Kandydat na ołtarze, niegdyś student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, inspiruje wiele osób do podążania drogą świętości. Zwykły chłopak, którego życie – po ludzku patrząc – zbyt wcześnie zgasło, pozostaje cichym świadkiem miłości wiernej aż po krzyż.
Święty z Palikówki
Reklama
Jacek Krawczyk urodził się 16 sierpnia 1966 r. w Rzeszowie; mieszkał z rodzicami w Palikówce. Jako licealista należał do Stowarzyszenia Katolickiego Ruch Kultury Chrześcijańskiej „Odrodzenie” przy rzeszowskim klasztorze bernardynów oraz udzielał się charytatywnie w Państwowym Domu Rencistów. W 1985 r. rozpoczął studia na Wydziale Teologii KUL, gdzie zaprzyjaźnił się z ks. prof. Januszem Nagórnym. Wolny czas spędzał z chorymi, których odwiedzał w lubelskich szpitalach i hospicjach. Po II roku studiów wziął urlop dziekański i rozpoczął pracę jako sanitariusz w rzeszowskim szpitalu. Chciał zostać lekarzem, jednak nie dostał się na studia medyczne. Powrócił na KUL i podjął naukę na psychologii. Rozeznając drogę życia, myślał o kapłaństwie i misjach, jednak odkrył powołanie do małżeństwa i w 1990 r. poślubił Ewę. Pełne marzeń życie zmieniła i ostatecznie zakończyła nagła choroba nowotworowa i śmierć w 1991 r. Po śmierci Jacka została powołana fundacja jego imienia, wspierająca młodzież w edukacji. W tym środowisku zrodziła się myśl o promowaniu postaci Jacka Krawczyka oraz wszczęcia procesu beatyfikacyjnego, co miało miejsce w 2022 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zaufał Bogu
Przyjaciele i znajomi Jacka Krawczyka podkreślają, że łączył życie z wiarą, dawał świadectwo, był szalenie skromnym człowiekiem, wrażliwym i oddanym bliźniemu. Nie potrafił przejść obojętnie wobec potrzebujących i zagubionych. – Święci z sąsiedztwa to ci, którzy chodzili naszymi ulicami, żyli w naszych czasach i pokazali swoim życiem, że Ewangelia jest wciąż aktualna – mówi o. prof. Andrzej Derdziuk OFM Cap., jeden z promotorów beatyfikacji. – Jacek miał niekonwencjonalne metody pozyskiwania rzeczy dla ubogich. Przychodził do znajomych księży, m.in. do ks. Janusza Nagórnego czy mojego brata ks. Eugeniusza Derdziuka, i mówił: „Niech ksiądz otworzy szafę i pokaże ubrania, w których od roku nie chodzi, ja je zabieram dla moich biednych”. Ten wspaniały człowiek, uzdolniony muzycznie i intelektualnie, widział więcej i zawsze chciał więcej, dlatego zapragnął zostać teologiem i lekarzem, by leczyć dusze i ciała – dzieli się kapucyn.
Najcenniejszą lekcją, jaką zostawił Jacek, jest przyjmowanie choroby i cierpienia. – Zgoda na śmierć w młodym wieku nie była łatwa. Bycie z Chrystusem oznaczało dla niego dźwiganie krzyża, ale jednocześnie widział w tym łaskę. W jednym z listów do ks. Nagórnego napisał: „Własną chorobę traktuję jako niecodzienną łaskę, do przyjęcia której byłem przygotowywany dość długo. Całe moje życie, i nie jest to przesada, od samego początku było uczeniem mnie zaufania Bogu. Cokolwiek ważnego było i jest w moim życiu, było zawsze kierowane przez Boga”. Z kolei w liście do Ewy napisał: – „Stoję przed tajemnicą mojego życia, i naprawdę wielu rzeczy nie rozumiem, jednak ufam Temu, który mnie prowadzi. Czynię to dla własnego dobra, bo już to sprawdziłem” – cytuje ojciec profesor.
Przejmujące są ostatnie słowa Jacka, zapisane zaledwie 6 godzin przed śmiercią: – „Niektórzy ludzie myślą, że jeżeli dotknęło ich cierpienie, to doświadczają od razu niesprawiedliwości. Brak tak często głębszego spojrzenia w ten wspaniały dar miłosierdzia Chrystusa pozwalającego iść trudną, ale przecież zbawienną drogą krzyżową po Jego śladach. Szkoda, że nie chcemy być świętymi”. – Ten chłopak był kimś, kto dawał czytelne świadectwo wiary, odwagi, radości i nadziei – podkreśla ojciec Derdziuk.