W warszawskiej dzielnicy Żoliborz działa klub filmowy pod patronatem dzielnicowych władz: raz w miesiącu w kinie „Wisła” przy placu Wilsona odbywa się projekcja wybranego, ambitnego filmu
(lub filmów), który porusza jakieś ważne dla naszego państwa, społeczeństwa i narodu kwestie. Aliści jeden z radnych Żoliborza, dostrzegłszy zbyt wielkie - jego zdaniem - odchylenie prawicowe
propozycji repertuarowych, uznał za stosowne pokazać film z innej półki: Kanał Andrzeja Wajdy.
Ponieważ jestem autorem artykułu pt. Wajda patrzy na Polaków, opublikowanego w 23/2004 numerze Tygodnika Solidarność, w którym nie ukrywałem moich nieprawomyślnych poglądów na temat niektórych filmów
A. Wajdy, w tym i Kanału, dyrekcja klubu zaprosiła mnie na tę projekcję, iżbym parę słów powiedział o tym, jak Wajda tym filmem wpuścił nas wszystkich w historyczny kanał. Trochę się bałem konfrontacji
moich jakże niepoprawnych politycznie poglądów z młodzieżą gimnazjalną, która stanowi gros publiczności pokazów klubu: są przecież bez przerwy poddawani praniu mózgów, Wajdę pokazuje się im jako autorytet
najwyższy filmu polskiego - jak więc przyjmą moją nieuczesaną krytykę?
Niepotrzebnie się bałem. Nie rzucano we mnie zgniłymi jajami, gdy dowodziłem koniunkturalnego fałszu zawartego w Kanale. Przeciwnie, czułem, że ta młoda widownia uważnie mnie słucha, bo być może do
tej pory nikt jej niczego takiego nie mówił.
Nie wypowiadałem się na temat artystycznych walorów filmu, który - jak wiemy - zdobył specjalną nagrodę Jury na festiwalu w Cannes w 1957 r. Film ten jednak zawiera sporo dłużyzn
i taniej symboliki - czy wtedy, 47 lat temu, nikt tego nie zauważył?
Pomóż w rozwoju naszego portalu