Reklama

Skąd się biorą księża?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W dniach 1-4 września w Katowicach odbyła się konferencja rektorów wyższych seminariów duchownych. Głównym tematem tego spotkania nie była jednak wyłącznie refleksja nad zmniejszającą się liczbą kandydatów, bo chyba największym problemem seminariów jest dzisiaj skuteczność formacji i przygotowanie kapłanów, którzy potrafią odnaleźć się w nowych czasach Kościoła.

Niektóre blaski i cienie polskich seminariów

W pierwszym dniu obrad wyniki swoich badań nad formacją kandydatów do kapłaństwa przedstawił rektor Seminarium Duchownego w Warszawie, a jednocześnie socjolog - ks. Krzysztof Pawlina. Generalnie polscy seminarzyści nie oceniają aż tak źle wychowania seminaryjnego. Według nich, najlepszą stroną polskich seminariów jest formacja duchowa. Dużą zasługę mają tu ojcowie duchowni. Wprawdzie największe kłopoty młodzi polscy duchowni mają z medytacją i modlitwami, które wymagają ich własnej inwencji i aktywności, jednak wszelkie braki duchowe, według nich, wynikają nie tyle z winy seminariów, ile z braku osobistej gorliwości.
O wiele niżej została oceniona formacja intelektualna. Ktoś obliczył, że polski seminarzysta w ciągu całego toku studiów ma średnio prawie o tysiąc godzin wykładowych więcej niż studenci studiów świeckich. Wciąż są w Polsce takie seminaria, w których wykłady prowadzone są przez sześć dni w tygodniu. Wiele seminariów korzysta w dziedzinie formacji intelektualnej z przynależności do wydziałów teologicznych. Ta duża liczba godzin wykładowych mogłaby się wydawać atutem formacji do kapłaństwa, gdyby nie to, że klerycy żalą się, iż często ich wykłady przypominają czytanki, a program jest przestarzały, przeładowany i podawany w mało kreatywnej formie.
Za najsłabsze ogniwo seminaryjnej formacji uznano jednak przygotowanie pastoralne. Księża, którzy kończą nasze seminaria, bardzo często nie wykazują jakiejś wyjątkowej pasji duszpasterskiej. Większość z nich najchętniej pracowałaby w tradycyjnym duszpasterstwie, gdzie nie ma większych wymagań, a życie kapłana jest spokojne i ustabilizowane. Bardzo niepokojąco wyglądają wyniki badań, według których zaledwie kilka procent absolwentów seminariów deklaruje pasję uczenia katechezy w szkole. Biorąc pod uwagę, że praktycznie każdy młody ksiądz w Polsce idzie do szkoły uczyć dzieci, deklaracje te wydają się mocno niepokojące.
Cieniem polskich seminariów jest również brak u absolwentów zrozumienia i miłości do Kościoła. Jest to problem właściwej eklezjologii. Na spotkaniu rektorów bardzo często wracano do tego zagadnienia. Przede wszystkim zauważa się w seminarium pewien brak jasno sprecyzowanego modelu duchowości księdza diecezjalnego i jego miłości do Kościoła partykularnego. Seminarzyści czują się słabo związani ze swoimi pasterzami i często mają kłopoty z poprawnym rozumieniem posłuszeństwa. W seminarium trudno się nauczyć Kościoła jako wspólnoty i nie wystarczą tylko mądre wykłady z teologii dogmatycznej. Potrzebny jest więc model seminarium, które mogłoby urzeczywistnić prawdę o wspólnocie Kościoła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Życie na dwóch poziomach

