Kiedy Juliusz Cezar wprowadzał w imperium rzymskim w 45 r. przed Chr. reformę kalendarza, nie zdawał sobie sprawy, że jest ona obarczona pewnym błędem. Zakładano, że rok słoneczny trwa 365 i ćwierć dnia, gdy tymczasem jest on o 11 minut i 14 sekund dłuższy. Różnica ta dla Rzymian była błaha, jednak po każdych 128 latach powiększała się o cały dzień.
Dla chrześcijan było to na tyle istotne, że przy obliczaniu daty ruchomych świąt wielkanocnych posługiwano się stałą datą równonocy wiosennej, ustalonej na 21 marca. Kiedy po kilkunastu wiekach narastania błędu w Wielkanoc w Rzymie spadł śnieg, papież Grzegorz XIII postanowił w końcu coś z tym zrobić. Powołana przez niego komisja zdecydowała, że rok będzie przestępny, kiedy jego liczba będzie podzielna przez 4, ale niepodzielna przez 100, z wyjątkiem dat, które dałoby się podzielić przez 400. Niewielu jednak rozumiało tę dość skomplikowaną procedurę. Reforma więc pewnie przeszłaby niezauważona, gdyby nie to, że postanowiono znów połączyć równonoc wiosenną z datą 21 marca. W tym celu konieczne okazało się usunięcie 10 dni z kalendarza.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zgubione Boże Narodzenie
Reklama
Grzegorz XIII zarządził, że po czwartku 4 października 1582 r. ma nastąpić bezpośrednio piątek 15 października. Termin ten wybrano nieprzypadkowo – nie wypadało wtedy żadne istotne święto kalendarza liturgicznego. Stosowną bullę wywieszono na drzwiach Bazyliki św. Piotra, a przez nuncjuszy papieskich – we wszystkich kościołach krajów katolickich. Tak rozpoczęła się epoka kalendarza gregoriańskiego.
Reklama
Nowy kalendarz został od razu wprowadzony w najbardziej katolickich krajach Europy: we Włoszech, w Hiszpanii, Portugalii, Holandii i Polsce. We Francji, ze względu na kilka dworskich uroczystości, przesunięto jego wprowadzenie na początek grudnia. Najbardziej zagapiono się pod tym względem we Flandrii i w części Belgii, gdzie zmiana nastąpiła 21 grudnia, po którym nastąpił od razu 1 stycznia 1583 r., przez co pominięto Boże Narodzenie. Papież zgromił spóźnialskich: „Wyłożona poniżej zasada powinna być powszechnie przyjęta, bez żadnych zbędnych wymówek i niepotrzebnej zwłoki”, niektóre kraje jednak zdecydowały się na reformę dużo później, np. Czechy, Morawy i katolicka część Szwajcarii w 1584 r., a Węgry – w 1587 r. Być może powodem było przerażenie wśród wiernych, którzy nie rozumieli, dlaczego biskup Rzymu zabiera im 10 dni. Wielu ludziom wydawało się, że ukradziono im cząstkę życia, dlatego mocno się rozsierdzili. We Frankfurcie i w Bolonii wybuchły zamieszki przeciw uczestnikom „złodziejskiej zmowy” – papieżowi i matematykom. Inni obawiali się, czy nowy kalendarz nie oburzy świętych, do których często się przecież modlono. Pytano: a co, jeśli nowe dni świąt źle wybrano i święci nas nie usłyszą albo usłyszą dopiero po 10 dniach? Przykładem zamieszania była śmierć św. Teresy z Ávili – hiszpańskiej karmelitanki, mistyczki i pisarki, która nastąpiła w nocy z 4 na... 15 października!
Ważne były także bardziej przyziemne powody niezadowolenia. Rzemieślnicy i kupcy obawiali się o terminy płatności wynagrodzeń, czynszów i innych należności. Bankierzy nie wiedzieli, jak obliczyć procenty za miesiąc, który ma tylko 21 dni. Niezadowoleni byli nawet niektórzy filozofowie. Monteskiusz wiele lat później napisał: „Zgrzytam zębami, ale moja myśl jest zawsze dziesięć dni spóźniona lub dziesięć dni się spieszy, szepcąc mi do ucha: «Cóż to za niewydarzony pomysł z tymi poprawkami»”.
