Reklama

Bądź wierny sobie - także w polityce

Niedziela wrocławska 40/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MARTA PIETKIEWICZ: Politycy szykują się do dnia wyborów, słyszymy obietnice, jesteśmy świadkami rozmów i kłótni, słowem: trwa kampania wyborcza. Jak Pan ocenia jej tegoroczną odsłonę?

DR HAB. ROBERT ALBERSKI: Politykom trudno chyba w tym roku zabrać się za tę kampanię, jest ona dosyć letnia. Być może dlatego, że to są już czwarte wybory w ciągu ostatnich dwóch lat, licząc od wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. i wygląda na to, że sami politycy są już troszeczkę tą walką o nasze głosy zmęczeni, troszkę brakuje im świeżości i pomysłów.

- A obietnice, które słyszymy?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

R.A.: - Każde wybory mają to do siebie, że tych obietnic pojawia się mnóstwo. Mówi o tym choćby znane i cały czas aktualne powiedzenie, że nikt nigdy nikomu tyle nie da, ile polityk obieca. Wydaje się jednak, że sytuacja, zwłaszcza gospodarcza, wpływa mitygująco na polityków i właściwie w tej kampanii nie padły zupełnie oderwane od rzeczywistości postulaty - przynajmniej na razie. Obawiam się, że im bliżej dnia głosowania, zwłaszcza jeżeli siły między faworytami będą się wyrównywać, tym większe będą emocje i być może jeszcze coś się pojawi.

- Do wyborów przygotowują się także wyborcy - według sondaży około 61% z nich deklaruje, że odda swój głos, 17% definitywnie przyznaje jednak, że tego nie zrobi. Większość Polaków to przecież katolicy, czy szerzej: chrześcijanie. Głosowanie nie powinno być ich wewnętrznym obowiązkiem?

KS. PROF. ROMAN ROGOWSKI: - Powinien to być obowiązek wewnętrzny, obowiązek wynikający z przynależności do wspólnoty, której w tym wypadku na imię „państwo”. Jednak chrześcijanin musi zwracać uwagę na dwie rzeczy. Mianowicie na procedurę przedwyborczą. Nie podoba mi się na przykład atak przywódców najmocniejszych ugrupowań, ponieważ często nie przebierają oni w swoich ocenach, co wykracza poza normalną, zwyczajową moralność. A więc wyborca chrześcijanin powinien zwracać uwagę na normy wyborcze, ale z drugiej strony powinien brać pod uwagę normy moralne, które go obowiązują. Jeżeli będzie zwracał uwagę na te dwie rzeczy, to wówczas należy sądzić, że te wybory mogą spełnić swoją rolę.

Reklama

- Skoro tak wielu z nas powinno czuć potrzebę, czy nawet obowiązek głosowania, skąd bierze się tak niska frekwencja?

R.A.: - Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie nie głosują. Takich powodów jest wiele i nie zawsze zasługują one na potępienie. Po pierwsze jest to problem, z którego bardzo długo w Polsce nie zdawaliśmy sobie sprawy. Niektórzy ludzie, choćby z racji wieku, nawet jeśli chcą, nie mogą zagłosować, bo wyprawa do lokalu wyborczego wymaga z ich strony ogromnych wysiłków i często nawet pewnego ryzyka zdrowotnego. W skali państwa to są setki tysięcy osób. Są też ludzie - i też trudno im tej racji, zwłaszcza w społeczeństwie demokratycznym, odmówić - których polityka nie interesuje, nie chcą w niej uczestniczyć. Oczywiście jest też taka grupa ludzi, którzy interesują się losami państwa, natomiast nie głosują, ponieważ uważają, że w ofercie, która jest na rynku politycznym, nie ma nikogo, kogo warto byłoby wesprzeć swoim głosem. Myślę, że są i tacy, którzy odreagowują doświadczenia poprzedniego systemu, gdzie w zasadzie przymuszano do głosowania. Demokracja przyniosła to, że głosować mogę, ale nie muszę.

R.R.: - Jako przyczynę niskiej frekwencji podałbym także pewną przekorność Polaków. W czasach PRL nie chodziłem na wybory z przekory, ponieważ był przymus. Nawet przy załatwianiu spraw paszportowych brano to pod uwagę. A ponieważ w naszej krwi, we krwi Polaka jest trochę przekory, to nawoływania, reklamy, które często są na niskim poziomie, mogą wywoływać właśnie reakcje przekory: nie pójdę.

- Są i tacy, według badań stanowią około 20%, którzy wciąż nie wiedzą, na kogo zagłosują. Tymczasem biskupi już dawno zabronili księżom wskazywać na konkretne osoby, konkretne nazwiska.

R.R.: - Uważam, że powinna tu obowiązywać zasad Chrystusowa: oddajcie Bogu to, co należy do Boga, a cesarzowi to, co należy do cesarza. Druga kwestia to fakt, iż w historii Kościoła etycy społeczni wypracowali bardzo dobrą zasadę miejsca i działania Kościoła w każdej sytuacji politycznej. Ta zasada brzmi: Kościół musi być w moralnej opozycji do każdej władzy. W związku z tym bardzo dobrze, że hierarchowie zabraniają lansowania poszczególnych nazwisk. Tym bardziej, że te nazwiska dzisiaj są, a jutro nagle zmieniają swoje poglądy i głoszą zupełnie co innego. Wydaje mi się więc, że sama decyzja hierarchów jest słuszna. Z tym, że duchowni powinni bardziej zachęcać wiernych do udziału w wyborach. Niech wybierają, niech głosują na wybranego człowieka.

- Spójrzmy na tych „wybranych” - czy politycy mogą głosować w zgodzie z własnym sumieniem? Czy można być jednocześnie dobrym politykiem i dobrym chrześcijaninem?

R.A.: - Przykłady wielu państw europejskich, gdzie są bardzo znaczące, wpływowe partie polityczne wywodzące się z ruchu chrześcijańsko - demokratycznego pokazują, że jak najbardziej. Natomiast polityka jest taką dziedziną rzeczywistości, która każdego chrześcijanina będzie wystawiać na różne pokusy: jesteśmy blisko władzy, mamy możliwość wpływania na innych ludzi. Tym bardziej wydaje się więc, że odpowiedzialność za to co i jak się robi, powinna być tutaj znacząca. Niestety: łatwo się mówi. Tymczasem ludzie, którzy są zanurzeni w codzienną działalność polityczną, często stoją przed wyborami, które z moralnego punktu widzenia są trudne. Polityka byłaby prosta, gdyby polityk musiał wybierać tylko między dobrem a złem. Okazuje się jednak, że często w polityce musimy wybierać między czymś, co jest złe, a czymś, co jest jeszcze gorsze.

- Co w takim razie robi polityk w sytuacji, gdy co innego podpowiada mu sumienie, a co innego dyscyplina partyjna?

R.R.: - Powinien zagłosować zgodnie z własnym sumieniem. Absolutnie tak. I dlatego ja jestem zdania, że jeżeli program polityczny zawiera pewne postulaty, które są niezgodne z dobrze urobionym sumieniem, to polityk powinien albo zrezygnować albo głosować przeciw.

- Czy więc można, wbrew lansowanej tezie, mieszać sprawy polityczne z moralnymi?

R.A.: - Dzisiaj ośrodki władzy decydują bardzo często o tych kwestiach, które są siłą rzeczy związane z kwestiami moralnymi, choćby sprawa aborcji czy eutanazji. Problem polega na tym, że jeżeli ktoś idzie do polityki, opowiada się po jakiejś stronie, zaczyna działać w jakiejś partii, to dokładnie wie, co ta partia proponuje. To już jest jego wybór, nikt nie wciąga go siłą. Funkcjonując w polityce za te wybory - swoje i swojej partii - ponosi odpowiedzialność. To jest rzecz, przed którą politycy, mimo iż czasami próbują, nie uciekną. Nie da się czerpać z polityki tylko tego, co przyjemne: prestiżu, pieniędzy, pozycji społecznej, wpływów… W którymś momencie pojawia się konieczność podjęcia, często dramatycznych decyzji, które nie przyniosą chwały, a wręcz przeciwnie. Jednak z jakichś powodów te decyzje podejmujemy i to jest właśnie trudniejsza strona polityki, z którą ludzie walczący na scenie politycznej nie zawsze się liczą.

R.R.: - Jeżeli polityk widzi, że nie mieści się w żadnej strukturze partyjnej działającej dzisiaj, to powinien zmierzać do utworzenia takiej partii, która będzie reprezentować jego poglądy i będzie zachowywać jego normy moralne. Dlaczego tacy politycy się nie zwołają, nie utworzą rewolucyjnej partii? Wiem, że przebicie się przez wszystkie konwenanse polityczne jest szalenie trudne, ale byłby to dowód, że tym ludziom na czymś zależy.

R.A.: - Pewną szansę na zmianę w tym kierunku daje Senat. Według nowej formuły, która się teraz pojawiła, można spróbować swoich sił już nie na liście partyjnej, ale pod własnym nazwiskiem, z własnym programem, własnymi poglądami i wyborami. To jest oczywiście trudniejsza droga, stanowi jednak szansę. Warunek jest jeden: my, wyborcy nie możemy patrzeć jedynie na partyjne szyldy. W wyborach do Senatu nie musimy tego robić.

- Powiedzieliśmy o politykach - chrześcijanach. Są jednak i tacy, którzy stają się gorliwymi chrześcijanami tuż przed wyborami…

R.R.: - Hipokryzja w każdej dziedzinie, także politycznej, zasługuje na odrzucenie. Uważam, że ma ona charakter żałosny. Wykorzystywanie religii, czy swoich poglądów w celach politycznych uważam za absolutnie niemoralne i niewłaściwe. Dalej: wykorzystywanie tragedii narodowych do własnych politycznych celów też uważam za niemoralne. Polityka powinna się zamykać w pewnych granicach i nie wychodzić poza nie. Dlatego udawanie „pobożnych” chrześcijan przed wyborami jest nie do przyjęcia.

