Dobrnęliśmy szczęśliwie do tego czasu, gdy książki rzucamy z ulgą w kąt, podobnie jak notatki, ściągi i inne pomoce naukowe. Uff, mamy to już za sobą, jeszcze tylko ostatnie wpisy do indeksów i... do następnej sesji w czerwcu. Jednak żaden porządny student nie myśli w tym momencie, co będzie za te długie kilka miesięcy. Jak na razie możemy na nowo rozkoszować się naszą studencką wolnością. Czas sesji jest trudny nie tylko ze względu na egzaminy. To nie tylko sprawdzian zdobytej przez półrocze wiedzy, ale to także egzamin z naszej dojrzałości. Żyjemy razem, spotykamy się i dobrze bawimy w swoim towarzystwie i nagle przychodzi moment, kiedy każdy musi usiąść do własnych książek, zatroszczyć się o swoje wyniki. Cała sztuka polega na tym, by w tym trudnym momencie nie zatracić siebie, nie zgubić drugiego człowieka, a przede wszystkim Pana Boga. Sesja może działać na studenta dwojako: albo w popłochu nauki i z przekrwionymi od zmęczenia i strachu oczami zapomni o bożym świecie, zaszywając się w gąszczu naukowych twierdzeń, albo wręcz przeciwnie, w akcie desperacji przejdzie gwałtowną „ewangelizację”, zrzucając wszystko na wolę nieba, z która zawsze zgadzać się trzeba, i będzie liczył na „bożą rękę” podczas losowania egzaminacyjnych pytań. No cóż, ani jednego, ani drugiego sposobu specjalnie nie polecamy. Nasz duszpasterski przepis na sukces to: porządną porcję dobrej nauki złączyć ze zdrową dawką szczerej modlitwy, dobrze wymieszać, nie zapominając o szczypcie przyjemności i zabawy w gronie sprawdzonych przyjaciół. Efekt gwarantowany! Polecamy przy następnej sesji!
Pomóż w rozwoju naszego portalu