Grzegorz kalendarzorób
W Polsce wprowadzenie kalendarza gregoriańskiego odbyło się bez większych zgrzytów, z wyjątkiem protestanckiej Rygi. Kiedy jej rada miejska w 1584 r. w końcu zgodziła się na zmianę pod groźbą wysokiej kontrybucji, zbuntowali się mieszkańcy, bojkotując święta Bożego Narodzenia według nowego stylu i jednocześnie demolując katolickie kościoły. Zdenerwowany oporem król Stefan Batory wysłał w końcu wojska pod mury miasta, ale sytuacja została opanowana dopiero w 1587 r., kiedy przywrócono katolikom kościoły w Rydze i powieszono prowodyrów rozruchów nazywanych „kalendarzowymi”. W zamian pozostawiono w Rydze kalendarz juliański, który został tam zmieniony dopiero w 1919 r.
Reklama
Do reformy nie zastosowały się wszystkie kraje, w których dominowały protestantyzm i prawosławie. Zarzucano tam papieżowi, którego nazywano Gregorius calendarifex (Grzegorz kalendarzorób), że jest „antychrystem, który nawet czas chce zmieniać”. Nowy kalendarz był uważany za przejaw agresywnej kontrreformacji i konia trojańskiego, który miał odwieść chrześcijan od obchodzenia świąt o właściwej porze. Twierdzono, że pod jego rządami rolnicy nie będą wiedzieć, kiedy siać i orać, a ptakom poplączą się pory godów i odlotów.
Najgorsza sytuacja była w Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, które było podzielone na szachownicę niezależnych królestw, księstw, biskupstw i wolnych miast – katolickich lub protestanckich. Dochodziło do paradoksów: np. gdy wyruszyło się z katolickiej Ratyzbony w Bawarii w styczniu, można było dotrzeć do odległej o 50 mil protestanckiej Norymbergi w grudniu poprzedniego roku. Kobieta, która wyszła za mąż w Ratyzbonie, byłaby tego samego dnia uznana za pannę w Norymberdze. A co z handlem, jarmarkami, posiedzeniami sądowymi? Rozbieżne terminy obchodzenia najważniejszych świąt chrześcijańskich powodowały także, że katolicy i protestanci świętowali i prowadzili działalność gospodarczą w innym czasie. Nie dało się tak dłużej żyć. Sejm Rzeszy w końcu w 1700 r. przyjął za obowiązujący kalendarz gregoriański, lecz nazwał go „poprawionym”, żeby odciąć się od skojarzeń z katolickim papieżem.
Miła jest poduszka
Najbardziej odporna w Europie Zachodniej na reformę okazała się konserwatywna jak zawsze Anglia. Wolter szydził: „Angielski motłoch już raczej woli, żeby ich kalendarz nie zgadzał się ze Słońcem, niżby miał się zgodzić z papieżem”. W końcu i tu przyjęto jednak kalendarz gregoriański. Ustawa parlamentu stwierdzała, że po środzie 2 września 1752 r. miał nastąpić czwartek... 14 września. W Londynie i innych miastach gromadziły się na ulicach tłumy wołające: „Oddajcie nam nasze 11 dni”. W Bristolu rozruchy pociągnęły za sobą nawet ofiary śmiertelne.
Ale za to w brytyjskich koloniach przyjęto zmianę z filozoficznym spokojem. Benjamin Franklin napisał: „Nie daj się zbić z tropu ani nie patrz z ukosa, drogi czytelniku, na taki porządek, ani nie użalaj się, że utraciłeś aż tak wiele czasu, ale weź to sobie za pocieszenie, że twoje straty wydadzą ci się mniejsze, a umysł lżejszy. A jakże ulżyli sobie ci, którym miła jest poduszka, legli bowiem w pokoju drugiego dnia tego miesiąca i nie zbudzili się zapewne aż do czternastego”.