o idolatrii, najbliższe skojarzenia człowieka, który ma lub miał kiedyś do czynienia z Biblią, biegną ku wydarzeniu z czasów wyjścia Izraelitów z Egiptu. Ku złotemu cielcowi
i wzburzonemu Mojżeszowi. Ku dzikiej orgii oddających hołd bożkowi Izraelitom i ku przebłagalnym gestom tego, który pod przewodnictwem i mocą prawdziwego Boga lud z niewoli
wyprowadził.
Można przy tej okazji rozważać o kiepskiej pamięci obdarowanych i skarłowaciałym do granic poczuciu wdzięczności. Albo o gniewie Boga, świadczącym o wielkości
występku i zarazem ogromie przebaczania, którego nie należy absolutnie mylić z pobłażaniem.
Fakt pozostaje faktem, że człowiekowi łatwo było zmienić prawdziwego Boga na bożka, lub też z prawdziwego Boga zrobić karykaturę. I choć wydarzenia z cielcem pachną
prehistorią, to akurat cechy charakteru ludzkiego, w tym podatność na wyżej wymienioną przypadłość, nie zmieniły się ani o krztę.
Dziś równie często jak prawdziwemu Bogu ludzie oddają cześć cielcom. Czczą bałwany, powiedzielibyśmy językiem biblijnym, oddając im we władanie samych siebie. Tak jest zawsze, gdy człowiek
ponad Boga stawia cokolwiek lub kogokolwiek. Może być to nawet własne „Ja”. Troska o siebie z pominięciem Boga jest jednak wielkim złudzeniem. Człowiekowi wydaje się,
że wtedy dopiero nabiera znaczenia, że wtedy siebie dowartościowuje. A przecież odarty z Boga albo z Bogiem, który jest jedynie na marginesie, traci mnóstwo na swojej
wartości. To przecież ziemia krąży wokół słońca, a nie odwrotnie. Bez słońca na ziemi nie byłoby nic.
Pomóż w rozwoju naszego portalu