Reklama

Kajakiem z Krakowa do Bałtyku

Wyprawa z nurtem Wisły pomogła dwóm śmiałkom w sutannach poznać prawdziwe oblicze królowej polskich rzek i odkryć, że oglądane z tej perspektywy znane miejsca wyglądają zupełnie inaczej niż z perspektywy drogi. Patronem wyprawy był Jan Paweł II, a stałą lekturą - jego książka „Pamięć i tożsamość”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dzień 3

Z wolna wysuwam się ze śpiwora dopiero dziesięć minut po… szóstej! Na szczęście jest jasne, żywe słońce, które znów świeci prosto w nasze wejście do namiotu. Ufam, że ta jasność wkrótce pobudzi nas do życia. Pierwsze kroki kieruję ku kajakom. Sprawdzam każdą rysę na dnie. Martwię się zwłaszcza tą najgrubszą. Przyglądam się jej z bliska. Próbuję się uspokoić. Rysa jest, ale nie ma dzięki Bogu pęknięcia.
Rozpoczynając spływ, widzimy na tafli wiślanej zbliżający się do nas mały… „wodny tort”. Okazuje się, że jest to nic innego, jak najzwyczajniejszy styropianowy ślad po tradycji puszczania wianków świętojańskich.
Kiedy przepływamy pod mostem w Szczucinie, zauważam na mapie, w całkiem niedalekiej odległości od Wisełki, miejscowości o nazwach „Wadowice Górne” i „Wadowice Dolne”. To oczywiście, niemal automatycznie, wywołuje we mnie skojarzenie najpierw z samą osobą Ojca Świętego Jana Pawła II, a później z jego licznymi kajakarskimi przygodami.
Rozglądając się wokół, zauważamy po prawej stronie rzeki kolejny krzyż. Niemal automatycznie szeptam „Wieczny odpoczynek”. Opanowuje mnie nastrój zadumy: Ileż to istnień ludzkich pochłonęły już wody wiślane? Ile osób ginie nad Wisłą rokrocznie?
Przed szesnastą jesteśmy opodal Połańca. Mijamy kutry i barki o nazwach „Paweł”, „Helena”, „Kraków”, „Soła”. Barki te wypełnione są trzciną, która będzie użyta do umacniania brzegów. Wisła w tej okolicy jest coraz bardziej rozlana. To już naprawdę szeroki akwen. Około szesnastej dostrzegamy dwie biało-czerwone „skarpety” strzelające w niebo. Chodzi o kominy elektrowni wodnej w Połańcu. Nie ma na tym odcinku mostu. Funkcjonuje tylko prom z różnej wysokości podjazdami wykorzystywanymi w zależności od stanu wody.
Koło elektrowni jesteśmy mniej więcej za godzinę. Czujemy, że nurt nagle znacznie przyspiesza. Jest jakby trochę nieswojo. Co będzie dalej? W ostatniej chwili udaje się nam ominąć żelazne umocnienia.
Okazuje się, że na wysokości elektrowni został utworzony sztuczny stopień wodny. Po drugie - tuż nad wodą - nie wiadomo po co - przeciągnięta została linka stalowa. Po trzecie - widać z góry, iż tworzą się tam wiry. I wreszcie po czwarte - dowiadujemy się od strażnika zakładowego, że rok temu przepływający tędy kajakarze mieli prawdziwie traumatyczne przeżycia. Jedna z osób o mało nie utonęła. Dlaczego? O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego nie ma bezpieczniejszego miejsca do spływu?
Dzięki życzliwości panów z ochrony elektrowni mogę z nimi wjechać na teren strzeżony i osobiście zobaczyć to najbardziej niebezpieczne miejsce. Po dłuższej analizie stwierdzam, że chyba damy radę. Rzeczywiście nurt obniża się i są wiry, ale na szczęście owa stalowa linka jest na tyle wysoko nad lustrem wody, że nie będzie chyba konieczne pochylanie się czy wręcz przyjmowanie w kajaku pozycji leżącej. Zanim odepchniemy się od brzegów zatoczki, w której zacumowaliśmy z tak dużym trudem, zakładamy kapoki. Spontanicznie zapinamy je na sobie nieco mocniej. Mamy niezłego pietra.
Kiedy jesteśmy na wysokości elektrowni, płyniemy dwa, trzy metry od brzegu po prawej stronie. Nurt z lewej strony obmywa metalowe, zardzewiałe osłony. Wiemy, że woda jest pod nimi wciągana w te złowrogo ryczące turbiny. Nie trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby ktoś został tam wessany.

Dzień 4

Około wpół do jedenastej, kiedy już mamy zamiar wystartować do kolejnego etapu spływu, zaczyna mżyć. Nieco później robi się na szczęście ciepło. Jesteśmy w kurtkach przeciwdeszczowych, więc można powiedzieć, że robi się nam nawet za ciepło.
Wisła nadal urzeka licznymi wysepkami. Obydwaj coraz lepiej „czytamy” rzekę. Raz po raz wykorzystujemy nieco szybszy nurt, włączając się w bieg Wisły, która znacznie przyspiesza zaraz za kamiennymi falochronami. Czuć wówczas kołysanie oraz lekkie kręcenie spowodowane powstającymi tamże wirami. Nie wydaje się to jednak być zbyt groźne, gdyż na tym odcinku rzeki wiry są jeszcze stosunkowo niewielkie.
Dopływając do Tarnobrzega, najpierw widzimy wysokie wieże kościołów. Patrząc na lokalizację tego miasta, dochodzimy do wniosku, że w zasadzie mieszkańcy ani tym bardziej radni nie interesują się Wisłą. Jedynie wędkarze wiedzą, że w Wiśle można już łowić ryby. Jak się wkrótce przekonamy, całkiem inaczej mają się sprawy w Sandomierzu, który Wisłę traktuje jak partnera.
Przed Sandomierzem wpatrujemy się w inteligentną konstrukcję umocnień brzegowych. Misterna robota. Zbudowanie takich umocnień z pali, kamieni i krzewów musiało na pewno kosztować dużo wysiłku. Teraz z pewnością spełnia swoje zadanie, gdyż po jakimś czasie dodatkowo obrasta zaroślami i dlatego jest w stanie wytrzymać napór wody podczas powodzi.
Za Sandomierzem rozciągają się dziwne góry. Noszą nazwę Gór Pieprzowych. I wyglądają faktycznie jak duże ziarna pieprzu. Przy zachodzącym akurat słońcu ich widok wywołuje we mnie skojarzenie z rzymskim Awentynem. Gdyby jeszcze tylko były porośnięte innym rodzajem drzew - typu włoskiego. Obrazek byłby wówczas niemal identyczny.
Czwartkowy etap spływu kończymy na piaszczystej skarpie przy ujściu, a właściwie w samym ujściu Sanu do Wisły. Słucham audycji radiowej o tym, co stało się w Wielkiej Brytanii. Chodzi o zamachy bombowe. Chwilę rozmawiamy na ten temat, ale wkrótce zmęczenie bierze górę. Jeśli chodzi o „Pamięć i tożsamość”, to wielokrotnie podczas dnia myślałem nad tym trudnym problemem istnienia dobra i zła. Co Papież miał na myśli, mówiąc, że Bóg dopuścił miarę zła oraz że miara dobra jest zawsze większa. Przerasta mnie ten temat. Owszem, czuję na przykład, że przebaczenie to dobro większe od zła, ale inne wątki myśli papieskiej w tym rozdziale są dla mnie jeszcze za trudne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świdnica. Złożyli przysięgę, będą święceni

2024-05-10 23:38

[ TEMATY ]

Świdnica

święcenia diakonatu

wsd świdnica

alumni

archiwum prywatne

Marcin Dudek składa przysięgę przed święceniami diakonatu.

Marcin Dudek składa przysięgę przed święceniami diakonatu.

W sobotę 11 maja Kościół świdnicki cieszyć się będzie z czterech nowych duchownych.

CZYTAJ DALEJ

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

2024-05-10 13:22

[ TEMATY ]

Raymond Nader

Karol Porwich/Niedziela

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

Raymond Nader pokazuje ślad, który zostawił mu na ręce św. Szarbel

W Duszpasterstwie Akademickim Emaus w Częstochowie miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Raymond Nader, który przeżył niezwykłe doświadczenie mistyczne w pustelni, w której ostatnie lata spędził św. Szarbel, podzielił się swoim świadectwem.

Raymond Nader jest chrześcijaninem maronitą, ojcem trójki dzieci, który doświadczył widzeń św. Szarbela. Na początku spotkania Raymond Nader podzielił się historią swojego życia. – Przed rozpoczęciem studiów byłem żołnierzem, walczyłem na wojnie. Zdecydowałem o rozpoczęciu studiów, by tam zrozumieć istotę istnienia świata. Uzyskałem dyplom z inżynierii elektromechanicznej. Po studiach wyjechałem z Libanu do Wielkiej Brytanii, by tam specjalizować się w fizyce jądrowej – tak zaczął swoją opowieść Libańczyk.

CZYTAJ DALEJ

Adorować to postawić Boga w centrum życia

2024-05-11 09:47

ks. Łukasz Romańczuk

Abp Józef Kupny, metropolita wrocławski

Abp Józef Kupny, metropolita wrocławski

Drugi dzień II Kongresu Wieczystej Adoracji rozpoczął się w katedrze pw. św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu. Eucharystii przewodniczył abp Józef Kupny, metropolita wrocławski.

W homilii abp Józef Kupny wyjaśnił, czym jest adoracja Najświętszego Sakramentu. - Odkrywamy adorację jako wymóg wiary. Adorować to postawić Boga w centrum życia, to nadać wszystkim sprawom właściwy porządek, stawiając Boga na pierwszym miejscu. W życiu wiarą nie wystarczy sama wiedza teologiczna, potrzeba Go spotkać i adorować. Na niewiele zdadzą się nasze wiadomości z zakresu życia religijnego czy zdolności duszpasterskie, jeśli nie padamy na kolana. Wiara jest relacją z żywą osobą, którą się kocha. Stając twarzą w twarz z Jezusem poznajemy Jego oblicze. Adorując odkrywamy dzieje miłości z Bogiem, w którym nie wystarczają idee, ale trzeba Go postawić na pierwszym miejscu, tak jak stawia się osobę, którą kochamy. Taki właśnie musi być Kościół, adorujący i zakochany w Jezusie, swoim Oblubieńcu - wskazał. abp Kupny i dodał: - Trwanie na kolanach przed Jezusem jest lekarstwem na podziały w Kościele. Dzisiaj chcemy rozważać, że adoracja czyni jedność w Kościele. Przez adorację dokonuje się wyzwolenie z największego niewolnictwa, uzależnienia do nas samych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję