Druga, długo oczekiwana część Gladiatora nie uniknie porównania z częścią pierwszą i wniosku, że film sprzed ponad 20 lat był lepszy, i to pod wieloma względami. No, ale trudno, żeby kopia (requel) była lepsza od oryginału, uznanego – i słusznie – za arcydzieło popkultury. Tym bardziej że druga częściowo kopiuje scenariusz pierwszej części.
Oto Lucjusz (w tej roli Paul Mescal), syn zmarłego w części pierwszej Maximusa, wywieziony za młodu do jednej z rzymskich prowincji, w czasie inwazji Rzymu traci żonę. Trafia, jak kiedyś jego ojciec, do niewoli, a potem – gdy przykuwa uwagę łowcy gladiatorów Makrynusa (Denzel Washington) – na krwawą arenę. Chce walczyć z generałem Acaciusem (Pedro Pascal), sprawcą nieszczęść, rzuca wyzwanie cesarzom – Karakalli i Getcie...
Gdyby tylko zapomnieć o części pierwszej, film da się oglądać nie bez zainteresowania i przyjemności. Wszak reżyser przedni, aktorzy dobrzy (choć nie najlepiej obsadzeni, niektórzy jakby grali w innych filmach), niezłe kostiumy, scenografia, dodatkowe efekty, np. CGI... W sumie to widowisko o wielkim rozmachu. Gdyby tylko zapomnieć o części pierwszej... Ale tylko pod tym warunkiem. Autorzy filmu sami są sobie winni – było o nim głośno na długo przed tym, jak trafił na ekrany – nakręcali oczekiwania i nadzieje na wielkie kino.
Pomóż w rozwoju naszego portalu