- Poruszamy się między dwoma dziedzinami: teologią i politologią. Jesteśmy w stanie wypracować przed wyborami wspólny postulat teologa i politologa do wyborców i polityków?

R.A.: - Do obywateli już nam się chyba udało - to kwestia uczestnictwa, aktywności, głosowania. Natomiast jeśli chodzi o polityków, to ja bym powiedział, że mimo wszystko byłoby lepiej dla wyborców, dla dobra, jakim jest państwo, gdyby politycy troszkę mniej czasu poświęcali walce o nasze względy za pomocą różnych chwytów retorycznych, reklamowych, oddziaływania tylko na nasze emocje, a powiedzieli coś więcej o tym, co myślą, co proponują, co będą chcieli zrobić… Krótko mówiąc: żeby nas trochę mniej oszukiwali.

R.R.: - Są różne poglądy na temat polityki. Jeden z nich głosi, że polityka jest sztuką oszukiwania. Jeżeliby nasi politycy hołdowali takiej sztuce, to nie daj Boże! W związku z tym ja sformułowałbym taki postulat: bądź wierny sobie - także w polityce.

* * *

Ks. prof. Roman E. Rogowski - teolog, wykładowca Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, autor wielu publikacji z zakresu teologii dogmatycznej i duchowości

Dr hab. Robert Alberski - politolog, wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się m.in. problematyką systemów wyborczych oraz polskim systemem politycznym

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święta Mama

Niedziela Ogólnopolska 17/2019, str. 12-13

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Jest przykładem dla matek, że życie dziecka jest darem. Niezależnie od wszystkiego.

Było to 25 lat temu, 24 kwietnia 1994 r., w piękny niedzielny poranek Plac św. Piotra od wczesnych godzin wypełniał się pielgrzymami, którzy pragnęli uczestniczyć w wyjątkowej uroczystości – ogłoszeniu matki rodziny błogosławioną. Wielu nie wiedziało, że wśród nich znajdował się 82-letni wówczas mąż Joanny Beretty Molli. Był skupiony, rozmodlony, wzruszony. Jego serce biło wdzięcznością wobec Boga, a także wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą często to podkreślał w prywatnej rozmowie. Twierdził, że wieczności mu nie starczy, by dziękować Panu Bogu za tak wspaniałą żonę. To pierwszy mąż w historii Kościoła, który doczekał wyniesienia do chwały ołtarzy swojej ukochanej małżonki. Dołączył do niej 3 kwietnia 2010 r., po 48 latach życia w samotności. Ten czas bez wspaniałej żony, matki ich dzieci, był dla niego okresem bardzo trudnym. Pozostawiona czwórka pociech wymagała od ojca wielkiej mobilizacji. Nauczony przez małżonkę, że w chwilach trudnych trzeba zwracać się do Bożej Opatrzności, czynił to każdego dnia. Wierząc w świętych obcowanie, prosił Joannę, by przychodziła mu z pomocą. Jak twierdził, wszystkie trudne sprawy zawsze się rozwiązywały.

CZYTAJ DALEJ

Lekarka, matka, święta

Niedziela Ogólnopolska 17/2022, str. 20-21

[ TEMATY ]

św. Joanna Beretta Molla

Ewa Mika, Św. Joanna Beretta Molla /Archiwum parafii św. Antoniego w Toruniu

Joanna, spodziewając się kolejnego dziecka, stanęła wobec sytuacji ekstremalnej, w której wybór był zero-jedynkowy: albo jej życie, albo życie dziecka. Nie zawahała się przy podejmowaniu tej trudnej decyzji.

Minęło 100 lat od narodzin i 60 lat od śmierci św. Joanny Beretty Molli. Życie i śmierć tej włoskiej żony, matki czworga dzieci, rzuca wyjątkowo jasne światło na współczesne spory, w których prawo nienarodzonego dziecka do życia ściera się z „prawem” kobiet do aborcji.

CZYTAJ DALEJ

Bp Krzysztof Włodarczyk: szatan atakuje dziś fundamenty – kapłaństwo i małżeństwo

2024-04-28 18:43

[ TEMATY ]

Bp Krzysztof Włodarczyk

Marcin Jarzembowski

Bp Krzysztof Włodarczyk

Bp Krzysztof Włodarczyk

- Szatan atakuje dziś fundamenty - kapłaństwo i małżeństwo. Bo wie, że jeżeli uda mu się zachwiać fundamentami społeczeństwa, to zachwieje całym narodem. My róbmy swoje i nie dajmy się ogłupić - mówił bp Krzysztof Włodarczyk.

Ordynariusz zainaugurował obchody roku jubileuszowego 100-lecia bydgoskiej parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Szwederowie. - Została ona erygowana 1 maja 1924 r. przez kard. Edmunda Dalbora. Niektórzy powiedzą, był to piękny czas. Nie było telefonów komórkowych, telewizji, Internetu, żyło się spokojniej, romantycznie, piękna idylla. Czy na pewno? Nie do końca - mówił bp Włodarczyk, zachęcając, by wejść w głąb historii i zobaczyć, czym żyli przodkowie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję