Czekając na wielkie cuda, możemy nie zauważyć cudów, które dokonują się każdego dnia, tuż pod naszym nosem. Przekonali się o tym uczestnicy pielgrzymki do Fatimy i Santiago de Compostela. Parafianie z Gostkowa, toruńskich Czerniewic, Grębocina i Kiełbasina spędzili tydzień w słonecznej Portugalii i Hiszpanii, i choć nie zabrakło zwiedzenia ciekawych miejsc to najważniejszym było spotkanie z Maryją i św. Jakubem.
Bogactwo
Każdy dzień jest wypełniony wieloma sprawami. Czasem wszystko kręci się zbyt szybko, pędzi niczym odrzutowiec. Brakuje czasu, by się zatrzymać, odetchnąć, nabrać sił. Takim czasem była pielgrzymka, która choć stwarzała komfortowe warunki do wypoczynku i modlitwy, była swoistym odbiciem naszej codzienności, w której przeplata się to, co światowe z tym, co boskie. I tu trzeba było samemu znaleźć czas na osobiste spotkanie z Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Cztery Eucharystie, cztery modlitwy różańcowe, cztery procesje światła – takie bogactwo stało się naszym udziałem w Fatimie. Można by powiedzieć, że to wystarczająco dużo, a jednak wczesnym rankiem, kiedy plac przed kaplicą objawień był jeszcze pusty, można było na nim spotkać naszych pielgrzymów, którzy w skupieniu przemierzali plac na kolanach, zawierzając Bogu przez ręce Maryi siebie i swoich bliskich. Później Msza, śniadanie, wycieczki i zwiedzanie, spacer nad oceanem, pyszności w portugalskich restauracjach, by na końcu znów trafić przed oblicze Matki. W ciągu dnia rozmowy o tym, co radosne i trudne, o rodzinie, o pracy i domu. Po prostu życie. – W domu też trzeba zawalczyć o czas dla Boga – mówi jedna z uczestniczek pielgrzymki. – Trzeba wstać rano, by porozmawiać z Bogiem, zanim zacznie się wir codziennych zajęć, zanim dzieci wstaną i rozdzwonią się telefony – dodaje. Wieczorem po całym dniu, kiedy już oczy się kleją, potrzeba nieco wysiłku, by trwać przy Bogu, by nie zasnąć jak poganin – bez modlitwy. – Nie było łatwo stać na modlitwie przez blisko 2 godziny, ale czy w życiu wszystko musi przychodzić łatwo – mówi.
Życie jest drogą
Choć do Santiago de Compostela podróżowaliśmy autokarem mogliśmy poznać smak wędrówki, gdy po drodze zatrzymaliśmy się w Bradze w sanktuarium Bom Jesus do Monte. Do kościoła położonego na wysokim wzgórzu prowadzą schody, mające blisko 600 stopni, a uwzględniając drogę schodami z parkingu trzeba było pokonać jakieś tysiąc stopni. Wędrując, odmawialiśmy Różaniec, co przy wspinaczce wymagało sporo wysiłku. Życie jest drogą, ale nie byle jaką, lecz drogą do nieba. By ją pokonać, trzeba zaprzeć się siebie, oczyścić to wszystko, co słabe i grzeszne, by ostatecznie stanąć pod krzyżem, z którego wypływa źródło wiary, nadziei i miłości. Po drodze na szczyt mijaliśmy fontanny symbolizujące pięć zmysłów. Przy każdej z nich krótkie zatrzymanie, by się obmyć i ruszyć dalej. Dzięki tej wędrówce doświadczyliśmy chociaż namiastki Camino – drogi, którą od wieków przemierzają pielgrzymi z całego świata, by dotrzeć do grobu św. Jakuba.
Reklama
Po dotarciu do grobu Apostoła czas zatrzymania: modlitwa, Eucharystia, by potem znów ruszyć w drogę. – Na pielgrzymce na nowo odkryłem, że Bóg jest w mojej codzienności, w moim zmaganiu i sukcesach. On rozsiewa znaki swojej obecności, a ja nie zawsze je dostrzegam – mówi Ryszard. Przypomina się historia Eliasza, do którego Bóg nie przyszedł w nawałnicy wśród grzmotów i w trzęsieniu ziemi, lecz w szmerze łagodnego powiewu. Niestety, łatwo Go przeoczyć.
Znaki
Pierwszego dnia pielgrzymki doświadczałem dolegliwości żołądkowych. Ból utrudniał chodzenie i nie pozwalał cieszyć się pielgrzymowaniem. Podczas modlitwy różańcowej i procesji prosiłem Matkę Bożą, by zabrała dolegliwość choć na czas pielgrzymki, bym mógł w pełni w niej uczestniczyć. Ofiarowałem swoje dolegliwości w intencji cierpiących i chorych. Następnego dnia, rankiem, ból zniknął i już nie powrócił.
Wioletta prosiła Maryję za swoje dzieci, szczególnie o dar potomstwa. Ostatniego dnia pielgrzymki otrzymała wiadomość, że będzie babcią, a jej radość udzieliła się wszystkim.
Ktoś powie: przypadek. A ja przypominam sobie słowa, które kiedyś usłyszałem od starszego proboszcza: – Przypadek to inne imię opatrzności Bożej. Ja wierzę w cuda, nawet te małe, niepozorne, które czasem są ukryte nawet przed tym, który tego cudu doświadcza. Bo Bóg nie szuka blasku fleszy, ale kochających Go serc, które potrafią przyjąć łaskę. Ile cudów dokonało się podczas tej pielgrzymki? Wierzę, że mnóstwo, ale większość pozostaje ukryta przed światem i pozostaje tajemnicą między Bogiem, a pielgrzymem.