Z płonącego domu uciekało młode małżeństwo Natalia i Damian z 2-letnim synem Antkiem oraz dziadkowie Bożena i Andrzej. Dom był w trakcie remontu.
Pan dał i Pan zabrał
– Gdy mnie Natala obudziła, to pierwsza myśl była taka, że ktoś nam chodzi po dachu. To były takie dziwne hałasy na poddaszu a po chwili słychać było, jakby ktoś rzucał szklankami. To był dźwięk pękających dachówek, które spadały na strop. Natala zobaczyła przez okno, że się pali, więc zadzwoniliśmy na Straż Pożarną. I pierwsza myśl: uciekamy! Wziąłem Antosia pod pachę i tak jak byliśmy w piżamach, zbiegliśmy po klatce schodowej – przypomina dramatyczne chwile Damian Flasza. Natalia zdążyła wziąć kurtkę dla dziecka, butów już nie, spaliły się z całym dobytkiem. – Gdy zbiegaliśmy po klatce schodowej, nad głową mieliśmy już ogień. Miałem taką myśl, by wrócić i zabrać coś z domu, ale gdy widziałem tę klatkę schodową, to wiedziałem, że powrotu stamtąd już nie będzie. Później czekaliśmy przy bramie na Straż Pożarną. Trwało to ok. 10 minut zanim przyjechali, ale dla mnie to była wieczność – opowiada Damian.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Niedawno skończył ocieplanie domu. Ocieplał sam, od 3 lat, po pracy, by zrobić to mniejszym kosztem. Jeszcze nie zdążył rozebrać rusztowań.
Reklama
– Patrzyłam jak ogień schodzi coraz niżej. Cała elewacja spaliła się w ciągu 5-10 minut, jak pochodnia, nie ma po niej śladu, tylko okopcone ściany – mówi Natalia i dodaje: – Gdy wybiegliśmy z domu, poczułam, jak bardzo piecze mnie gardło. Więc naprawdę uciekliśmy w ostatniej chwili. 10 minut później mogło być już za późno. Gdy patrzyłam na płonący dom, miałam taką myśl: „Pan dał i Pan zabrał”.
Po drugiej stronie
– Ja też podobnie myślałem. Dla mnie nigdy nie było ważne to, co materialne. Mam takie przekonanie, że mój dom jest po tamtej stronie życia. Kiedy przyjechała Straż, pojechałem zawieźć Natalę, Antka i teściową do moich rodziców. To jest ok. 10 km od nas. Jestem z zawodu kierowcą, więc dużo jeżdżę, ale to była najdłuższa droga w moim życiu. Chciałem jak najszybciej wracać – mówi Damian.
Pożar ugaszono między godz. 3 a 4 nad ranem. Pierwsza rzecz, którą pogorzelcy zrobili, to poszli rano na Mszę św. podziękować Bogu za ocalenie, w piżamach, nie mając nic do ubrania. Mimo przeżytego dramatu widzą w całym tym zdarzeniu rękę miłosiernego Boga.
– Cieszyliśmy się, że żyjemy, że wszyscy wyszliśmy z tego pożaru, że nadal mamy siebie – mówi Bożena Głowiak, mama Natalii, i dodaje: – Choć bardzo mi szkoda książek. Miałam dużo książek o wierze i tego bardzo mi brakuje. Ale może jeszcze coś odzyskam.
Miłosierny ze śmietnika
Reklama
Gdy weszli po raz pierwszy do spalonego domu, zauważyli, że ocalał w nim duży obraz Jezusa Miłosiernego. – Obraz był u mnie w pokoju i wisiał na ścianie kominowej, z której wyszedł ogień. Zawsze się przed nim modliłam. Po pożarze okazało się, że wszystko wokół było wypalone a obraz ocalał. A mamy go ze śmietnika – mówi wzruszona p. Bożena i opowiada, jak kilka lat temu jej dzieci pojechały do babci. Śp. babcia Marta szła kiedyś drogą i zauważyła na śmietniku obraz Jezusa Miłosiernego.
– Przyniosła go do domu i powiedziała, że chciałaby nam go dać. Wzięliśmy go, choć brat nie bardzo chciał, bo musiał dźwigać do autobusu, a to duży obraz. Powiedziałam jednak od razu, że go bierzemy i przywieźliśmy do domu – opowiada Natalia i pokazuje różaniec na palcu: – Mój różaniec wtedy w nocy leżał przy wieży. Wieża całkowicie się stopiła a różaniec pozostał nienaruszony.
Rodzina nie ukrywa swojej wiary w Boga. Wszyscy zgodnie przyznają, że wiara pomaga im przetrwać trudy życia, z jakimi przychodzi się zmagać. A było ich już dużo.
Wiara wypróbowana
W czasie pandemii Damian miał stan zapalny wyrostka. W ostatniej chwili trafił na stół operacyjny, gdy nerki przestały już pracować. Pół roku dochodził do zdrowia. – Miałem już wtedy taką myśl, że nie warto się skupiać na tym, co materialne, bo są w życiu ważniejsze sprawy. Wcześniej wszystko bardzo planowałem i pilnowałem tego. A Pan Bóg tak jakby powiedział: Stop! Inaczej. I nagle się okazało, że świat się nie zawalił, pomimo że jakieś plany się posypały – mówi Damian.
Była jeszcze zagrożona ciąża z Antosiem. – Modliłam się wtedy, by Bóg dodał mi sił, jeśli jest inna Jego wola niż to, by dziecko przeżyło – mówi Natalia. Antoś urodził się zdrowy.
Reklama
– Przed pożarem, 6 stycznia, kiedy byłam na modlitwie uwielbienia we wspólnocie „Pokój i radość”, dostałam takie słowo, że Pan Bóg dodaje mi sił, i żebym Go wychwalała za wszystko, co się będzie działo w moim życiu – mówi Natalia a p. Bożena podkreśla, że też otrzymała wtedy słowo, że będzie głosić Ewangelię jak św. Piotr. Przyjęła to z niedowierzaniem z powodu swojej nieśmiałości, ale dziś opowiada o miłosierdziu Boga, który uratował jej rodzinę z pożaru.
Przyszła pomoc
To wszystko nie oznacza, że rodzina nie cierpi. Dom był budowany przez 20 lat. Jest jeszcze kredyt do spłacenia. – Najtrudniej jest mojemu mężowi. On nie potrafi nawet o tym rozmawiać. Budował dom od początku. Natalka z Damianem dobudowali drugą część – mówi p. Bożena.
Nie było jeszcze odbioru, więc dom jest nieubezpieczony. W pomoc włączyli się jednak ludzie dobrej woli: parafia, krewni, znajomi. – Dostaliśmy dużą pomoc od ludzi wokół, sąsiadów, strażaków. Przychodzili nam pomagać wyczyścić ten dom, posprzątać, pousuwać resztki tego, co zostało. Przez pierwsze dwa tygodnie było tam codziennie po 10-20 osób. Niektórych nawet nie znaliśmy – mówi Damian.
Rodzina chce wrócić do swojego domu. Przy pomocy ludzi dom został wysprzątany, tak by mogły wchodzić firmy. Zakończyła się jedna zrzutka na portalu, ale została otwarta druga, bo wiele osób chciało dalej pomagać. To nieszczęście uruchomiło lawinę dobra.
– Mam takie przeświadczenie, że to jest łaska Boża. Pan Bóg zmienia ludzkie serca i otwiera na potrzeby innych – mówi p. Bożena i opowiada o sytuacji, gdy w aptece dostała leki i inhalator za darmo, po tym jak farmaceutka dowiedziała się, że to jej dom spłonął. – Jakże trudno byłoby nam przetrwać to wszystko, gdyby nie ta pomoc ludzi i ich ofiarność – podkreśla p. Bożena.
Reklama
– Liczę, że z zebranych już pieniędzy uda się odbudować dach i zrobić tynki. Gdyby się udało, to jeszcze drzwi i okna. Jak Pan Bóg da, to może Święta Bożego Narodzenia spędzimy w tym domu. Marzymy o tym – mówi Damian.
Odczytaj dobrze znaki
Przyjaciel rodziny p. Szczepan Kamiński podkreśla, że Pan Bóg daje człowiekowi znaki. Trzeba tylko umieć je odczytywać. Tak było i w tej sytuacji. – Parę godzin przed pożarem mieliśmy spotkanie w Odnowie i była akurat modlitwa wstawiennicza. Modliłem się m.in. nad Bożenką i w końcówce powiedziałem jej coś, przez co później nie mogłem zasnąć. Ale to przecież Duch Święty prowadzi, nie ja. Cały czas jej mówiłem: Pamiętaj, dziś, jutro może się coś wydarzyć, ale odczytaj dobrze znaki – mówi p. Szczepan.
– Tydzień wcześniej w kościele kobiecie stojącej przed nami zapalił się kaptur od świecy i gasiliśmy go gołą ręką. Antek też tego dnia bawił się w piaskownicy i rzucając piasek mówił: dym, dym a zawsze mówił: siuuu… – dzieli się Natalia i dodaje: – Byłam bardzo niespokojna tego wieczoru. Nie mogłam zasnąć. Odmówiłam Koronkę do Bożego Miłosierdzia i przeczytałam fragment Pisma Świętego. Zawsze odkładam Biblię na szafę, żeby dziecko jej nie dosięgło. Wtedy, gdy się odwróciłam, ta Biblia mi spadła, tak jakbym miała nie iść spać. Ale poszłam.
– Najważniejsze, że wynieśliśmy z płonącego domu to, co najcenniejsze – siebie. A reszta jest do nabycia – podkreśla Damian i dzieli się jeszcze jednym świadectwem: – Tydzień czy dwa tygodnie wcześniej przed pożarem poszedłem na pierwsze spotkanie Wojowników Maryi. W Obornikach tworzy się ich wspólnota. Ja poszedłem na jedno spotkanie a później Ci wszyscy Wojownicy przyszli do nas pomagać.