W niedzielę 27 sierpnia 1939 r. w Warszawie królowało Słońce. Na stadionie Legii piłkarska reprezentacja Polski rozegrała, jak się potem okazało, ostatni przed II wojną światową mecz międzypaństwowy. Wśród 20-25 tysięcy kibiców wielu miało karty mobilizacyjne, niektórych ubrano w mundury, niektórzy mieli maski gazowe przewieszone przez ramię. Rezultat meczu Polska – Węgry 4:2 – był niespodzianką, przecież Węgrzy rok wcześniej zdobyli wicemistrzostwo świata! Serce rosło.
„Tłumy ludzi. W wielu miejscach na trybunach zielono. To przecież był już okres niemal pełnej mobilizacji – pisał po latach we wspomnieniach znany sprawozdawca sportowy Bohdan Tomaszewski. – A jaki był bojowy nastrój na widowni. Jeszcze raz – skromny wszakże, bo tylko sportowy – sukces urósł w tamtych dniach do rozmiarów symbolicznej przepowiedni. Nie poddamy się nikomu!”. Dobrze było pomarzyć.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ku wojnie
Po anschlussie Austrii w marcu 1938 r. było jasne, dokąd zmierza świat. Inni czekali rok, do wkroczenia Niemiec do Czech i przemówienia Hitlera w Reichstagu, żądającego włączenie Gdańska do Rzeszy i utworzenie eksterytorialnej autostrady do Prus Wschodnich. Taka miała być cena pokoju. „…Nic lepszego nie było ze strony tego bandyty do oczekiwania. Jeszcze jedna próba zastraszenia i najważniejsze, żeby nie dać się zastraszyć” – pisała w pamiętniku Maria Dąbrowska.
Reklama
Polska odpowiedziała przemówieniem szefa dyplomacji Józefa Becka w Sejmie na początku maja („Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną”), które trafiało do serc. Sojusze z Wielką Brytania i Francją oraz propaganda sukcesu podtrzymywała optymizm. Wielu próbowało beztroskich wakacji.
„Silna fala upałów nawiedziła wybrzeża polskie, dając się odczuć najmocniej na piaskach Mierzei Helskiej” – pisał w połowie sierpnia „Kurier Warszawski”, który wychodzić miał jeszcze tylko kilka tygodni, zamieniony później w „Nowy Kurier…”, osławioną gadzinówkę.
Morze się łasi
„Słonko piecze, morze się łasi co otylszym nogom. Ach! Jak przyjemnie” – opisywał reporter atmosferę panującą na jednej z plaż. Na Półwyspie Helskim zaroiło się tego lata od artystów uznanych, wschodzące gwiazdy i dzieci słynnych ludzi. Wśród nich Monikę Żeromską, świeżą absolwentkę warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych; dzięki jej wspomnieniom wiemy o ostatnich przed wojną wakacjach w Jastarni.
„Siedziałyśmy tam sobie przyjemnie. Ale nagle raz za razem zaczęły na ten półwysep dochodzić wiadomości groźne – pisała po latach. – Ludzi wyjeżdżali z dnia na dzień, robiło się coraz puściej, pociąg chodziły rzadziej i szalenie zatłoczone. Nas także porwał ten powszechny strach. Z trudem wielkim dostałyśmy miejsca w jednym z ostatnich pociągów”.
Reklama
Zanim rozpoczęły się powroty, na deptakach i plażach w kurortach zapełnianych przez Warszawiaków, odbywały się rewie mody. Królowały sandały na korkowej podeszwie. Modny płaszcz napielowy musiał być biały albo jasny, do kolan i wykończony ładnym kapiszonem (kapturem), a koszula flanelowa brana przez panów na plażę – na wypadek chłodu – w barwny duży deseń. Przyjemność psuła tylko lektura prasy. Telewizja dopiero nadchodziła.
Fogg na żywo
W stolicy 26 sierpnia odbył się pierwszy w Polsce publiczny pokaz działania telewizji. Sprowadzono z Holandii wóz transmisyjny firmy Philips wraz z mobilnym studio, kamerą ikonoskopową oraz odbiornikami. W telewizorze można było zobaczyć po raz pierwszy program nadany z Warszawy, m.in. występ Mieczysława Fogga na żywo. Nie wiemy, czy śpiewał „Tę ostatnią niedzielę”. Wybuch wojny przerwał rozwój telewizji w Polsce. Niemcy już we wrześniu zdemontowali i wywieźli aparaturę Eksperymentalnej Stacji Telewizyjnej.
24 sierpnia prezydent Warszawy Stefan Starzyński wezwał mieszkańców do kopania rowów przeciwlotniczych. „W całej Warszawie praca wre. Pogotowie zbrojne narodu rozwija się” – odnotował Stefan Rowecki, późniejszy dowódca AK, wtedy dowódca Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej.
Ale dostrzegł też objawy chaosu i bałaganu w działaniach wojskowych, co, jak obawiał się, mogło budzić u ludzi podejrzenia co do solidności ich pracy. Przed ostatnim pokojowym weekendem w stolicy było – jak skonstatował „Grot” – dość spokojnie, choć nie do końca. Ludzie przepychali się, żeby podjąć pieniądze z PKO, wykupowali żywność. Pojawili się paskarze, których próbowała wyłapywać policja.
Z łopatą przy robocie
W piątek 25 sierpnia premier gen. Felicjan Sławoj Składkowski wydał rozporządzenie o odwołaniu z urlopów wszystkich urzędników państwowych.
Reklama
Sporym zainteresowaniem cieszyły się w Warszawie Msze św. w intencji Ojczyzny. Uczestniczyli w nich członkowie rządu.
W sobotę 26 sierpnia Warszawa przygotowywała się na niemiecki atak, ale także do nowego sezonu teatralnego. „W mieście podniecenie wzrasta z każdą godziną – pisał później Arnold Szyfman, dyrektor warszawskiego Teatru Polskiego. Właśnie tego dnia wrócił z wakacji. – Kopie się doły ochronne w różnych dzielnicach miasta, rowy, które mają zabezpieczać przed bombardowaniem. My z Teatru też kopiemy takie rowy na Dynasach (fragment Powiśla – przyp. WD) „Czerwona” (brukowa – przyp. WD) prasa fotografuje co piękniejsze i młodsze aktorki z łopatą przy robocie”. Wszystko to wydawało mu się pozbawione patosu zbliżającej się wojny.
Niedzielny mecz z Węgrami rozpoczął się zgodnie z przewidywaniami, od dwóch bramek dla faworytów. faworyzowanych Węgrów. Potem jednak polska drużyna wpadła w rytm. Piłka od nogi do nogi, bezustanne ataki. I trzy bramki Ernesta Wilimowskiego, Polaka-Ślązaka, późniejszego volksdeutscha i reprezentanta… Niemiec.
Baba Dziwo
Kibice po meczu odśpiewali hymn narodowy, a następnie wbiegli na murawę boiska i ponieśli na rękach zwycięskich piłkarzy. Na 3 września zaplanowany był mecz z Bułgarią przy Łazienkowskiej. Nigdy się nie odbył. Na kolejny występ piłkarzy z orłem na piersi trzeb było czekać osiem lat.
W warszawskich teatrach ostatni przedwojenny weekend był bardzo pracowity. W Teatrze Nowym trwały ostatnie próby premiery „Baby Dziwo” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (głównie z tego powodu poetka wyjechała z Jastarni wcześniej niż panie Żeromskie – przyp. WD). Premierę zaplanowano na 2 września. I rzeczywiście się odbyła. Stanisława Wysocka grała w niej główną rolę – ostatnią jej rolę w teatrze – Baby-dyktatora przypominającej cechami Hitlera.
Tego samego dnia odbyła się premiera rewii „Pakty i fakty” pióra Mariana Hemara, Juliana Tuwima i Andrzeja Własta w Teatrze Ali Baba. – Śpiewałem piosenkę w mundurze żołnierza stojącego na warcie pod Belwederem – wspominał potem Mieczysław Fogg. Ta piosenka, jak oceniał, zamknęła jakiś rozdział w jego karierze i w jego życiu. I w życiu bardzo wielu.