Młodzi seminarzyści przychodzą do seminarium ze świata, w którym nauczyli się żyć na dwóch poziomach: osobistym, który jest często pełen problemów i rozdarcia, oraz zewnętrznym, który jest wynikiem chęci zaprezentowania siebie według mody tego świata. Zadaniem seminarium jest doprowadzenie młodego człowieka do prawdy o sobie i do autentycznego życia według wartości. Według bp. Edwarda Dajczaka, który dzielił się z rektorami seminariów swoimi uwagami z przeprowadzonych dla alumnów rekolekcji, tradycyjny model seminarium nie pomaga młodym ludziom zerwać z życiem opartym jedynie na zewnętrznej autoprezentacji. Opieranie modelu wychowawczego tylko i wyłącznie na regulaminie i zewnętrznych dyrektywach sprawia, że alumni dopasowują się do tych reguł bez wewnętrznej ich akceptacji, grają po prostu rolę kogoś, kim autentycznie nie są. - Nadszedł czas na zmiany - stwierdził bp Dajczak. - Nie można kwalifikacji na kapłanów opierać tylko na stwierdzeniu, że nie ma się żadnych zastrzeżeń do kandydata, ale pora pytać o jego umiejętności, pasje, charyzmaty.
Postulowaną drogą formacji jest wychowanie do wartości. Alumni, jak wszyscy młodzi ludzie, pójdą za tym, co wyda się im wartościowe, i za tymi wychowawcami, którzy wprowadzą ich w ten świat wartości. W tradycyjnej strukturze seminarium nie da się - według bp. Dajczaka - przezwyciężyć życia kapłanów na dwóch poziomach. Duża część seminaryjnych wychowawców nie styka się z autentycznymi postawami alumnów, ale z ich prezentacjami.
O próbach zmian w strukturze seminariów mówili zaproszeni goście z zagranicy: abp Giuseppe Mani z Włoch - wieloletni rektor seminarium w Rzymie oraz bp Jérôme Beau z Paryża. Ciekawym doświadczeniem podzielił się zwłaszcza biskup pomocniczy ze stolicy Francji. Omówił on model seminarium zbudowany w Paryżu według koncepcji kard. Jeana-Marie Lustigera. Podstawowym punktem formacji w paryskim seminarium jest rok propedeutyczny w Domu św. Augustyna. Jest to przede wszystkim rok życia duchowego, wspólnotowego i posługi ubogim. W tym czasie alumni mają zasmakować życia duchowego i zbudować możliwie najgłębsze relacje z Bogiem, nauczyć się życia we wspólnocie oraz wrażliwości na najuboższych. Dopiero po takim roku przygotowawczym młodzi decydują się na podjęcie studiów filozoficznych i teologicznych na wyższych latach seminarium.

Czas mądrych i odważnych poszukiwań

Podsumowaniem katowickich obrad rektorów seminariów była wspólna dyskusja. Zdominował ją głównie temat roku przygotowawczego w polskich seminariach. Zauważa się bowiem olbrzymią dysproporcję w zakresie doświadczenia Boga, dojrzałości emocjonalnej i intelektualnej wśród kandydatów do seminarium. Włączenie ich od razu w tok studiów filozoficznych i ścisłe reguły życia seminaryjnego jest bardzo często wielką przeszkodą w dojrzewaniu do żywej wiary i do zbudowania istotnych fundamentów chrześcijańskiego i kapłańskiego życia. Rektorzy dzielili się swoimi doświadczeniami w tej kwestii oraz różnymi próbami przygotowania alumnów do dojrzałej pracy w polskim Kościele.
Mimo, że nie znaleziono jednego optymalnego rozwiązania problemu współczesnej rzeczywistości seminariów duchownych, z katowickiego spotkania rektorów seminariów popłynął ważny głos motywujący wszystkich zainteresowanych formacją księży do poszukiwania nowych rozwiązań, które lepiej przygotowałyby kapłanów do dzisiejszych wyzwań. Podkreślono również olbrzymią rolę duszpasterstwa powołań, które byłoby inspiratorem wytrwałej modlitwy o powołania oraz towarzyszyłoby młodym ludziom w pielęgnowaniu w sobie głosu wezwania do służby kapłańskiej.

2008-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo: Maryja działa natychmiast

Historia Anny jest dowodem na to, że Bóg może człowieka wyciągnąć z każdej trudnej życiowej sytuacji i dać mu spełnione, szczęśliwe życie. Trzeba tylko się nawrócić.

Od dzieciństwa była prowadzona przez mamę za rękę do kościoła. Gdy dorosła, nie miała już takiej potrzeby. – Mawiałam do męża: „Weź dzieci do kościoła, ja ugotuję obiad i odpocznę”, i on to robił. Czasem chodziłam do kościoła, ale kompletnie nie rozumiałam, co się na Mszy św. dzieje. Niekiedy słyszałam, że Pan Bóg komuś pomógł, ale myślałam: No, może komuś świętemu, wyjątkowemu pomógł, ale na pewno nie robi tego dla tzw. przeciętnych ludzi, takich jak ja.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Miłość za miłość. Lublin w 10 rocznicę kanonizacji Jana Pawła II

2024-04-29 03:44

Tomasz Urawski

Lublin miał szczególny powód do świętowania kanonizacji św. Jana Pawła II. Przez 24 lata był on naszym profesorem i wiele razy podkreślał związki z Lublinem – mówi kapucyn o. Andrzej Derdziuk, profesor teologii moralnej KUL, kierownik Katedry Bioetyki Teologicznej KUL. 27 kwietnia 2014 r., na uroczystość kanonizacji Jana Pawła II z Lublina do Rzymu udała się specjalna pielgrzymka z władzami KUL. - Na frontonie naszego uniwersytetu zawisł olbrzymi baner z wyrażeniem radości, że nasz profesor jest świętym. Były także nabożeństwa w lubelskich kościołach, sympozja i zbieranie publikacji na temat Jana Pawła II – wspomina.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję