne, psychiczne i fizyczne, ponieważ – jeśli mogę tak się wyrazić – Pan Bóg kompleksowo zajmuje się człowiekiem, który świadomie, dobrowolnie i z przekonaniem podejmie się udziału w tych ćwiczeniach. Polecam je również osobom, które nie potrafią usłyszeć głosu Ducha Świętego, oraz ludziom, którzy stoją u progu kluczowej życiowej decyzji i pragną otrzymać światło poznania właściwej drogi. Aczkolwiek – ,,Duch wieje, kędy chce”, jeśli zatem czujesz pragnienie, żeby odbyć takie rekolekcje, to po prostu to zrób. Życzę udanych „ignacjańskich”!

Więcej informacji oraz kalendarz najbliższych rekolekcji na stronie: jezuici.pl/rekolekcje .

2022-07-26 09:56

Ocena: +11 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trzeci dzień papieskich rekolekcji

[ TEMATY ]

rekolekcje

Franciszek

Grzegorz Gałązka

Papież Franciszek w dalszym ciągu przebywa wraz z kierownictwem Kurii na rekolekcjach w podrzymskiej miejscowości Ariccia. We wtorek prałat Angelo De Donatis, który głosi nauki, mówił o złożoności człowieka, który stale potrzebuje tchnienia Ducha Świętego dla zachowania swej integralności. Przyrównał go do dojrzałego granatu, który składa się z wielu drobnych ziarenek. Dopóki w człowieka tchnie Duch, stanowi spójną całość, kiedy natomiast powstrzymuje tchnienie Ducha, różne ziarna, elementy ludzkiej osobowości rozpoczynają zabójczą rywalizację.

CZYTAJ DALEJ

Św. Wojciech

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 30

[ TEMATY ]

św. Wojciech

T.D.

Św. Wojciech, patron w ołtarzu bocznym

Św. Wojciech, patron w ołtarzu bocznym

29 kwietnia 2019 r. – uroczystość św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski

W tym tygodniu oddajemy cześć św. Wojciechowi (956-997), biskupowi i męczennikowi. Pochodził z książęcego rodu Sławnikowiców, panującego w Czechach. Od 16. roku życia przebywał na dworze metropolity magdeburskiego Adalberta. Przez 10 lat (972-981) kształcił się w tamtejszej szkole katedralnej. Po śmierci arcybiskupa powrócił do Pragi, by przyjąć święcenia kapłańskie. W 983 r. objął biskupstwo w Pradze. Pod koniec X wieku był misjonarzem na Węgrzech i w Polsce. Swoim przepowiadaniem Ewangelii przyczynił się do wzrostu wiary w narodzie polskim. Na początku 997 r. w towarzystwie swego brata Radzima Gaudentego udał się Wisłą do Gdańska, skąd drogą morską skierował się do Prus, w okolice Elbląga. Tu właśnie, na prośbę Bolesława Chrobrego, prowadził misję chrystianizacyjną. 23 kwietnia 997 r. poniósł śmierć męczeńską. Jego kult szybko ogarnął Polskę, a także Węgry, Czechy oraz inne kraje Europy.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję