Rozmawiamy na kościelnym placu. Miejsce wybrane przed wiekami na potrzeby kultu znajduje się w centrum Soborzyc. – Parafia wiejska, jak widać – śmieje się Lech Wąsek, który z z żoną Teresą przyszedł na poranną Mszę św. – Dla nas parafia jest jak drugi dom, bo w każdą niedzielę jesteśmy w kościele. My stąd pochodzimy, tu się urodziliśmy. Podobnie jak nasi dziadkowie – opowiada Wąsek, od czterech dekad związany węzłem małżeńskim, i dodaje: – Jak już się ożeniłem, to jestem wierny „do grobowej deski”.
Tę wierność miejscu i wyborom dostrzegamy w rozmowach z mieszkańcami Soborzyc.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z troską i rozsądkiem
Reklama
– Czy ja wierzę? W coś trzeba wierzyć, a skoro jestem na nabożeństwie w niedzielę, to? – odpowiada znaczącym niedopowiedzeniem emerytowany policjant Czesław Kuczyński, urodzony w Soborzycach, który przeszedłszy na emeryturę, wrócił na ojcowiznę. Chociaż sytuacja w Kościele opisywana przez mainstreamowe media sprawia mu kłopot, to nie zniechęca go do bycia na Mszy św. Jako funkcjonariusz służb porządkowych przeżył i widział niejedno, niewiele zatem może go zaskoczyć. – Jak mówi przysłowie: Co człowiek, to charakter. Trudno wejść do jego serca, dlatego trzeba umieć stanąć obok niego i też próbować zrozumieć – zaznacza. Przychodzi do kościoła, aby spotkać się z ludźmi, posłuchać kazań, których wysłuchuje zawsze krytycznie. – Mam katechizm z 1956 r., który pozostał po moich rodzicach. Porównuję go do obecnych i przyznam szczerze, że ten stary bardziej do mnie przemawia. W moim życiu były momenty niewiary, ale zawsze do wiary i samej religii podchodziłem rozsądnie i racjonalnie. Każdy etap w życiu ma swoje wymagania. Zbliżając się do osiemdziesiątki, skłaniam się ku tamtemu światu. Kiedyś z tego padołu trzeba będzie odejść. Wiem, że nie przychodzę do kawiarni, tylko do świątyni, by z wiarą odmówić Ojcze nasz – podsumowuje rozmowę Kuczyński.
Bogdan Nowiński, komendant OSP Soborzyce, przyprowadził na odpustowe nabożeństwo mundurową asystę. – My nie jesteśmy tylko od parady w kościele, lecz przede wszystkim od gaszenia pożarów. Byłem zawodowym strażakiem i miałem takie sytuacje, w których wiara bardzo mi pomogła. Zresztą w większości strażacy to osoby bardzo wierzące – podkreśla. – Każdy odpowiada za siebie, dlatego oddzielam wiarę od instytucji – rozsądnie dopowiada Krystyna Kwiecińska.
Azyl
– Nie przyjść w niedzielę do kościoła to tak, jakby ten dzień stracić – przekonuje Elżbieta Balsam. – Bycie na Mszy św., na modlitwie jest dla mnie odskocznią od codziennego życia. W świątyni jest inaczej niż za jej murami, tutaj mogę się wyciszyć. Gdy 10 lat temu zmarł mąż, znalazłam w kościele ukojenie. Z racji mojego doświadczenia i długiego życia radziłabym młodym, by przychodzili do kościoła i modlili się, żeby na tym świecie było lepiej – postuluje Wiesława Komendarczyk. Jej córka Ewa Krawczyk przyjechała do domu rodzinnego i przyszła na Mszę św. z mamą. – Wiara, Kościół, Pan Bóg pozwoliły mi przetrwać najgorsze chwile. Po śmierci męża też mi było ciężko i chyba dzięki Bogu przeżyłam tyle lat. Mąż zmarł w wieku 28 lat, zostałam z małymi dziećmi. Mam do dziś momenty buntu i pytam Boga, dlaczego mnie to spotkało. Wiara pomaga wytłumaczyć niewytłumaczalne – zwierza się ze łzami w oczach.
Reklama
– Wiara jest dla mnie wszystkim. Lubię przychodzić do kościoła i się modlić. W moim życiu było sporo spraw niemożliwych do rozwiązania, a dzięki Bogu udało się je załatwić – zaświadcza Krystyna Kwiecińska. – Jestem wierną czytelniczką Niedzieli i wszystko mi się w niej podoba – dodaje.
– Wierzę w Pana Boga, i do kościoła chodziłam, i nadal chodzę. Nigdy nie miałam wątpliwości – mówi Teresa Kucharska. – Nie wstydzę się swojej wiary i wszędzie mogę o tym mówić. Ludzie stąd są twardzi – opiniuje Leszek Zyzik, a kolega Zdzisław Rak apeluje: – Młodzi, zachowajcie wiarę przodków, by życie nie wiodło was na manowce. – Ona nam pomogła przetrwać różne zawirowania w dziejach wsi i osobistych dramatów – uzupełnia Barbara Rak.
Tu i teraz
– Przyszedłem do parafii w 2009 r. i zacząłem remontować świątynię. Wymieniłem dach, stalowe okna, boazerię nad ołtarzem. Przymierzamy się do termomodernizacji – opowiada o niektórych remontach ks. Wojciech Próchnicki, proboszcz, i podaje informacje istotne dla zrozumienia charakteru soborzyckiej wspólnoty: – Parafian jest ok. 700. Mamy tutaj Ochotniczą Straż Pożarną, szkołę podstawową z przedszkolem o 160-letniej tradycji, którą utrzymuje Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi Soborzyce. Stowarzyszenie to gromadzi najbardziej zaangażowane osoby na rzecz samodzielnego trwania lokalnej społeczności. Nie mogę pominąć również Środowiskowego Domu Samopomocy, który zajmuje się osobami z niepełnosprawnością fizyczną i intelektualną.
Historia
Reklama
Modrzewiowa świątynia parafialna spłonęła w 1959 r. Kościół odbudowano w latach 1963-66. – Pamiętam, jak się paliła. Byłam pięcioletnią dziewczynką. Płakałam, wszyscy byliśmy przerażeni – przywołuje traumatyczne wspomnienia Krystyna Kwiecińska.
Historia parafii św. Urszuli Dziewicy i Męczennicy sięga poł. XIII wieku, kiedy to znajdowała się ona w posiadaniu Zakonu Cystersów. Po powstaniu styczniowym została włączona do parafii w Cielętnikach, która za kilka lat zaczęła budowę kamiennego kościoła. Mieszkańcom nie spodobał się pomysł, by był wznoszony kosztem ich świątyni. W kronice parafialnej zapisano, jak bp Aleksander Bereśniewicz tłumaczył w 1886 r., że wierni z Soborzyc samodzielnie nie utrzymają swojego drewnianego kościółka, więc lepiej niech przeznaczą datki na budowę w Cielętnikach. Kronikarz notuje dalej, że lud słowa biskupa sobie zlekceważył. – Do dzisiaj coś z tej twardości wśród wiernych zostało. Nie może zatem dziwić fakt, że w czasach II wojny światowej na miejscowej plebanii w piwnicach siedzieli partyzanci, a na górze byli Niemcy – śmieje się ks. Próchnicki i dodaje: – W czasach komunistycznych ludzie z Soborzyc i okolic dojeżdżali autobusami do częstochowskich zakładów pracy i często się zatrzymywali przy przydrożnych krzyżach, by się pomodlić.
Dwugłos
– Mamy wspaniałego księdza proboszcza. Jest poukładany, przystępny dla ludzi i lubi pożartować – chwali duszpasterza Wiesława Komendarczyk. – Jest w porządku. Zresztą wszyscy proboszczowie w naszej parafii, których znałam, tacy byli i każdy wnosił do wspólnoty coś dobrego: jeden pięknie śpiewał, inny mówił dobre kazania, a jeszcze inny głęboko się modlił. Każdy dzielił się z nami Bożym darem – Krystyna Kwiecińska sprawiedliwie rozdziela opinie. – By być dobrym proboszczem, należy zdobyć zaufanie wiernych i samemu iść do ludzi bez uprzedzeń i pracować z dużym spokojem, bez obciążeń przeszłością, chociaż na fundamentach szacunku do niej – podsumowuje rozmowy ks. Wojciech Próchnicki.